„Skąpiec” w Teatrze Polskim w Bydgoszczy nie jest dziełem Moliera, ale młodego dramaturga Michała Buszewicza. I najbardziej bezczelnym przedstawieniem Eweliny Marciniak.

Ewelina Marciniak pracuje dużo, dlatego trudno nadążyć za jej kolejnymi projektami. Szybko zdobywa rozgłos – czasami całkiem zasłużony (świetne „Amatorki” Elfriede Jelinek z gdańskiego Wybrzeża), innym razem mniej ( „Zbrodnia” z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej). Jeżeli o mnie chodzi, osiągnęła jedno – wydaje mi się autorką nieprzewidywalną. Wraz z dramaturgiem Michałem Buszewiczem przepisuje klasykę, na kanwie starych utworów tworząc nowe scenariusze. „Zbrodnia” powstała przecież w oparciu o „Zbrodnię z premedytacją” Gombrowicza, podobnie jest teraz ze „Skąpcem”. Zdecydowanie gorzej wychodzą jej potyczki z tekstami od początku przeznaczonymi dla teatru. Przykładem choćby klęska „Śmierci i zmartwychwstania we mnie” Stockmana w krakowskim Narodowym Starym Teatrze.

Po tym, co widziałem, sądzę, że Ewelina Marciniak w gdańskich „Amatorkach” określiła, co najbardziej interesuje ją w teatrze. Byłoby to zniewolenie w ciele traktowanym jako najmocniejszy z fetyszy. Dlatego w jej spektaklach tak wiele jest czysto fizycznych działań, tak mało z kolei pozostaje niedopowiedziane. Licznych scen nagości z jej przedstawień nie da się uznać za ozdobnik albo przyciągający uwagę chwyt. W „Amatorkach”, a teraz w „Skąpcu” nagość skomponowana z widowiskiem jest tak, że bez szwanku dlań nie dałoby się jej usunąć. Właśnie w swej cielesności, dotykalności teatr Eweliny Marciniak wydaje mi się najbardziej bezkompromisowy. W bydgoskim „Skąpcu” z Moliera pozostał tylko zarys fabuły oraz szkice charakterów postaci. Nie dość, że Marciniak z Buszewiczem na nowo napisali wszystkie słowa dramatu, to jeszcze znacząco przestawili akcenty. U nich Harpagon (Mirosław Guzowski) nie jest pożałowania godnym sknerą, ale może jedynym w tym świecie strażnikiem jako takich zasad. Dobrze, broni swego majątku, ale po prawdzie nie ma wyjścia. Czyhają bowiem na niego dzieci Eliza i Kleant (znakomici w tych rolach Julia Wyszyńska i Maciej Pesta), ukazane niczym nastawione na hedonistyczne uciechy marionetki. W tym „Skąpcu” to do nich ma należeć ostatnie słowo, bo świat dawno oszalał, owładnięty szybkimi przyjemnościami, szybkim szmalem, szybkim seksem.

Dlatego nie mowy o molierowskim gorzkim morale. Kłamią, handlują i przegrywają wszyscy. Także Marianna (Joanna Drozda), która jest jak manekin wystawiony na aukcję, albo Frozyna (sugestywna Małgorzata Witkowska), cynizmem próbująca poskromić otoczenie. Drugie dno daje przedstawieniu scenografia Katarzyny Borkowskiej. Widownia siedzi po obu stronach wąskiego pasażu sceny, wyłożonego w każdym metrze rozprutymi kołdrami, poduszkami, zniszczonymi pledami. Obserwujemy zdegradowany buduar, który w dekoracji zachował jeszcze ślady swej świetności, arenę nieustannej kopulacji, gdzie wszystkie pozycje są dozwolone. Do tego kostiumy, a raczej ich szczątki – rajstopy na nagie ciało, koronkowe slipy, koszulki, przezroczyste body. Spektakl taki jak „Skąpiec” wymaga szczególnego zespołu aktorów zdolnych udowodnić, że w ich nagości nie ma niczego wprost seksualnego, jest ona tylko jeszcze jednym kostiumem. W Bydgoszczy taki zespół jest i podołał ekstremalnie trudnemu zadaniu. Przyjemność z oglądania najbardziej bezczelnego polskiego przedstawienia ostatnich miesięcy nieco popsuła mi pointa, sprowadzająca rzecz do znanej konstatacji, że wszystko jest dzisiaj na sprzedaż. O taki banał tyle zamieszania? I jeszcze jedno. Może dlatego, że Katarzyna Borkowska przez lata pracowała z Mają Kleczewską, chłodno i onirycznie oświetlany „Skąpiec” przywodzi na myśl jej inscenizacje. Do tego kilku obsadzonych tu aktorów zagrało kilka miesięcy temu w „Podróży zimowej” u Kleczewskiej. Może to nieświadome, nie mogłem jednak oprzeć się wrażeniu, że mocno się przedstawieniem starszej koleżanki zachwyciła.

Skąpiec | reżyseria: Ewelina Marciniak | Teatr Polski w Bydgoszczy | Recenzja: Jacek Wakar, Polskie Radio | Ocena: 4 / 6