"Nie gramy od dzisiaj. Odwołujemy przedstawienia" - powiedział w środę PAP dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Wybrzeże Adam Orzechowski.
Jak wyjaśnił w zaleceniu Marszałka Województwa Pomorskiego "mamy zapisane, że nasza działalność jest wstrzymana do odwołania". "Ja przewiduję, że ten okres pewnie potrwa do Świąt Wielkiejnocy, a może tak jak Uniwersytet Warszawski do 14 kwietnia" - dodał.
"Już zauważaliśmy zmniejszenie rezerwacji. Ludzie pytali, dzwonili do nas, odwoływali wynajęcie sali, przedstawień. Odwoływane były wyjścia zbiorowe. Ta, nazwijmy to, panika czy ostrożność, była już zauważalna" - mówił. "To też dobrze, że coś takiego się stało, bo to nazywa rzeczy po imieniu. To znaczy, że to nie jest jakiś stan normalny - tylko sytuacja, którą należy potraktować odpowiedzialnie i poważnie" - ocenił Orzechowski.
"Uważam, że to dobrze, iż ta sytuacja została w jakiś sposób zdefiniowana w tej chwili" - odniósł się do środowej decyzji sztabu kryzysowego, który zdecydował o czasowym zamknięciu od czwartku instytucji kultury, filharmonii, oper, teatrów, muzeów, kin oraz szkół, uczelni wyższych i placówek szkolnictwa artystycznego.
"To zamknięcie, oczywiście, jest problemem, bo mamy premiery i ustalony rytm pracy codziennej w teatrze. I teraz to jest poprzesuwane" - powiedział. "Nie do końca wiemy, czy wewnątrz teatru możemy przeprowadzać próby, czy nie? Czy ten nasz budynek, instytucja ma funkcjonować tylko na poziomie dyżurów, czy też wewnątrz mogą odbywać się pewne działania artystyczne? Nie z publicznością, ale praca dla siebie, czyli próby?" - mówił dyrektor Teatru Wybrzeże.
"Chciałbym, żeby ten okres nie był zupełnie dla nas martwy" - podkreślił.
"Jeśli chodzi o finansowe boleści, bo to jest główny problem, aktorzy dostają pieniądze od zagranych przedstawień - mamy w regulaminie zapisy, że przewidujemy sytuacje nadzwyczajne. To znaczy żałoby narodowe i różne klęski żywiołowe itd. - więc wpisujemy się tą epidemią w te paragrafy naszego regulaminu" - wyjaśnił Orzechowski.
Dyrektor Teatru Wybrzeże zapowiedział, że aktorzy część swojego wynagrodzenia na podstawie regulaminu teatru "będą mogli odzyskać". "Jest szansa, że nie będzie to aż tak dojmujące. Ale na pewno dotkliwe jest bardzo" - ocenił.
Na stronie internetowej teatru umieszczono informację o sposobach i trybie zwrotu pieniędzy za bilety. "Na dzisiaj mam informację, że 250 tys. zł musimy oddać w biletach. To dosyć poważna kwota" - podkreślił dyrektor Orzechowski. Dodał: "normalnie oddajemy za bilety, a kasy będą pracować jeszcze przez jakiś czas".
"Wpłacamy też na konta, żeby ludzie nie musieli jeździć. Nie zmuszamy ich do przyjścia do kasy, ułatwiamy w miarę możliwości" - wyjaśnił.
Orzechowski wyraził zaniepokojenie, że "nie wiadomo, na jak długo zostaliśmy zamknięci, bo moglibyśmy część przedstawień i rezerwacje przenieść na inny miesiąc". "Dlatego jesteśmy trochę w rozkroku, ale musimy się dostosować do decyzji marszałka" - wyjaśnił.
"Zgodnie z argumentacją i informacjami, które się ukazały na stronie MKiDN, oczywiście odwołaliśmy wszystkie spektakle do końca marca, a także inne wydarzenia, które miały się odbyć u nas w teatrze" - powiedział PAP dyrektor naczelny Teatru Polskiego w Poznaniu Marcin Kowalski. Dodał, że zgodnie z zaleceniami władz miasta związanymi z profilaktyką koronawirusa już wczoraj odwołano wszystkie wydarzenia w teatrze do końca marca.
Jak dodał, "wiąże się to również z zaplanowaną na 21 marca premierą +Nany+ w reżyserii Moniki Pęcikiewicz". "My ją po prostu przesuwamy na termin późniejszy. Teraz próbujemy na nowo zbudować repertuar na maj, gdzie byśmy uwzględnili nową datę premiery" - wyjaśnił.
"W tej sytuacji wszystkie osoby, które wykupiły bilety na spektakle i wydarzenia, które się miały odbyć w marcu, dostaną zwrot pieniędzy. Obecnie przygotowujemy procedurę, która sprawi, by nie doszło do takiej sytuacji, że nagle wszyscy przychodzą w jedno miejsce" - zapowiedział Kowalski.
