Po sześciu latach przerwy legenda rapu Wu-Tang Clan powraca z nową płytą i ponownie okazuje się mistrzem gatunku

Nie wiem, czy ktoś z was zobaczył ostatnio kometę. Jeżeli tak, to znaczy, że sprawdzają się słowa RZA, lidera Wu-Tang Clan, że wydanie każdego nowego albumu jego składu poprzedzi pojawienie się komety. Te słowa wypowiedział w połowie lat 90. i miał wtedy prawo do tak wyniosłych stwierdzeń. Wu-Tang Clan byli po wydaniu jednej z najważniejszych płyt w historii rapu „Enter The Wu-Tang (36 Chambers)”. Ich debiut z 1993 roku odmienił gatunek.

Politycznie zaangażowanych Public Enemy wymiatał wtedy skutecznie ze sceny gangsterski klimat w oparach marihuany kreowany chociażby przez Snoop Dogga. Wu-Tang Clan zaproponowali ambitniejsze teksty ponad typowe narkotyczno-kobiece opowieści. Muzycznie nie byli tak agresywni, jak Public Enemy, ani kalifornijsko g-funkowi. Muzykę Wu-Tang Clan RZA nazwał tak: „wykop i werbel, i klakson, i uderzenie, i muśnięcie, i krzyk”. Ich beaty były dość surowe, ale do tego pełne inspiracji muzyką filmową, kulturą azjatycką (kung-fu), komiksami, science fiction. Ten eklektyzm i wydeptanie nowej rapowej drogi wywindowały ich na wysokie miejsce Billboardu. Krążek otrzymał znakomite recenzje, ciągle ląduje w zestawieniach najważniejszych płyt w historii muzyki. Największa w tym zasługa RZA, ale przecież nie nagrał krążka sam. Swoim rapem zachwycili tu m.in. Method Man (najmłodszy z członków Wu), Ghostface Killah, GZA i Ol Dirty Bastard, który odszedł 10 lat temu po przyjęciu zabójczej dawki kokainy i środków przeciwbólowych. To jednak RZA wymyślił nazwę, logo, nawet ksywy członków składu, a do tego mitologię grupy inspirowaną wschodnimi sztukami walki. GZA tłumaczył w jednym z wywiadów: „Jesteśmy lirycznymi wojownikami. Nazwaliśmy się Wu Tang bo nasze języki są ostre jak miecze”.

Po tym sukcesie rodzina Wu rozpierzchła się w solowe strony. Raekwon nagrał niemal klasyczną gangsta-rapową płytę „Only Built 4 Cuban Linx”. Zresztą wyprodukował ją RZA. GZA, również wraz z RZA, wypuścił z kolei bezkompromisowe, mroczne „Liquid Swords”. W międzyczasie Wu-Tang Clan powracali do kolaboracji pod wspólnym szyldem. Do 2001 roku wydali jeszcze trzy płyty. Ostatnia z nich, „Iron Flag”, sprzedawała się jednak słabiutko, przynajmniej jak na krążki rodziny Wu. Po sześciu latach powrócili z albumem „8 Diagrams” i ten radził sobie w sprzedaży jeszcze gorzej, mimo że Wu wspierali się w studio m.in. Erykah Badu i Johnem Frusciante z Red Hot Chili Peppers. W przerwach członkowie zespołu nie próżnowali, realizując się nie tylko solowo, lecz także inwestując, na przykład w firmę odzieżową.
Kolejny krążek mieli wypuścić w zeszłym roku, na 20-lecie debiutu, ale ukazał się dopiero teraz. Co prawda znowu powróciły niesnaski (pojawiły się już przy „8 Diagrams”), głównie polegające na oskarżaniu RZA o autorytaryzm, ale Wu-Tang Clan dopięli swego.

W produkcji „A Better Tomorrow” RZA pomógł m.in. mistrz pracy w studio Rick Rubin, a wokalnie wsparli ich raperzy Streetlife oraz Tekitha, która współpracowała z Wu wcześniej. „A Better Tomorrow” Wu dali ponownie pokaz muzycznego eklektyzmu z rapem w roli głównej. Jest niezwykle melodyjnie, przyjemnie, do tego gitarowo z retro klawiszami („Mistaken Identity”). Jest też trochę gangstersko („Hold The Heater”). Poza tym romantycznie, dzięki użyciu skrzypek i gitary akustycznej („Miracle”). To oczywiście romantyka w stylu Wu, czyli opatrzona dźwiękami przeładowanej broni i tekstem o morderstwie. Mamy również niemal jazzową improwizację (dęciaki) w mrocznym „Pioneer the Frontier” i opary klasycznego soulu. Całości towarzyszą sample z filmów kung-fu, ostra liryka i sample z klasyków sprzed lat w stylu „Son of a Preacher Man” Dusty Springfield w „Preacher's Daughter”. Mało kto, tak jak RZA i reszta bandy, potrafi z sampli tworzyć takie melodie. Oczywiście „A Better Tomorrow” nie jest krążkiem na miarę „Enter The Wu-Tang (36 Chambers)”, nie zmieni tego gatunku. Ale jak chcecie przekonać do rapu kogoś, kto kojarzy go z sepleniącym mieszkańcem obdrapanego bloku próbującym opowiadać o tym, jak to groźni są jego ziomale z dzielnicy, to włączcie ten album Wu. To rap najwyższej próby.

RZA zdradził, że większość kompozycji powstało, tak jakby „A Better Tomorrow” było ostatnim krążkiem Wu-Tang Clan. Byłoby szkoda, ale jak zauważył Raekwon the Chef: „Jak można mówić, że hip-hop jest dziś martwy, skoro Wu-Tang Clan jest wieczny”. Oby przyjechali z tym materiałem do Polski.

Wu-Tang Clan | A Better Tomorrow | Warner Music (4)