Rozpoczynająca się trzydzieści lat temu transformacja systemów komunistycznych sprawiła, że możliwa stała się nie tylko historyczna ocena ich funkcjonowania, lecz i próby rozliczenia prawnego oraz osądzenia zbrodni. Kraje, które doświadczyły totalitaryzmu, podeszły do tego zagadnienia w różny sposób.

W XX wieku podjęto kilka całościowych prób osądzenia zbrodni systemów politycznych. Tuż po I wojnie światowej państwa zwycięskiej koalicji planowały postawienie przed międzynarodowym trybunałem przywódców Niemiec ponoszących ich zdaniem odpowiedzialność za wybuch konfliktu oraz mordy popełniane na terenach okupowanych. Przed sądy nie udało się doprowadzić dowódców wojskowych i zbiegłego do Holandii Wilhelma II. Procesy zbrodniarzy wojennych organizowane w samych Niemczech wywołały oburzenie opinii publicznej i zakończyły się fiaskiem. Jedyną formą odpowiedzialności Niemiec były straty terytorialne i ogromne reparacje.

Doświadczenia te sprawiły, że po II wojnie światowej zdecydowano się na przygotowanie wielkich procesów norymberskich, których faktycznym celem było nie tylko osądzenie zbrodni, lecz również pokazanie prawdy o systemie narodowosocjalistycznym. W praktyce okazało się, że działania denazyfikacyjne były powierzchowne i doprowadziły do osądzenia tylko wąskiej grupy zbrodniarzy. „Społeczeństwo niemieckie odrzucało denazyfikację jako działalność stygmatyzującą. Uważano, że skoro ukarano największych zbrodniarzy, można spokojnie zająć się swoim życiem” – powiedziała w rozmowie z PAP prof. Anna Wolff-Powęska z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Demontaż systemów komunistycznych siłami samych społeczeństw sprawił, że ich rozliczenie było zależne wyłącznie od nich samych. Państwa, które wychodziły z komunizmu, potrzebowały nowych, wyspecjalizowanych instytucji, które byłyby zdolne do przejęcia i oceny zawartości tworzonych przez prawie pół wieku archiwów służb bezpieczeństwa.

Za jeden z najbardziej brutalnych i niezmiennych reżimów bloku komunistycznego był uważany ten panujący w latach 1949– 1989 w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Skala inwigilacji podjętej przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego NRD (MfS – Stasi) była znacznie większa niż w innych krajach „demokracji ludowej”. Pod koniec istnienia Niemiec Wschodnich z 17 mln obywateli NRD ok. 173 tys. było konfidentami Stasi. W ciągu czterdziestu lat NRD ok. 600 tys. obywateli państwa zostało zarejestrowanych jako tajni współpracownicy bezpieki.

Zaskakujące tempo upadku systemu komunistycznego w NRD sprawiło, że problem ustosunkowania się do przeszłości stał się częścią rzeczywistości politycznej zjednoczonych Niemiec. W grudniu 1989 i styczniu 1990 r. na wieść o niszczeniu akt przez funkcjonariuszy Stasi manifestanci zajęli wiele lokalnych przedstawicielstw bezpieki. Jedna z działaczek opozycji demokratycznej stwierdziła, że każdy z protestujących powinien wziąć swoją teczkę do domu. Sytuacja, w której działacze antykomunistyczni przejęli archiwa służby bezpieczeństwa tak szybko po upadku systemu, była bezprecedensowa.

Już w sierpniu 1990 r. Izba Ludowa NRD zdecydowała o powołaniu pierwszej instytucji zajmującej się badaniem i udostępnianiem dokumentów Stasi. Pierwszym jej szefem został działacz opozycji demokratycznej, pastor Joachim Gauck. Od jego nazwiska często określa się urząd Pełnomocnika Federalnego ds. Materiałów Państwowej Służby Bezpieczeństwa NRD (BStU). Instytut Gaucka przejął 111 km bieżących dokumentów z archiwów Stasi. Oprócz udostępniania akt zainteresowanym do zadań placówki należy naukowe opracowanie dokumentów oraz działalność oświatowa. Na wniosek urzędów państwowych i innych placówek publicznych urząd lustruje kandydatów na stanowiska rządowe pod kątem ewentualnej współpracy ze Stasi. Procedury lustracyjne dotyczą również pracowników szkolnictwa, sądownictwa i mediów.

