Podczas występów na żywo Dave był zawsze bardzo romantyczny, fantastyczny, przebiegał całe kilometry na wielkiej scenie. Występ pod koniec stawał się niemal ikoniczny. Ludzie uwielbiali przychodzić na ich koncerty, zespół zarabiał na tym ogromne pieniądze. Pokazy były robione z wielkim rozmachem. Koncerty miały w sobie niesamowitą energię – to słowa Jane Spiers przytoczone w książce „Depeche Mode. I Just Can’t Get Enough” Simona Spence’a. Spiers była projektantką dekoracji sceny na trasie promującej wydany w 1984 roku album „Some Great Reward”. Już wtedy, zaledwie po czterech latach istnienia, Depeche Mode dawali niesamowite koncerty. Pewne cechy ich występów, obecne do dziś, ujawniły się jednak jeszcze wcześniej.
W 1978 roku na koncercie w świetlicy szkoły w liczącym niemal sto tysięcy mieszkańców rodzinnym dla muzyków DM Basildon na południowym-wschodzie Anglii pojawił się zespół o dość kuriozalnej nazwie Normal & The Worms. W repertuarze dwa numery znane z późniejszej dyskografii Depeche Mode: „See You” i „Photograph of You”. Na scenie gitarzysta grupy Martin Gore oraz jego szkolny przyjaciel Phil Burdett. Za nimi, na krześle, nieco zakłopotany Andy Fletcher. Martin i Andy dwa lata później założyli Depeche Mode. Ciekawe, że do dziś Andy pozostaje na scenie jakby z boku swoich kolegów z zespołu. W zasadzie przez większą część koncertów klaszcze, gra tylko pojedyncze dźwięki na klawiszach. Wbrew pozorom i nasuwającemu się pytaniu: „Co Andy właściwie robi w DM?”, pozostali członkowie zawsze podkreślali, że jest jego nieodłączną częścią, najbardziej odpowiedzialną za pozamuzyczne kwestie, dobrym duchem kapeli, no i najlepszym przyjacielem głównego kompozytora Martina Gore’a.
Zanim do duetu Fletcher-Gore dołączył Dave Gahan, pojawił się Vince Clarke. To z nim Andy i Martin najpierw utworzyli zespół Composition Of Sound. Na koncertach, które – jak zdradza autor wspomnianej książki Simon Spence – odbywały się głównie w domach członków kapeli, grali piosenki, które później znalazły się w repertuarze DM. W czteroosobowym składzie, z Dave’em Gahanem, zespół zadebiutował w tej samej szkole, w której zagrali wcześniej Normal & The Worms. Dzięki pojawieniu się charyzmatycznego Gahana pozycja zespołu uległa drastycznej zmianie. To on przyciągnął ludzi na scenę, był na niej królem.
Tak pozostało w Depeche Mode. Pod tą nazwą zagrali jeden z pierwszych koncertów w londyńskim Bridgehouse. Tam usłyszał ich właściciel wytwórni Mute Records Daniel Miller. Dali tak znakomity show, że zaproponował im kontrakt. Co niezwykłe, obeszło się bez podpisu, wystarczył im uścisk dłoni. Niedługo potem do osób związanych na długie lata z DM dołączył znakomity holenderski fotograf, reżyser teledysków i filmowy Anton Corbijn. To właśnie on odpowiada za reżyserię filmu, który składa się na nowe wydawnictwo DM „Live in Berlin”.
W 1981 roku Corbijn zaczął pracę z DM od zrobienia ich zdjęć na pierwszą w ich karierze okładkę prestiżowego magazynu „New Musical Express”. DM grali wtedy koncerty w ramach trasy promującej debiutancki album „Speak & Spell”. Supportem był m.in. zespół Blancmange. Jego członek Neil Artur w książce „Depeche Mode. I Just Can’t Get Enough” zdradził, że już wtedy narodziła się depechemania: „Dzieliliśmy z nimi autobus. Dziewczyny stukały w okna, to było szalone. Depeche Mode byli perfekcyjnym zespołem pop. Obserwowałem ich wiele razy i doszedłem do wniosku, że stali się elektroniczną wersją The Beatles. To była prawdziwa depechemania. Gdy Dave zaczynał się ruszać, tłum ogarniał szał”. Czyż te słowa nie pasują do tego, co wciąż dzieje się podczas koncertów DM?
