500 lat temu, 31 października 1517 r., Marcin Luter ogłosił 95 tez przeciwko odpustom, co rozpoczęło okres reformacji.
PAP: W średniowieczu było wiele prób reformowania Kościoła. Co zadecydowało o tym, że dopiero próba podjęta przez Marcina Lutra, której symbolicznym początkiem był 31 października 1517 r., zmieniła historię?
Prof. Jacek Wijaczka: Podobne zjawiska występują w różnych momentach historii, ale reakcja na nie społeczeństw jest odmienna w różnych epokach. Dopiero jakaś wybitna postać lub znaczące wydarzenie doprowadza do radykalnej zmiany. Społeczeństwa niemieckie, a także innych krajów, musiały dojrzeć do zaakceptowania propozycji Lutra. Oczywiście, określenie „społeczeństwo” jest dla ówczesnych warunków mocno na wyrost. Jego idee były skierowane głównie do wykształconych elit. Bardzo ważne były również ówczesne czynniki społeczne, polityczne i kulturowe. Wszystkie razem zdecydowały o tym, że na początku XVI w. tezy Lutra, w których zakwestionował ówczesną działalność Kościoła spotkały się z wielkim odzewem.
Uznanie przez Lutra, że papież nie ma prawa rozdawania łask, ponieważ nie zdobył ich on, lecz święci Kościoła, oznaczało, że Rzym nie ma prawa sprzedawania odpustów. W jego opinii każdy wierny miał prawo do bezpłatnego korzystania z łask bożych. Kościół jako instytucja, a także duchowni nie byli – według Lutra - potrzebni jako pośrednicy w kontaktach chrześcijanina z Bogiem. To oczywiście papieżowi ani hierarchii duchownej nie mogło się podobać. Liczyła się przede wszystkim żarliwa, gorliwa wiara.
Kryzys w Kościele rzymskokatolickim, który z taką wyrazistością ujawnił się na przełomie średniowiecza i czasów wczesnonowożytnych, rozpoczął się jednak już wcześniej. Od VIII w. bowiem wierni zostali odsunięci od aktywnego udziału w życiu Kościoła. Mieli być jedynie posłuszni duchowieństwu i wprowadzonym przez nie nakazom. Benedyktyn Beda, zwany Czcigodnym (672/673-735), żałował, że społeczeństwo nie składa się wyłącznie z zakonników i księży. Człowiek świecki, który najczęściej nie umiał czytać, nie miał możliwości bezpośredniego poznania Biblii i doktryny, w związku z czym nie mógł aktywnie uczestniczyć w mszy świętej. Gdy na Zachodzie wprowadzona została liturgia rzymska, zgodnie z którą księża mówili w trakcie mszy po łacinie, ceremonia stała się dla świeckiego wiernego sprawą duchownych. Dystans między jednymi a drugimi wciąż się powiększał.
Próby przeprowadzenia reform na kolejnych soborach zakończyły się niepowodzeniem. Szczególne oburzenie wśród wiernych wywoływał handel godnościami i urzędami kościelnymi. Zjawisko to zwane było symonią, a nazwa wzięła się od imienia Szymona Maga, który chciał kupić od apostołów dar udzielania Ducha Świętego. Sprzedaż godności duchownych powodowała, że piastowały je osoby, które zupełnie się do tego nie nadawały. Nie myślały bowiem o opiece duchowej, której potrzebowali wierni, lecz o gromadzeniu majątków.
Wcześniej postulaty reformy Kościoła wysuwali tacy ludzie jak Jan Hus i John Wycliffe, ale nie odniosły one sukcesu lub zostały stłumione. Wielkie znaczenie dla rozwoju reformacji miał również fakt, że Gutenberg wynalazł urządzenie do odlewania czcionek z ołowiu, umożliwiające seryjną ich produkcję. Dzięki innowacji Gutenberga szybki druk wielkiej liczby publikacji (przede wszystkim druków ulotnych) promujących nowe idee był możliwy i stosunkowo tani.
PAP: Jaka była pierwsza reakcja władców państw niemieckich na wystąpienie Lutra 31 października 1517 r.?
