Powstanie dwóch państw niemieckich jesienią 1949 r. stawiało władze komunistyczne w nowym położeniu. Do tej pory jeden z głównych elementów ich narracji propagandowej, czyli odzyskanie ziem zachodnich, opierał się na zagwarantowaniu nowej granicy przez Związek Sowiecki. Formalny koniec okupacji Niemiec zmieniał tę sytuację i wymagał porozumienia z jednym z państw niemieckich. Polska Ludowa, podobnie jak pozostałe państwa komunistyczne, uznała Niemiecką Republikę Demokratyczną za jedyne państwo niemieckie obejmujące całość jego terytorium i reprezentujące cały naród niemiecki.
Podczas konferencji w Poczdamie przyznano Polsce tereny sięgające po Odrę i Nysę Łużycką oraz niedokładnie określoną część Prus Wschodnich. Szczegółowy przebieg linii granicznej miał zostać wytyczony na odrębnej konferencji międzynarodowej, do której jednak nie doszło ze względu na załamanie się stosunków Zachodu ze Związkiem Sowieckim i z jego państwami satelickimi. Umowy poczdamskie oraz uzgodnienia zawarte w trakcie wcześniejszych konferencji Wielkiej Trójki przewidywały udział polskich władz w wytyczaniu ostatecznego przebiegu granicy. Dla rządu w Warszawie był to kolejny argument za zawarciem porozumienia z NRD. Propaganda komunistyczna (w dużej mierze zgodnie z prawdą) przypomniała, że w zachodnich sektorach okupacyjnych oraz powstałej w ich miejsce Republice Federalnej Niemiec bardzo aktywne są środowiska tzw. wypędzonych, a nowe państwo niemieckie faktycznie zawiesiło proces denazyfikacji. W NRD istnienie tego rodzaju ruchów nie było możliwe, co nie zmienia faktu, że nastroje antypolskie, kwestionowanie nowej granicy i udział byłych nazistów w nowej elicie władzy, były powszechne.
Dążenie Warszawy do zawarcia porozumienia wzmacniały dokonane jeszcze w czasie istnienia sowieckiej strefy okupacyjnej kilkukrotne przesunięcia granicy. Jesienią 1945 r. przyznane pierwotnie Polsce miejscowości Altwarp i Rieth leżące nad Zalewem Szczecińskim i Jeziorem Nowowarpieńskim zostały przekazane stronie niemieckiej w zamian za leżące na zachód od Szczecina Stolec i Buk oraz Bobolin, Barnisław, Pargowo, a także drogę prowadzącą do Kołbaskowa. Do podobnych korekt doszło w 1949 r., a poprawki graniczne dotyczyły również południowej części granicy. Polscy komuniści zdawali sobie sprawę, że poparcie Moskwy dla przebiegu nowej granicy nie musi być stałe i Kreml może wzmocnić swoich „niemieckich towarzyszy” korzystnymi dla nich „poprawkami”, szczególnie dotyczącymi okolic Szczecina i Świnoujścia.
Byłoby to tym bardziej uzasadnione, gdy weźmie się pod uwagę, że NRD przez swoich obywateli było traktowane jako „państwo sezonowe”. Trudno było też mówić o odrębnej tożsamości komunistycznych Niemiec złożonych zaledwie z niewielkiego skrawka historycznego terytorium tego kraju.
Polsko-niemieckie negocjacje toczyły się w napiętej atmosferze – część wschodnioniemieckich polityków sprzeciwiała się uznaniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej za ostateczną. Max Fechner, minister sprawiedliwości NRD w latach 1949–1953, sądził, że „granica wschodnia ma charakter prowizoryczny i może być ustalona ostatecznie dopiero na pokojowej konferencji z udziałem wszystkich mocarstw”, i zapowiadał „sprzeciw wobec jakiejkolwiek próby terytorialnej redukcji Niemiec”. Ponieważ jednak rokowania między Polską a Niemcami Wschodnimi odbywały się pod politycznym nadzorem ZSRS, jakiekolwiek różnice zdań nie mogły wpłynąć na publiczny wizerunek obozu komunistycznego. Dla Moskwy szybkie zawarcie układu było istotne dla pokazania międzynarodowej opinii publicznej, że NRD jest pełnoprawnym państwem, a nie marionetkowym reżimem funkcjonującym pod ochroną sowieckich bagnetów. Wymowa pierwszej umowy międzynarodowej zawartej przez rząd we wschodnim Berlinie byłaby tym większa, że zawarto by ją z Polską. Dlatego główne warunki układu nie podlegały dyskusji, stronom pozostawiono wolną rękę jedynie w kwestiach szczegółowych, np. ujęcia wody pitnej dla Świnoujścia czy regulacji żeglugi na Zalewie Szczecińskim.
Już w maju 1950 r. polscy negocjatorzy zostali zmuszeni przez ZSRS do obniżenia kwoty przeznaczonych dla Polski reparacji. Cztery lata później PRL całkowicie zrzekła się jakichkolwiek żądań wobec NRD. Ich kwota według ustaleń z Poczdamu była niebagatelna i wynosiła 15 proc. kwoty przyznanej Związkowi Sowieckiemu. Warszawa została zmuszona przez ZSRS również do sprzedaży NRD węgla po cenach bardzo korzystnych dla Berlina Wschodniego.