Mimo że BStU przez wiele lat było uznawane za wzorowo działający instytut badań naukowych, wielu polityków RFN wyrażało niepokój przed pełnym ujawnieniem akt Stasi. „Obawiałem się, że całe to szambo wybije i zatruje atmosferę w Niemczech” – mówił ówczesny kanclerz RFN Helmut Kohl. Wielu postulowało nawet zamknięcie archiwów. Tego rodzaju obawy mieli także przedstawiciele kościołów, które były bardzo silnie inwigilowane przez Stasi. Częściowe odtajnienie archiwów w ostatnich tygodniach istnienia NRD oraz późniejszy nacisk społeczny sprawiły, że nie było możliwe ich ponowne zamknięcie. Zgromadzone tam materiały wciąż cieszą się dużym zainteresowaniem niemieckiej opinii publicznej.

Od rozpoczęcia działalności swoje teczki otrzymały ponad 3 mln osób. W latach dziewięćdziesiątych Instytut Gaucka był wzorem dla podobnych placówek w innych krajach Europy Środkowej.

Znacznie mniejszym powodzeniem zakończyły się próby prawnego osądzenia funkcjonariuszy reżimu. Ostatni jego przywódca Erich Honecker zmarł w Chile w 1994 r. Ciążące na nim zarzuty dotyczyły m.in. współudziału w morderstwie obywateli NRD uciekających do RFN. Wszczęto ok. 100 tys. postępowań przeciwko byłym funkcjonariuszom reżimu. Zaledwie ok. 2 tys. z nich stanęło przed sądem. Do więzień trafiło około pięćdziesięciu. Wśród nich nie było byłych szefów Stasi. Większość zbrodni komunistycznych przedawniła się w 2000 r.

W grudniu 1989 r. upadał reżim komunistyczny w Czechosłowacji. Podobnie jak w innych krajach bloku wschodniego bezpieka przystąpiła tam do masowego niszczenia dokumentów. W ciągu kilku tygodni postąpiono w ten sposób z blisko 50 tys. teczek. Dla porównania warto przytoczyć szacunki, według których służba bezpieczeństwa (Státní bezpečnost, StB) do końca istnienia zarejestrowała ok. 90 tys. tajnych współpracowników. W kolejnych miesiącach i latach tempo ujawniania działalności komunistycznej bezpieki znacząco ograniczyły spory polityczne oraz rozpad państwa. Najbardziej wpływowy polityk Słowacji Vladimír Mečiar dążył do przejęcia władzy przez współpracę z politykami byłego reżimu. W 1992 r. pojawiły się informacje na temat jego pracy dla StB. Dla polityka szczególnie kompromitujące były doniesienia mediów na temat jego udziału w inwigilacji legendarnego przywódcy praskiej wiosny Alexandra Dubčeka. Ta trudna sytuacja polityczna sprawiła, że procesy lustracyjne na Słowacji zostały opóźnione o kilka lat.

Mimo wielu przeszkód w listopadzie 1991 r. udało się przyjąć ustawę otwierającą drogę do rozliczenia dawnego systemu. Parlament Czechosłowacji uznawał ustrój komunistyczny za de facto nielegalny i umożliwił ściganie zbrodni popełnianych w latach 1948–1989 bez stosowania zasady niedziałania prawa wstecz. Powołano również Urząd Dokumentacji i Ścigania Zbrodni Komunizmu. Jednym z sukcesów jego pionu prokuratorskiego było skazanie odpowiedzialnych za rozpędzenie pokojowej manifestacji zorganizowanej w listopadzie 1989 r. w Pradze. Echem odbiło się też skazanie na siedem lat więzienia prokuratora wojskowego odpowiedzialnego za mord sądowy na czechosłowackim bohaterze obu wojen światowych Heliodorze Píce.

Wreszcie, po długich debatach, w 1996 r. parlament czeski przyjął ustawę o pełnym udostępnieniu akt StB. Dokumenty pozostawały jednak w gestii MSW, przez co wgląd do nich był bardzo utrudniony. Wiele zmieniło opublikowanie w 2003 r. opracowywanej przez kilka lat, dostępnej w internecie listy 75 tys. nazwisk współpracowników bezpieki. Dopiero w 2007 r. Czechy powołały zaś Instytut Badania Reżimów Totalitarnych (USTR), którego struktura i formy działania wzorowane są na polskim IPN. W swoich pracach Instytut zajmuje się badaniem obu reżimów totalitarnych panujących w Czechach w latach 1938–1989. Przez kilka kolejnych lat USTR był atakowany przez środowiska postkomunistyczne, które zarzucały jego pracownikom „upolitycznianie historii”.