Prof. Jacek Wijaczka: Pamiętajmy, że ta data ma charakter symboliczny, legendarny. Informacja o przybiciu na drzwiach kościoła w Wittenberdze 95 tez pochodzi z lat czterdziestych XVI wieku. Jest to więc rodzaj mitu założycielskiego, którego potrzebuje każdy wielki ruch społeczny.
Trudno jednoznacznie powiedzieć jakie były pierwsze reakcje władców, ponieważ należy przypomnieć, że opublikowane przez Lutra tezy były propozycją podjęcia debaty. Luter rozsyłając je po wielu uniwersytetach zapraszał teologów do przybycia do Wittenbergi i podjęcia dyskusji. Jej głównym tematem miała być przede wszystkim sprzedaż odpustów. Ten proceder był bezpośrednim powodem spisania przez Lutra swoich postulatów. Sprzedaż odpustów funkcjonowała w Kościele katolickim już od końca XI w., ale szczególnie intensywnie sprzedawano je w XIV i XV w. Rozpisanie kolejnego odpustu, który miał sfinansować budowę nowej Bazyliki Świętego Piotra można uznać za kroplę, która przelała czarę goryczy i skłoniła Lutra do ogłoszenia swoich poglądów.
Stosunkowo szybko jednak część książąt niemieckich poparła idee Lutra, szczególnie gdy opowiedział się za tym, że władca świecki jest równocześnie głową Kościoła terytorialnego. Wzmacniało to bowiem pozycję każdego władcy. Również propozycja Lutra sekularyzowania zakonów posiadających znaczne dobra ziemskie i oddanie ich władcy musiała spotkać się z ich aprobatą. Wszyscy bez wyjątku książęta niemieccy cierpieli na brak gotówki. Idee Lutra wspierały więc władców świeckich w ich planach politycznych i społecznych, dlatego też wielu z nich opowiedziało się po jego stronie. Dla wielu z nich duże znaczenie miał również czynnik religijny, byli bowiem nie tylko książętami, ale i gorliwymi chrześcijanami.
PAP: Jakie inne czynniki wpłynęły na rozwój reformacji w Europie?
Prof. Jacek Wijaczka: Czynniki ekonomiczne w połączeniu z religijnymi miały również wielki wpływ na wydarzenia, które zapoczątkowały reformację. Pod koniec XV wieku zmieniła się sytuacja gospodarcza w Europie. Na pogorszenie się koniunktury wpłynęły problemy z dostępem do zasobów złota i srebra. Podróże Kolumba wynikały między innymi z dążenia do ich odnalezienia. Na problemy ekonomiczne nałożył się stały konflikt o prymat w świecie chrześcijańskim, który toczył się między papieżami i cesarzami. Pogłębiał go fakt wypływania z Rzeszy i innych krajów Europy znaczących sum stanowiących świętopietrze. Jako, że brakowało pieniędzy i kruszców, to żaden z władców terytorialnych nie zamierzał przeznaczać kurczących się środków na wspieranie papiestwa.
Marcin Luter wykorzystał również odczucia społeczne. Ludzie czuli się porzuceni przez Kościół. W końcu średniowiecza, od czasu epidemii czarnej śmierci w XIV wieku, społeczeństwa europejskie zostały dotknięte licznymi nieszczęściami. Próbowali szukać pomocy, a przede wszystkim pocieszenia wśród duchownych. Schyłek średniowiecza to jednak okres, gdy poziom wykształcenia i sposób sprawowania urzędów kościelnych były na bardzo niskim poziomie. Wielu proboszczów w ogóle nie przebywało w swoich parafiach i swoją funkcję traktowało jako synekurę zapewniającą środki utrzymania. Opłacali zastępujących ich wikarych, którzy pochodzili ze środowisk chłopskich lub rzemieślniczych. Ci często ledwo umieli czytać, nie byli też w stanie zapewnić wiernym opieki duszpasterskiej, duchowej. Kryzys wiary narastał, co potęgowało niepokój powodowany przepowiedniami o końcu świata, mającym nastąpić w 1500 r.