Po trasie „Speak & Spell” z zespołem rozstał się Vince Clark. Wtedy DM postanowili podbić USA. Już w tym samym roku wyprzedali oba koncerty w nowojorskim Ritzu. Zaledwie kilka tygodni przed DM w tym samym miejscu zadebiutowało na amerykańskiej ziemi U2. Tak naprawdę jednak Depeche Mode stali się masowym zespołem na trasie promującej ich trzeci krążek „Construction Time Again”, nagrany z nowym członkiem Alanem Wilderem. To na tej trasie wykrystalizował się kolejny charakterystyczny element występów DM. Mniej więcej w połowie show swój mały set miał Martin Gore. W sieci można znaleźć fragmenty koncertów z tej trasy. Widać, jak DM są pewni na scenie, jak Gahan umiejętnie kieruje tłumem. Ich koncerty stały się widowiskami. Muzycy stawali na podnośnikach, dookoła szalały światła.
Kolejna trasa i kolejne widowisko. Do tego pierwszy polski koncert DM, na warszawskim Torwarze. Jak wspomina przytoczona na początku Jane Spiers, do stworzenia sceny w kształcie litery M z podnośnikami dysponowała nieograniczonymi środkami: „Powiedzieli, że im większe wrażenie robi scena, tym lepiej. Chcieli być tak niesamowici, jak to tylko jest możliwe”. Następny tour, „Black Celebration”, także pomagała im zorganizować Spiers. Tym razem scenografia była luźno inspirowana filmem Leni Riefenstahl z igrzysk olimpijskich w Berlinie z 1936 roku. Trasa okazała się ogromnym sukcesem, przyniosła 100 milionów dolarów zysku. Jeszcze większym wydarzeniem było „Music for the Masses Tour” z przełomu lat 1987 i 1988. DM zagrali 101 koncertów, z których ostatni, w Pasadenie, został uwieczniony w dokumencie D.A. Pennebakera „101”. Momentami jest on podobny do tego, co zrobił Anton Corbijn na „Live in Berlin”. To nie tylko zapis piosenek, ale też reakcje fanów, zakulisowe wypowiedzi. Później było „World Violation Tour” promujące jeden z najlepszych krążków DM, „Violator”. Projekcje na tą trasę przygotował nie kto inny jak Anton Corbijn, a ogółem zespół zobaczyło ponad milion fanów na całym świecie.
W 1993 roku przyszedł jeden z najtrudniejszych momentów dla Depeche Mode. Podczas trasy „Devotional Tour” promującej kolejny świetny krążek „Songs of Faith and Devotion” zespół był w rozsypce. Muzycy izolowali się od siebie. Efektem było odejście Alana Wildera. Na kolejną wielką trasę przyszło czekać fanom do 1998 roku. Na „ The Singles Tour” Gore’owi, Gahanowi i Fletcherowi towarzyszyli klawiszowiec Peter Gordeno oraz perkusista Christian Eigner, ci sami, których widać na scenie na „Live in Berlin”. Film z następcy „The Singles Tour” – „One Night in Paris” – ponownie zrealizował Corbijn. Przy kolejnych, „Touring the Angel: Live in Milan” i „Tour of the Universe: Barcelona” również zaprosili do współpracy Antona, choć głównym reżyserem tego drugiego został Russell Thomas.
Teraz pojawił się film pokazujący koncert DM z Berlina, promujący ich ostatni album „Delta Machine”. „Live in Berlin” to nie tylko zapis występu, ale też materiały zza kulis oraz wywiady z zespołem i fanami. Ponownie można doświadczyć tego, z czego słyną Depeche Mode: porywającego show Gahana, szalejącego między klawiszami, gitarą a mikrofonem Gore’a i nieco wycofanego Fletchera, a do tego obłędnej oprawy wizualnej. To kwintesencja widowiska DM.