Polska Agencja Prasowa: Jakie oczekiwania w sytuacji epidemii koronawirusa wobec rządu i wobec ministra kultury ma Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów?
Paweł Szkotak: Sytuacja jest rzeczywiście bezprecedensowa. Myślę, że to jest jeden z największych kryzysów po II wojnie światowej, z jakim nam się przyszło mierzyć.
Liczymy teraz na duże wsparcie ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i ze strony władzy centralnej, dlatego, że samorządy z oczywistych powodów będą miały dużo mniejsze wpływy z podatków. Dlatego sądzę, że klucz do pozytywnego rozwiązania kryzysowej sytuacji jest w rękach rządu, w rękach ministra kultury.
Oczekujemy wsparcia finansowego. Rekompensat dla teatrów, które mogłyby być wykorzystane na wsparcie dla pracowników artystycznych, administracyjnych oraz technicznych. Tutaj należy dodać słowo wyjaśnienia. Otóż pracownicy artystyczni, a czasem i techniczni, mają dwuskładnikowo skonstruowaną pensję. Zwykle jest to niskie wynagrodzenie etatowe oraz druga część wynagrodzenia, która jest związana ze świadczeniami za granie przedstawień. Tych spektakli nie ma, więc siłą rzeczy, wynagrodzenie w tej chwili jest bardzo, bardzo niskie.
Jako SDT oczekiwalibyśmy możliwości dwuletniego okresu rozliczania ministerialnych dotacji i grantów. Z uwagi na pandemię szereg wydarzeń artystycznych, festiwali, premier w tym roku się nie odbędzie. Natomiast one mogą się odbyć, miejmy nadzieję, w roku przyszłym. I takie zapewnienia często otrzymujemy od partnerów krajowych i zagranicznych. Dlatego byłoby dobrze, gdyby można było rozliczać w przyszłym roku te fundusze, które zostały przyznane w tym. One zresztą częściowo już poszły na realizacje zaplanowanych programów i wydarzeń artystycznych.
Spodziewałbym się podjęcia takiej akcji, która byłaby rozwinięciem akcji podejmowanych z powodzeniem przez Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego z okazji Dnia Teatru Publicznego. Mówię tu o bilecie do teatru za 100 groszy. Tym razem dopłata do biletu powinna być sfinansowana ze środków pomocowych. Mogłoby to pełnić dwojaką funkcję. Po pierwsze zwiększyłaby się dostępność teatru dla widzów, a mam poważne obawy, że kiedy się już ta epidemia zakończy lub zelżeje - ludzie będą bez środków finansowych i powstanie poważna bariera ekonomiczna, by korzystać z dóbr kultury. Po drugie byłaby to realna pomoc dla teatrów.
PAP: Procentowo, w jakiej wysokości powinna być ta dopłata?
P.S.: To jest, oczywiście, temat do rozmów. Ile to powinno być procent i jak często taki spektakl z dopłatą mógłby być prezentowany. Rzecz jasna, nie raz w sezonie, jak to ma miejsce przy okazji akcji Instytutu Teatralnego. Wyobrażam sobie, że mogłoby to dotyczyć spektaklu granego przynajmniej raz na tydzień. Powinna to być akcja ogólnopolska, obejmująca wszystkie teatry repertuarowe.
O szczegółach trzeba rozmawiać. Sądzę, że dopłata do takiego przedstawienia powinna być wysoka, rzędu 90 proc.Teatry mają obecnie bardzo poważne problemy budżetowe związane z brakiem wpływów za bilety. Wydaje mi się, że taka akcja sprawiłaby dużo dobrego, a przystępna cena biletu spowodowałaby powrót publiczności do teatru, a także pozyskanie nowych widzów.
Wreszcie, gdyby teatry zdecydowały się na granie w reżimie sanitarnym, czyli w sytuacji, w której mamy wprowadzone dodatkowe zabezpieczenia, rozsadzamy widzów etc. to pamiętać trzeba, że nie będziemy mogli grać przy pełnych salach. Rentowność spektakli drastycznie spadnie. W takich okolicznościach także oczekiwałbym dopłaty do prezentowanych przedstawień.