PAP: Kiedy pierwsze echa wydarzeń z 1517 r. docierają na ziemie polskie?
Prof. Jacek Wijaczka: Oczywiście nie możemy podać dokładnej daty, ale nastąpiło to bardzo szybko, zapewne już na początku 1518 r. Należy pamiętać, że wystąpienie Marcina Lutra odbiło się w krajach niemieckich bardzo szerokim echem. Wittenberga była zaś położona w nieodległej od polskich granic Saksonii. Przyjmuje się, że tezy Lutra były jednak znane najwcześniej w Gdańsku, który utrzymywał ożywione kontakty handlowe z miastami niemieckimi. Dominowało w nim również mieszczaństwo niemieckie. Związki handlowe i etniczne wpływały więc na znajomość idei Lutra. Później wiedza na ich temat dotarła do innych większych miast bliższych granic, takich jak Poznań i Kraków. Szczególnie dokładne informacje mogły docierać do tego drugiego miasta, posiadającego uniwersytet i przez to kontakty naukowe z innymi miastami uniwersyteckimi zachodniej Europy.
PAP: W Rzeszy szczególnie duże znaczenie dla rozwoju reformacji miały miasta, cieszące się szerokimi swobodami. Mieszczanie czuli się niezależni wobec arystokracji i miejscowych władców. Czy w Polsce i na Litwie było podobnie?
Prof. Jacek Wijaczka: Miasta niemieckie były znacznie bogatsze i lepiej rozwinięte, niż polskie i litewskie. Wiele z nich było również tak zwanymi miastami Rzeszy, co oznaczało bezpośrednią podległość cesarzowi, a nie miejscowemu władcy terytorialnemu.
Dużą rolę odgrywał również poziom wykształcenia mieszczan. Wielu z nich umiało czytać i pisać, część z nich studiowała. Również synowie rzemieślników uczyli się w szkołach parafialnych. Mogli więc łatwiej zapoznać się z Biblią. Luter uznał, że każdy chrześcijanin powinien umieć czytać, aby samemu zgłębiać Pismo Święte. Podstawą jego idei było założenie, że zbawienie otrzymuje się poprzez wiarę, Chrystusa i Pismo. Było to odejście od głoszonych przez średniowieczny Kościół poglądów, wedle których do zbawienia konieczne były dobre uczynki, w tym również ofiary na Kościół. Luter uznał, że podstawą wiary jest Pismo, a nie dzieła Ojców Kościoła. Skutkiem tego założenia rozpoczął się znacznie większy, niż dotąd druk Pisma Świętego. Mogli się z nim zapoznać ci, którzy umieli czytać. Pamiętajmy jednak, że w tym okresie umiejętność tę posiadało nie więcej niż 10 proc. mieszkańców Europy. Mieszczanie mogli więc zapoznać się z Biblią i lepiej rozumieć przekaz Lutra.
Wymieniłem już Gdańsk i Kraków, jako miasta do których docierały pierwsze prądy reformacyjne. Najszybciej luteranizm zakorzenił się w Gdańsku, który zamieszkiwali Niemcy i przez to odczuwali łączność z Lutrem. Początkowo zwolennicy jego idei podzielili się na dwa obozy. Część uważała, że życie religijne toczy się w parafii. Inni zaś, wśród nich Luter, uznali że głowami Kościołów są miejscowi władcy. Wiedząc o tym, wielu lokalnych władców Rzeszy chętnie poparło Lutra. Niektórzy z nich oczywiście kierowali się przede wszystkim względami religijnymi, ale dla wielu decydujące było założenie, że od teraz władca jest również władcą dusz swoich poddanych, ponieważ wzmacniało to ich pozycję. Wiek XVI to okres centralizacji władzy i prób ograniczenia przywilejów stanowych. Podobny mechanizm występuje w dużych miastach niemieckich. Składająca się z elity mieszczaństwa rada miasta stawała się organizatorem życia religijnego i przez to wzmacniała swoją władzę. Władza wkraczała w życie codzienne mieszkańców i organizowała je.