Warto dodać, że ulicy, przy której znajduje się praska siedziba USTR, nadano w roku 2009 imię Ryszarda Siwca, a w 2010 r. ustawiono obok pamiątkowy obelisk.

W Słowacji dopiero po odejściu Vladimira Mečiara udało się doprowadzić do rozpoczęcia dyskusji na temat rozliczenia komunizmu. W 2002 r. powołano Instytut Pamięci Narodu (UPN). Również ta placówka była wzorowana na polskim IPN. Jej celem jest badanie dziejów Słowacji w okresie marionetkowego Państwa Słowackiego oraz komunizmu.

Także na Węgrzech tamtejsze instytucje zajmujące się dokumentowaniem zbrodni komunistycznych opisują okres rządów kolaboracyjnych, czyli strzałokrzyżowców. W 1997 r. powołano Biuro Historyczne, które w 2004 r. zostało przekształcone w Archiwum Historyczne Węgierskiego Bezpieczeństwa Państwowego. Od 2013 r. na Węgrzech działa też Urząd Komitetu Pamięci Narodowej, którego zadaniem jest dokumentowanie dziejów rządów komunistycznych na Węgrzech. Stosunkowo późne powołanie tego rodzaju instytucji oraz długi okres sprawowania władzy przez partie postkomunistyczne niemal uniemożliwiły rozliczenie najbardziej krwawego okresu reżimów komunistycznych, czyli wydarzeń roku 1956. W 2001 r. wydaniem bardzo niskich wyroków zakończył się proces odpowiedzialnych za masakrę w Mosonmagyaróvár. 26 października 1956 r. na ulice tego niewielkiego miasteczka przy granicy z Austrią wyszły tysiące mieszkańców. Żądali zdjęcia czerwonej gwiazdy z budynku miejscowej siedziby bezpieki. W odpowiedzi funkcjonariusze urzędu bezpieczeństwa ÁVO otworzyli ogień z broni maszynowej. Zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób. Najważniejszym miejscem upamiętniania ofiar roku 1956 i innych ofiar totalitaryzmów jest otwarty w 2002 r. budapeszteński Terror Háza (Dom Terroru) opowiadający o zbrodniach dwóch totalitaryzmów.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych instytucję zajmującą się archiwami bezpieki powołała Rumunia. Narodowa Rada Badań Archiwów Securitate (CNSAS) udostępnia archiwa jednej z najpotężniejszych i najbardziej brutalnych służb bezpieczeństwa bloku komunistycznego. Według szacunków historyków Securitate miała ok. 700 tys. agentów w kraju liczącym blisko 22 mln obywateli. Gwałtowny upadek reżimu oraz długi okres rządów byłych komunistów sprawiły, że archiwa tej bezpieki zostały w dużej części zniszczone; m.in. z tego powodu trudno było rozliczać byłych funkcjonariuszy władzy. W tym celu w 2005 r. utworzono Instytutu ds. Badania Zbrodni Komunistycznych w Rumunii. Jego pracownicy planowali przedstawienie ok. 400 aktów oskarżenia wobec byłych wysoko postawionych członków Securitate. Jedną z niewielu udanych prób osądzenia komunistycznych zbrodni był proces Iona Ficiora, byłego komendanta obozu pracy Periprava. W okresie jego komendantury, w latach 1958–1963, zmarło tam lub zostało zamordowanych 103 więźniów politycznych. Zapamiętany został przez skazańców ze względu na wyszukane formy sadyzmu. W 2016 r. 88-letniego Ficiora skazano na dwadzieścia lat pozbawienia wolności. Zbrodniarz zmarł w więzieniu we wrześniu 2018 r.

W 2017 r. podobną karę wymierzono Alexandru Vișinescu. Były naczelnik więzienia w Râmnicu Sărat był oskarżony o stworzenie w nim „systemu eksterminacji” więźniów. W trakcie procesów obu zbrodniarzy ujawniono informacje o bardzo wysokich emeryturach byłych funkcjonariuszy Securitate. Doniesienia te wywołały oburzenie rumuńskiej opinii publicznej.