Mam jeszcze apel już nie do pana ministra, ale do naszych wiernych widzów. Prosiłbym o to, aby zamieniać bilety już kupione na tak zwane bilety otwarte lub vouchery, czyli na takie, które będzie można zrealizować w okresie, kiedy teatry będą mogły normalnie funkcjonować. Wiem, że wszystkim jest ciężko. Widzom również, bo wielu z nich utraciło możliwość zarobkowania, utraciło źródła dochodów - ale ci, którzy mogą wesprzeć teatry w ten sposób, żeby nie odbierać teraz pieniędzy, lecz zamienić ten bilet na bilet otwarty, pomogą nam przetrwać i funkcjonować w przyszłości.
PAP: Czemu jako SDT nie wzięli państwo udziału we wtorek w pierwszym spotkaniu Zespołu Antykryzysowego przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego?
P.S.: To jest niestety pytanie nie do nas - tylko do pana ministra, który nas nie zaprosił. Wierzę, że jest to przeoczenie spowodowane pewnie nadmiarem obowiązków. Oczywiście, jako SDT deklarujemy, że chcemy brać udział w spotkaniach Zespołu Antykryzysowego.
Powinniśmy w nich uczestniczyć, ponieważ dyrektorzy w naturalny sposób musieli stanąć do walki z epidemią koronawirusa w pierwszym szeregu. To dyrektorzy podejmowali decyzje - i podejmują je cały czas - związane z organizacja pracy zdalnej, organizowaniem życia teatralnego w warunkach epidemii, zmianami planów artystycznych etc.
Ponadto dyrektorzy, też z oczywistych powodów, posiadają duże doświadczenie ekonomiczne i prawne, znajomość przepisów. My mamy to know-how, które może być pomocne w radzeniu sobie z tak trudną sytuacją.
Mam nadzieję, że przy okazji następnych spotkań będziemy już obecni. Bardzo liczę na dialog.
PAP: Jakie działania podejmuje SDT w czasie epidemii?
P.S.: Kierujemy listy do ministra i władz rozmaitych szczebli. Dyrektorzy wspierają się wzajemnie, wymieniając doświadczenia na temat tego, jak organizować pracę zdalną, jak ją potem rozliczać. Jak nie narazić się na problemy przy przyszłych kontrolach? Wbrew pozorom to są wszystko kwestie dość skomplikowane.
Jesteśmy w trakcie dyskusji na temat sposobu "odmrażania" teatrów, funkcjonowania w okresie przejściowym i powrotu do normalności.
Nie jest to takie proste, ponieważ teatry różnią się między sobą charakterem, rozmiarami publiczności, liczebnością zespołów artystycznych, różnymi formami zatrudnienia pracowników itd.
PAP: SDT zrzesza ponad 110 członków zwyczajnych, najczęściej dyrektorów teatrów, kierowników. Zrozumiałe więc, że dba o interesy instytucji teatralnych. A co z artystami, ludźmi teatru bez etatów? Oni często współpracują z teatrami.
P.S.: Potrzebne są rekompensaty, środki - i to uruchomione bardzo szybko - dla tych wszystkich twórców, którzy są freelancerami. Te osoby zostały pozbawione środków do życia dosłownie z dnia na dzień.
To jest bardzo trudna sytuacja. Musimy o tych ludzi zadbać, bo jeśli tego nie zrobimy - grozi nam, że część z nich po prostu odejdzie z zawodu.
Wszyscy należymy do jednej wspólnej rodziny teatralnej, wśród "wolnych strzelców” znajdziemy reżyserów, scenografów, kostiumografów, kompozytorów, choreografów. A także całą rzeszę aktorów, którzy nie są na etatach. Bez tych wysoko wykwalifikowanych artystów nie ma życia teatralnego.
Oni znajdują się w sytuacji jeszcze trudniejszej niż pracownicy etatowi teatrów. Zostali pozbawieni pracy, często do końca tego roku. Wyjaśnię, że specyfika pracy w teatrze polega na tym, że premiery planuje się najczęściej z co najmniej z rocznym wyprzedzeniem. Nie zawsze, a właściwie rzadko, podpisuje się w teatrach umowy z tak dużym wyprzedzeniem.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)