Tymczasem w Polsce i Litwie wiele miast było prywatnych, w których właściciel, a nie rada miejska, podejmował istotne decyzje, także te w sprawach wiary. Miasteczka te były centrami gospodarczymi i administracyjnymi dóbr feudalnych. Szlachta polska przyjmowała najpierw idee Lutra, ale gdy zorientowała się, że wzmacniają one władzę króla przeszła na kalwinizm, który miał charakter decentralizacyjny. Ciągła walka z wymyślonym przez szlachtę zagrożeniem absolutystycznym sprawiła, że szlachta polsko-litewska wolała kalwinizm, gdyż zapewniał jej władzę religijną w należących do nich miasteczkach i wsiach.
Szlachcic będący właścicielem miasteczka nie przejmował się, czy zamieszkują je zwolennicy nowego wyznania. Nie zawsze starał się zmuszać swoich poddanych do przejścia na nowe wyznanie. To odróżniało Polskę od Rzeszy niemieckiej. Szlachta pod koniec XVI w. uzyskała przywileje, które były równoznaczne z niemal całkowitą ich niezależnością w należących do nich dobrach. Nawet jeśli w ich majętnościach ukrywał się przestępca ścigany przez starostę, to nie mógł go aresztować bez zgody właściciela. Związki szlachty z państwem po 1573 r. były takie jak chciała tego sama szlachta.
Należy również pamiętać, że polskie miasta były ośrodkami niewielkimi, liczącymi najczęściej zaledwie kilkuset mieszkańców. Miały najczęściej charakter rolniczy. Wielkie ośrodki, takie jak Kraków, Lublin, Poznań były wyjątkami i były miastami królewskimi. Rada miejska nie mogła w nich decydować o przyjęciu nowego wyznania.
PAP: Kalwinizm, za sprawą Maxa Webera, kojarzy się z zachodnioeuropejskim mieszczaństwem. To zainteresowanie szlachty jest fenomenem wyłącznie polskim?
Prof. Jacek Wijaczka: Tak, szlachta polska nie zainteresowała się kalwinizmem dlatego, że chciała „wziąć się do pracy”. Kalwinizm stwierdzał, że bogactwo oznacza łaskę bożą, która wynagradza ciężką pracę. Szlachta pogardzała pracą chłopów i mieszczan i przyjmowała kalwinizm tylko dlatego, że był decentralizacyjny. Szlachcic w swoich dobrach dzięki niemu stawał się głową lokalnego Kościoła. Jego prawem było wyznaczanie proboszcza, który nie mógł nawet odprawić mszy, dopóki szlachcic nie pojawił się w kościele. Ten stan nie wspierał więc pozycji władzy centralnej. W luteranizmie głową Kościoła był władca terytorialny. Zanim szlachta zorientowała się jakie są skutki doktryny Lutra to przyjmowała jego wyznanie. Później uznali, że luteranizm jest religią mieszczan, a więc pogardzanych przez nich „łyków” i nie chcieli być tego samego wyznania. O ich przywiązaniu do kalwinizmu decydowały więc przede wszystkim czynniki polityczne i społeczne, a nie religijne.
PAP: Drugim obliczem reformacji w Niemczech były tak zwany wojny chłopskie. Skąd tak wielka zaciekłość, radykalizm i brutalność tych konfliktów?
Prof. Jacek Wijaczka: W drugiej połowie XV w. w Niemczech pojawiały się osoby, które wzywały do powrotu do dawnego chrześcijaństwa, zakładającego, że wszyscy ludzie są równi i niemoralny jest wyzysk innych. Takie wystąpienia były bardzo szybko tłumione. Pojawienie się Marcina Lutra, który również namawiał do powrotu do dawnego chrześcijaństwa oznaczało postulowanie Kościoła ubogiego. Dla chłopów oznaczało to, że nie potrzeba płacić podatków kościelnych. Na południu Niemiec odmawiano płacenia dziesięciny, czyli najważniejszego i najstarszego z tego rodzaju podatków. Ponadto, połączyli to założenie z głoszonymi wcześniej poglądami społecznymi. W praktyce zażądali oddania przez szlachtę przywilejów, którymi wcześniej się cieszyli.