W 2016 r. rumuńska prokuratura poinformowała także o wszczęciu śledztwa w sprawie „zbrodni przeciwko ludzkości” – śmierci ponad tysiąca uczestników antykomunistycznych protestów w grudniu 1989 r., w dniach przed obaleniem i po dyktatora Nicolae Ceaușescu.

Najpóźniej spośród krajów bloku komunistycznego problemem dostępu do akt służb bezpieczeństwa zajęła się Bułgaria. Komisja Ujawniania Dokumentów i Ogłaszania Przynależności Obywateli Bułgarii do Organów Bezpieczeństwa Państwa i Służb Wywiadowczych Narodowej Armii Bułgarskiej powstała w 2006 r. Prace rozpoczęła dopiero po pięciu latach, gdy jej pracownicy zbadali przeszłość 102 tys. obywateli pełniących funkcje publiczne lub kandydujących na takie stanowiska. Ujawniono nazwiska 3800 byłych etatowych pracowników i agentów bezpieki, wywiadu i kontrwywiadu wojskowego.

Wcześniej podjęto kilka prób ujawnienia byłych agentów. Jedną z przeszkód było zniszczenie znacznej liczby akt w styczniu 1990 r., za co dwóch ówczesnych wysokich rangą funkcjonariuszy MSW otrzymało wyroki skazujące. Pozbyto się wtedy m.in. wszystkich dokumentów dotyczących zabójstwa bułgarskiego pisarza i dysydenta Georgiego Markowa w Londynie w 1978 r. na zlecenie komunistycznej bezpieki. Według różnych danych zniszczonych miało być od 30 do 50 proc. wszystkich akt.

Z dokumentów opublikowanych przez Komisję Ujawniania wynika, że od 1989 r. 120 byłych agentów zasiadało w parlamencie. Z bezpieką było powiązanych również dwóch premierów oraz wielu dyplomatów.

Instytucje udostępniające dokumenty sowieckiej bezpieki istnieją też w Estonii i na Litwie. Na Łotwie zbiory te są zarządzane i otwierane przez archiwa państwowe. Warto pamiętać, że w ich gestii jest stosunkowo niewielka część akt sowieckiego aparatu bezpieczeństwa. Zdecydowana większość znajduje się w archiwach rosyjskich. Jednym z przykładów działania Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy jest ujawnienie w 2018 r. zbioru dokumentów i relacji dotyczących sowieckich zbrodni popełnianych na Litwie w latach 1944–1953.

Duże zainteresowanie wywołują także na Litwie kwestie współpracy członków Sąjūdisu (Litewskiego Ruchu na rzecz Przebudowy) z KGB. Centrum zarządza również Muzeum Okupacji i Walk o Wolności, które mieści się w dawnej wileńskiej siedzibie gestapo, NKWD i KGB. Podobne funkcje spełnia istniejące od 1993 r. Muzeum Okupacji w Rydze.

Powstanie Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej jest związane z przemianami, które nastąpiły w tym kraju po tzw. pomarańczowej rewolucji jesienią 2004 r. Instytut rozpoczął działalność w roku 2007. Jednak już w 2010 r. prorosyjski prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz zlikwidował tę instytucję. Skonfliktowany z nim rząd przywrócił Instytut i podporządkował go decyzjom rady ministrów. Cztery lata później, po kolejnym przewrocie politycznym, UIPN przejął archiwa NKWD i KGB przekazane mu przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy.

Działalność UIPN skupia się na dokumentowaniu sowieckich zbrodni, szczególnie wielkiego głodu lat trzydziestych oraz walki o niepodległość. W ostatnich latach władze Instytutu włożyły wiele wysiłku w upamiętnianie ukraińskich organizacji nacjonalistycznych, takich jak UPA. Prace Instytutu prowadzą do ograniczenia możliwości dialogu między polskimi a ukraińskimi historykami. W 2017 r. strona ukraińska wstrzymała prowadzenie przez polski IPN poszukiwań miejsc pochówków Polaków na Ukrainie, w tym ofiar zbrodni wołyńskiej. Powodem był demontaż nielegalnie wzniesionego pomnika Ukraińskiej Powstańczej Armii w Hruszowicach na Podkarpaciu.