6 lipca 1950 r. premierzy i ministrowie spraw zagranicznych Polski Ludowej i Niemieckiej Republiki Demokratycznej podpisali w Zgorzelcu „Układ o wytyczeniu ustalonej i istniejącej polsko-niemieckiej granicy państwowej”. Ze strony polskiej podpisy złożyli premier Józef Cyrankiewicz i reprezentujący MSZ Stefan Wierbłowski; stronę wschodnioniemiecką reprezentowali premier Otto Grotewohl i minister spraw zagranicznych Georg Dertinger. Ceremonia odbyła się w Domu Kultury w Zgorzelcu.
„Pragnąc dać wyraz woli utrwalenia pokoju powszechnego i chcąc przyczynić się do wielkiego dzieła zgodnej współpracy miłujących pokój narodów” – głosi dokument. Rzeczpospolita Polska i Niemiecka Republika Demokratyczna uznały, iż „ustalona i istniejąca granica biegnąca od Morza Bałtyckiego wzdłuż linii na zachód od miejscowości Świnoujście i dalej wzdłuż rzeki Odry do miejsca, gdzie wpada Nysa Łużycka oraz wzdłuż Nysy Łużyckiej do granicy czesko-słowackiej, stanowi granicę państwową między Polską a Niemcami”.
Po podpisaniu porozumienia delegacje wspólnie przekroczyły granicę. Zdjęcia z marszu przez most graniczny były chętnie przez obie strony wykorzystywane jako symbol braterstwa obu państw socjalistycznych. Izba Ludowa pełniąca rolę parlamentu NRD ratyfikowała układ jeszcze tego samego dnia – przy wtórze długotrwałych oklasków i hymnów państwowych obu krajów. Sejm Ustawodawczy przyjął ustawę ratyfikacyjną 28 października 1950 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bolesław Bierut podpisał traktat 25 listopada 1950 r.
Jeszcze w czasie negocjacji układ spotkał się z ostrą krytyką rządu Republiki Federalnej Niemiec. „Rząd komunistyczny, narzucony niemieckiemu społeczeństwu w sowieckiej strefie okupacyjnej, określił linię Odra–Nysa w jednym z traktatów z polskim rządem jako ostateczną gwarantowaną granicę między Niemcami a Polską. Rząd Republiki Federalnej nie uznaje tego postanowienia. […] Wszystkie uzgodnienia podjęte w Zgorzelcu są nieważne w całości. Decyzje o losie niemiecko-wschodnich terenów, będących pod władaniem administracji polskiej i sowieckiej podejmie się w momencie zawarcia traktatu pokojowego z całymi Niemcami. Niemiecki rząd federalny jako rzecznik całego niemieckiego narodu nie pogodzi się nigdy z zaborem tych czysto niemieckich terenów, a w przyszłych pertraktacjach pokojowych będzie występować za sprawiedliwym rozwiązaniem tej kwestii między prawdziwie demokratyczną Polską i demokratycznymi zjednoczonymi Niemcami” – stwierdził kanclerz RFN Konrad Adenauer w trakcie obrad rządu w maju 1950 r.
Układ zgorzelecki był pierwszym krokiem na drodze do uznania przez oba państwa niemiecko-polskiej granicy zachodniej. Kolejny uczyniono w grudniu 1970 r., gdy Niemcy Zachodnie uznały istnienie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, a traktat „O podstawach normalizacji stosunków” między Republiką Federalną Niemiec a PRL podpisali wówczas kanclerz RFN Willy Brandt i, ponownie, premier Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej Józef Cyrankiewicz.
Zawarty układ był dla obu stron niezwykle istotny w sferze propagandowej. Jego zapisy i „duch pojednania” przedstawiano w wyraźnej opozycji do postawy polityków z RFN określanych jako „rewanżyści” i „odwetowcy”. W rzeczywistości stosunki obu państw komunistycznych przez cały okres ich istnienia były nacechowane wzajemną nieufnością. Często opisywano je jako „przyjaźń nakazaną”. Dopiero w latach siedemdziesiątych relacje NRD-PRL stały się nieco bardziej ożywione. Obywatele obu państw mogli przekraczać granice na podstawie dowodów osobistych, a nie reglamentowanych przez władze paszportów. Mieszkańcy PRL mogli poznać dobrze zaopatrzone sklepy w NRD, a enerdowcy zdziwić się, że u ich wschodnich sąsiadów panuje znacznie większa swoboda myśli i można oglądać więcej zachodnich filmów. Stosunki uległy ponownemu pogorszeniu po powstaniu „Solidarności”. Stalinowska ekipa Ericha Honeckera z rosnącym niepokojem spoglądała na dokonującą się w PRL „kontrrewolucję” i jej zdaniem zbyt pobłażliwe traktowanie opozycji przez reżim Wojciecha Jaruzelskiego.
Po raz ostatni mieszkańcy NRD potraktowali Polskę jako oazę wolności jesienią 1989 r., kiedy za zgodą rządu Tadeusza Mazowieckiego przez Warszawę uciekali do RFN. Uciekinierzy z kraju Honeckera zostali wówczas serdecznie przyjęci przez „Solidarność”. Nie zmieniało to jednak bardzo krytycznego stosunku Polaków do zachodniego sąsiada. Według wyników sondażu CBOS z kwietnia 1990 r., a więc pół roku przed zjednoczeniem Niemiec, 56 proc. Polaków deklarowało niechęć wobec NRD.
Michał Szukała (PAP)