W XV wieku dochody szlachty niemieckiej spadały. Reagowała ona wzrostem obciążeń podatkowych i czynszowych oraz egzekwowaniem swoich praw, takich jak przywilej pierwszej nocy. Chłopom zabraniano polowań w lasach szlachty, łowienia ryb w ich rzekach, a nawet zbierania chrustu. Często głodowali.
Luter stwierdził, że każdy chrześcijanin ma taką samą wartość, niezależnie od pochodzenia i może bezpośrednio komunikować się z Bogiem. Chłopi połączyli te idee ze swoimi żądaniami społecznymi. Dlatego jesienią 1524 r. na południu Niemiec rozpoczęły się wystąpienia chłopskie.
Niektórzy teologowie reformacji, tacy jak Thomas Müntzer, wspierali walkę chłopów. Uważali, że w społeczeństwie nie powinno być podziałów stanowych. Luter opowiedział się jednak za reformacją książęcą, która zakładała, że władca jest głową Kościoła. Teologowie, tacy jak Müntzer byli zwolennikami reformacji gminnej i mówili chłopom, że mogą dowolnie wybierać sobie proboszczów. To żądanie było wśród dwunastu postulatów wysuwanych przez chłopów. Luter zwrócił się z listem do władców niemieckich, w którym apelował, aby mordowali chłopów „jak wściekłe psy, które kąsają”. Marcin Luter „konserwował” dotychczasowe stosunki społeczne. Uważał, że jeśli pan chłopa jest zły, to nagroda za pracę spotka chłopa w niebie.
PAP: Zacytowane słowa Lutra na temat chłopów wskazują, że wiele współczesnych wyobrażeń na jego temat jest nieprawdziwych. Podobne, bardzo wrogie wypowiedzi formułował wobec Żydów…
Prof. Jacek Wijaczka: Luter od lat trzydziestych XVI w. rzeczywiście był nastawiony antyżydowsko. Początkowo uważał, że Żydzi porzucą swoją religię i pójdą za nim. Próbował ich do tego nakłaniać. Kiedy okazało się, że jego nadzieje nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, występował przeciwko Żydom. Nawoływał do palenia żydowskich ksiąg, uważał, że powinni pracować fizycznie. Dwa dni przed śmiercią wygłosił antyżydowskie kazanie.
Funkcjonujący w historiografii XIX i XX w. obraz Lutra był kreślony w zgodzie z poglądami tych epok. Był przedstawiany jako człowiek nowoczesny, wyprzedzający swoją epokę. Nie był jednak aż takim wizjonerem. Jego wystąpienie nie zmierzało do stworzenia nowego Kościoła czy zbudowania nowego wyznania. Namawiał do powrotu do dawnego chrześcijaństwa, ograniczenia roli papieża i wzmocnienia znaczenia soborów. Dopiero sytuacja i poparcie władców sprawiły, że powstały nowe Kościoły.
W latach trzydziestych i czterdziestych XVI w. nie było jeszcze przesądzone, że Kościół katolicki się rozpadnie. Cały czas pomiędzy teologami katolickimi i luterańskimi trwały dysputy. Były one prowadzone w Regensburgu jeszcze na początku lat czterdziestych. Różnice doktrynalne nie były wówczas wielkie, chodziło głównie o ceremonie. Osią sporu była przede wszystkim postulowana przez obie strony pozycja papieża. Luter i jego zwolennicy byli antypapiescy. Katolicy uznawali papieża za głowę Kościoła. Dopiero czynniki polityczne i gospodarcze sprawiły, że Kościół luterański powstał. Jego rzeczywistymi organizatorami instytucjonalnymi byli Filip Melanchton i Johann Bugenhagen, a nie Marcin Luter. Bugenhagen jest jednym z najmniej znanych twórców luteranizmu. Był on zaś autorem ordynacji dla wielu miast północnych Niemiec, takich jak Lubeka i Hamburg oraz Księstwa Pomorskiego. Były one wzorem dla wielu innych ordynacji.
