„Do Damaszku” Jana Klaty w krakowskim Narodowym Starym Teatrze zasmuca. Skalą klęski reżysera.

Tak, to jest ten spektakl, od którego zaczęła się afera w Starym Teatrze, przerwany okrzykami „hańba” i żądaniami dymisji dyrektora Klaty. Oglądałem go miesiąc po sławetnych wydarzeniach, ale w specyficznej atmosferze. Teraz w Starym aksamitny głos Anny Dymnej nie tylko prosi o wyłączenie telefonów, lecz także ostrzega, że osoby zakłócające przebieg przedstawienia będą wypraszane z widowni, co samo w sobie jest bardzo zabawne. Tyle że podczas mojego „Do Damaszku”, pokazywanego w ramach festiwalu Boska Komedia, a więc dla specyficznej publiczności, nikt niczego nie zagłuszał, za to niektórzy posnęli. Ci zaś, którym udało się sen odpędzić, patrzyli na inscenizację Klaty z przechodzącą w śmiertelne znużenie obojętnością. Choć trzeba przyznać, że skandal przyniósł rozgłos. W kuluarach spotkałem znanego publicystę politycznego, który przyjechał z Warszawy samemu się przekonać, o co chodzi. Po przedstawieniu był w szoku, bo w ogóle nie zrozumiał, dlaczego tyle hałasu o teatr błahy, konserwatywny i w sumie nic nieznaczący.

Dramaturg Sebastian Majewski przepisał dramat Augusta Strindberga z głównego bohatera, Nieznajomego, czyniąc dzisiejszego Idola. Muzyka i celebrytę, który ma wszystko, ale jest wydrążony w środku, a więc nie ma nic. Brnie w krótkotrwałe przyjemności, zagaduje pustkę. Tyle że podobne figury, jak tę graną przez Marcina Czarnika, wiedzieliśmy już wielokrotnie i w znacznie bardziej przejmującym wydaniu, także w teatrze Jana Klaty. Nie ma tym razem także mowy o ostrej diagnozie współczesności, bo do tego, aby się dowiedzieć, że wszystko sparszywiało, naprawdę nie potrzeba wysiłków szefa Starego Teatru.

„Do Damaszku” to prawdopodobnie jego najbardziej zachowawczy, nudno bezpieczny spektakl, dlatego trudno zrozumieć powody słynnego protestu publiczności. Chyba że nie buntowała się przeciw obrazoburstwie Klaty (bo ze świecą go szukać), ale przeciwko pustce, jaka tym razem wypełniła jego teatr. Z zażenowaniem obserwuje się także wybitnych aktorów Starego Teatru, których użył Klata do idiotycznych, a przy tym czysto technicznych etiud. Dorota Segda drobi kroczki i zamiast mówić, gdacze jak kura, Krzysztof Globisz zniekształca głos i udaje, że pożera własne ramię, Adam Nawojczyk niczego nie gra, a o występie Aldony Grochal i Beaty Paluch jako groupies lepiej z litości milczeć.

Szkoda Czarnika i Justyny Wasilewskiej, bo z oddaniem poświęcają się rolom, a mają do zagrania jedynie gigantyczny banał. Z całego przedstawienia zostaje zatem wyłącznie playlista umiejętnie dobranych przez Klatę utworów. Nie od dziś wiemy jednak, że jako didżej szef Starego sprawdza się doskonale. Chcę wierzyć, że zobaczę jeszcze prawdziwy teatr Klaty i prawdziwy Stary Teatr. Na razie jednak pozostaje strawestować klasyka – Janie Klato i Sebastianie Majewski nie idźcie tą drogą!

Do Damaszku | reżyseria: Jan Klata | Narodowy Stary Teatr w Krakowie | Recenzja: Jacek Wakar, Polskie Radio | Ocena: 1 / 6