Na początku lat dziewięćdziesiątych starania na rzecz rozliczenia systemu komunistycznego podjęto też w Rosji. U schyłku istnienia ZSRS przyjęto ustawę o rehabilitacji ofiar represji komunistycznych. W tym samym czasie niektórym rodzinom ofiar masowych zbrodni udostępniano tajne dotąd dokumenty. W kolejnych latach wgląd do archiwów NKWD był coraz bardziej ograniczony i zależny wyłącznie od decyzji politycznych. Stąd tak wielkim zainteresowaniem cieszyły się wszelkie dokumenty odtajniane przez byłych funkcjonariuszy KGB, takie jak zbiór 300 tys. tajnych i poufnych akt sowieckich, zebrany przez archiwistę KGB Wasilija Mitrochina i wywiezionych z Rosji w 1992 r.

Za moment ostatecznego zakończenia prób rozliczenia dawnego systemu w Rosji uważane jest dojście do władzy byłego funkcjonariusza KGB Władimira Putina oraz przyjęcie w 2004 r. specjalnej ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym byłych funkcjonariuszy aparatu państwowego i partyjnego, której faktycznym celem było ich ponowne uprzywilejowanie.

Pod rządami obecnych władz dochodzi jednak do ograniczonych form upamiętniania mordów komunistycznych. W 2017 r. w Moskwie odsłonięto monumentalny pomnik, Ścianę Smutku, poświęcony wszystkim ofiarom „masowych represji”. Odsłonięcie monumentu skrytykowali dawni dysydenci. „Nie można pozwolić władzom autorytarnym na to, by jedną ręką odsłaniały pomniki ofiar represji, a drugą siały samowolę i bezprawie” – napisali w liście otwartym. Wciąż główną instytucją dokumentującą sowieckie zbrodnie jest zwalczane przez Kreml Stowarzyszenie Memoriał.

Z kolei symbolem nierozliczenia systemu komunistycznego na Białorusi są losy podmińskiego uroczyska w Kuropatach. Według szacunków badaczy może spoczywać w nim nawet 250 tys. osób zgładzonych przez władze sowieckie w latach trzydziestych i czterdziestych. Wśród nich jest wielu Polaków – ofiar tzw. operacji polskiej oraz białoruskiej części zbrodni katyńskiej. Od schyłku lat osiemdziesiątych upamiętnieniem tego miejsca zajmują się wyłącznie działacze społeczni i opozycyjni. „Ludowy memoriał” składa się ze stawianych tam drewnianych krzyży. Państwo jak dotąd nie utworzyło w Kuropatach oficjalnego miejsca pamięci. Władze Białorusi kontynuują również sowiecką politykę historyczną. W kraju tym wciąż znajdują się pomniki działaczy komunistycznych. Wiele ulic nosi nazwę „17 września”, która ma symbolizować „zjednoczenie ziem wschodniej i zachodniej Białorusi” w wyniku sowieckiej agresji na Polskę w 1939 r.

Trzydziesta rocznica rozmów okrągłego stołu, które otwierały drogę do transformacji systemu komunistycznego, zbiega się z dwudziestą rocznicą wejścia w życie ustawy powołującej Instytut Pamięci Narodowej – Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

Historia polskich prób instytucjonalnego rozliczenia komunizmu jest jednak znacznie dłuższa i sięga ostatnich miesięcy istnienia PRL. Już 17 sierpnia 1989 r. sejm kontraktowy powołał Komisję Nadzwyczajną do Zbadania Działalności MSW. Na jej czele stanął poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego Jan Rokita. Celem komisji było zbadanie 122 przypadków niewyjaśnionych zgonów działaczy opozycji antykomunistycznej po 12 grudnia 1981 r. W trakcie prac ustalono, że 88 z nich miało związek z działaniami bezpieki. Wskazano także sto nazwisk funkcjonariuszy odpowiedzialnych za zbrodnie. Wnioski z raportu nie miały przełożenia na działania prokuratury.