Wizerunek Lutra w historiografii jest więc w dużej mierze rezultatem tego, jakie cechy chcą w nim widzieć autorzy biografii. Niewątpliwie był wielką osobowością, świetnym mówcą, umiał zjednywać do swoich poglądów. Niewątpliwie jednak wiele jego poglądów należy uznawać za bardzo konserwatywne. Lutra pytano czy jeśli chrześcijanin dostanie się do niewoli tureckiej to ma prawo z niej uciec. Luter uważał, że nie, ponieważ jego los wynika z woli Boga. Posuwał się w swoich stwierdzeniach bardzo daleko. Jego poglądy należy jednak oceniać przez pryzmat epoki, w której żył, a nie naszych wyobrażeń.
PAP: Jan Bugenhagen jest jednym z największych twórców reformacji wywodzącym się ze współczesnych ziem polskich…
Prof. Jacek Wijaczka: Urodził się w Wolinie na Pomorzu. Dziś jest jakby zapomniany nie tylko w Polsce, ale również w Europie. Od XVIII w. powstały tysiące biografii Marcina Lutra. W historiografii poświęcono również wiele miejsca Filipowi Melanchtonowi. Bugenhagen doczekał się zaledwie kilku monografii. Był on nazywany Reformatorem Północy, a także Wielkim Organizatorem, był też spowiednikiem Lutra. Był bardzo ważny dla luteranizmu. Historiografia nie zawsze jest sprawiedliwa dla osób bardzo pracowitych i wykształconych, takich jak Bugenhagen. Dziś wymieniany jest na równi z Melanchtonem i Lutrem, ale nie poświęca mu się zbyt wiele uwagi. Takie przynajmniej mam wrażenie.
PAP: Reformacja na ziemiach polskich rozpoczęła się tuż po wystąpieniu Lutra. Kiedy jednak nastąpił jej symboliczny koniec?
Prof. Jacek Wijaczka: Kwestia periodyzacji polskiej reformacji jest sprawą dyskusyjną. W dyskusjach badaczy pojawiają się bardzo różne daty, również w opracowaniach i podręcznikach niemieckich. Janusz Tazbir za symboliczny koniec polskiej reformacji uznawał synod generalny w Toruniu z 1595 r., gdy protestanci nie mogli osiągnąć porozumienia. W jego opinii późniejsza historia to już dzieje protestantyzmu na ziemiach polskich. Historycy niemieccy, tacy jak Gottfried Schramm, kończą dzieje polskiej reformacji na roku 1607. Uznają rokosz Zebrzydowskiego za moment przełomowy. W tym czasie, wychowany przez jezuitów, Zygmunt III Waza zaprzestał nominacji protestantów na urzędy. Rozpoczęła się sarmatyzacja polskiego katolicyzmu. Taką datą jest również rok 1573, czyli moment uchwalenia konfederacji warszawskiej.
Pamiętajmy jednak, że wyraz „tolerancja”, którego używamy w jej kontekście oznaczał wówczas coś innego i nie był wtedy praktycznie używany. Trzeba raczej mówić o „tolerowaniu” innych wyznań. Najbardziej symboliczne dla polskiej reformacji wydają się daty 1573, 1595 i 1607. Później ciężko mówić o reformacji. Po tych datach nastąpił okres wyraźnego umacniania się katolicyzmu (m.in. dzięki reformom soboru trydenckiego) i ograniczania praw innych wyznań. Osobiście coraz bardziej jestem skłonny uznać datę 1573 r., jako kres reformacji w państwie polsko-litewskim.
W historiografii zachodniej dotyczącej Niemiec, reformacja zostaje „skrócona” do połowy XVI wieku. Później rozpoczyna się proces konfesjonalizacji oraz tworzenia się nowych wyznań i instytucjonalnego wzmacniania katolicyzmu i protestantyzmu. Spisywano i ujednolicano dogmaty. Okres ten trwał do połowy XVII w. lub nawet, jak uważają niektórzy z historyków, początków kolejnego stulecia.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)