"Taka informacja jeszcze dziś ukaże się na stronie internetowej teatru oraz na portalach społecznościowych - jasno i klarownie opisze procedurę zwrotu" - wyjaśnił.
Wojewoda dolnośląski poinformował w środę, że w związku z decyzją podjętą przez rząd na posiedzeniu zespołu zarządzania kryzysowego, zdecydował o zawieszeniu funkcjonowania instytucji kultury na terenie województwa, w tym teatrów, filharmonii, oper, uczelni szkół artystycznych wszystkich szczebli, kin, domów kultury i galerii sztuk.
Dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy Jacek Głomb wyjaśnił, że już wczoraj odwołał przedpołudniowe spektakle, bo "grupy zorganizowane odwołały rezerwacje biletów". Jak dodał wiązało się to "z pismem Kuratorium Oświaty we Wrocławiu zalecającym szkołom rezygnacje z wycieczek i grupowych wyjść ze szkół". Zwrócił uwagę, że "zauważalny był odpływ widzów z teatru, rezygnacje z rezerwacji".
Jacek Głomb powiedział, że właśnie otrzymał rozporządzenie wojewody dolnośląskiego, z którego "nie wynika precyzyjnie, do kiedy obowiązuje zawieszenie naszej działalności, bo napisano do odwołania". Zwrócił uwagę, że w informacji na stronie MKiDN " mówi się o czasowym zamknięciu od 12 do 25 marca 2020 r. instytucji kultury i teatrów", podczas gdy z rozporządzenia wojewody "nie wynika żaden konkretny termin".
Przyznał, że zgadza się z decyzją władz "o zawieszeniu działalności instytucji kultury w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego". "Ale nie może być tak, że każdy sobie rzepkę skrobie. Trzeba odpowiedzialnie podejść do tego wyzwania i ograniczyć wszelkie zgromadzenia. Nie może być tak, że zawiesza się działalność instytucji kultury, teatrów, muzeów, kin, szkół i uniwersytetów, a z drugiej strony zwiększa się liczbę nabożeństw ani nie zamyka galerii handlowych" - podkreślił Głomb.
"To jest niedorzeczne" - ocenił.
Dyrektor Teatru im. H. Modrzejewskiej podkreślił, że "zawieszenie działalności teatru i brak informacji o tym, do kiedy będzie obowiązywało, jest dla teatru i artystów sytuacją bardzo trudną". "Odwołanie spektakli - mimo że mamy tanie bilety - kosztować będzie Teatr im. Modrzejewskiej 100 tys. zł miesięcznie" - dodał.
Jacek Głomb zwrócił uwagę, że "w dramatycznej sytuacji są aktorzy, bo ich pensje składają się z dwóch części - bardzo niskiego etatu i drugiej części zależnej od liczby zagranych przedstawień" - wyjaśnił.
Jacek Malinowski, dyrektor naczelny i artystyczny Białostockiego Teatru Lalek (BTL), przyznał, że "plany BTL są zgodne z rozporządzeniem prezydenta miasta Tadeusza Truskolaskiego o rezygnacji ze wszystkich imprez kulturalnych do odwołania".
"Jesteśmy w okresie pracy nad premierą +Snu nocy miłości+ wg Szekspira w reżyserii Marka Zakosteleckyego, która miała się odbyć w niedzielę. W tej chwili nasza decyzja jest taka, że to będzie premiera zamknięta - dla realizatorów spektaklu i pracowników teatru" - zapowiedział Malinowski. "Natomiast wychodząc naprzeciw naszym gościom, zaproszonym na tę premierę, posłużymy się nowinką techniczną: przeprowadzimy zakodowany streaming online pokazu, żeby mieli okazję zobaczenia go w domu. W najbardziej racjonalnym, możliwym terminie - kiedy zarządzenie prezydenta zostanie uchylone - pokażemy ten spektakl publicznie" - wyjaśnił.
"W BTL funkcjonuje regulamin sprzedaży biletów, który reguluje kwestie zwrotów. W przypadku odwołania spektakli przez teatr widzowie powinni zgłaszać się do kasy teatru. Za wszystkie kupione bilety odzyskają pieniądze" - powiedział Malinowski.
"Jest to niewątpliwie strata dla teatru. Trudno mi teraz określić, jakiego rzędu będzie to kwota, bo decyzja o zamknięciu BTL obowiązuje do odwołania. Trudno mi teraz nawet sobie wyobrazić, ile to będzie nas kosztować i ile to będzie kosztować artystów. Niewątpliwie to oni tutaj - obok widzów - będą najbardziej poszkodowani" - ocenił.