W 1991 r. możliwe stało się też ściganie zbrodni stalinowskich. Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce została przekształcona w Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W latach dziewięćdziesiątych jedną z niewielu spraw dotyczących odpowiedzialności za te mordy był toczący się od 1996 r. proces szefa departamentu śledczego MBP Adama Humera i kilku innych funkcjonariuszy. Sąd wymierzył im kary od dwóch do dziewięciu lat więzienia za znęcanie się nad więźniami politycznymi w latach 1946–1954. Najwyższy wyrok dostał Humer. W 1998 r. sąd odrzucił apelacje jego i innych; z powodów formalnych części nieznacznie obniżono wyroki, m.in. Humerowi (z dziewięciu lat lat do 7,5 roku).

Większość innych procesów zakończyło się nieskazaniem lub umorzeniem postępowań z powodu śmierci oskarżonych. Tak było m.in. w przypadku sędzi Marii Górowskiej, która w 1952 r., po sfingowanym procesie, skazała na śmierć bohatera AK gen. Augusta Emila Fieldorfa, ps. Nil. W 2008 r. w Wielkiej Brytanii zmarła Helena Wolińska, stalinowska prokurator wojskowa, której wydania od Londynu bez skutku żądał pion śledczy IPN. Zarzucono jej bezprawne aresztowanie 24 osób, w tym gen. Fieldorfa. Przed sądem nigdy nie stanął jeden z największych zbrodniarzy sądowych, zmarły w 2008 r. Mieczysław Widaj odpowiedzialny za skazanie na śmierć ponad stu żołnierzy podziemia niepodległościowego.

Z przyczyn politycznych uchwalenie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej było możliwe dopiero po wielu latach dyskusji i nieudanych próbach lustracji i dekomunizacji, takich jak ta podjęta wiosną 1992 r. przez rząd premiera Jana Olszewskiego. Ustawa z 1998 r. do głównych zadań IPN zaliczyła gromadzenie i zarządzanie dokumentami organów bezpieczeństwa państwa, które sporządzono od 22 lipca 1944 do 31 lipca 1990 r., prowadzenie śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich i komunistycznych, w tym mordów popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości, które zostały popełnione w okresie od 8 listopada 1917 do 31 lipca 1990 r.

Ustawa wprowadziła również pojęcie zbrodni komunistycznych. W artykule 39. określono, że są nimi: „czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od 17 września 1939 do 31 lipca 1990 r., polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności, bądź w związku z ich stosowaniem, stanowiące przestępstwa według polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia”. Po raz pierwszy też w ustawie tej zdefiniowano pojęcie organów bezpieczeństwa odpowiedzialnych bezpośrednio za owe zbrodnie.

W ciągu pierwszych dziesięciu lat po utworzeniu Instytutu Pamięci Narodowej podległa mu Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu przeprowadziła łącznie 9218 spraw, z których 6457 dotyczyło mordów komunistycznych, 2404 niemieckich i 357 zbrodni przeciwko pokojowi i ludzkości. Skierowano akty oskarżenia przeciw 391 osobom. Prawomocne orzeczenia zapadły w stosunku do 239 osób, 128 z nich prawomocnie skazano.

Symbolicznym elementem instytucjonalnego rozliczenia działań systemu komunistycznego jest wprowadzenie w roku 2017 tzw. ustawy dezubekizacyjnej, która obniżyła emerytury byłym funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa PRL.

Zdaniem większości historyków skala działań zmierzających do rozliczenia komuny i jej funkcjonariuszy podjętych po 1989 r. była dalece niewystarczająca i spóźniona. Wiceprezes IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk w rozmowie z PAP poświęconej postaci stalinowskiego zbrodniarza sądowego Mieczysława Widaja powiedział: „Państwo polskie przez niemal dwie dekady nie było w stanie poradzić sobie z tym problemem, nie zdołało osądzić ludzi, którzy w latach czterdziestych i pięćdziesiątych wydawali wyroki śmierci w procesach politycznych. Widaj umierał w 2008 r., a nie 1988 lub 1978 r.: było wystarczająco dużo czasu, aby postawić go przed sądem i rozliczyć za czyny, które popełnił przed laty. Rzecz nie w tym, aby tego wówczas starego człowieka posadzić do celi więziennej. Chodziło raczej o wymiar symboliczny, aby sąd III RP ocenił postępowanie stalinowskiego sędziego, a jednocześnie odstąpił od wymierzenia kary lub zawiesił jej wykonanie. Tak było nie tylko w przypadku Mieczysława Widaja”.

Michał Szukała (PAP)