Przedstawiciel realizmu magicznego, laureat literackiego Nobla (1982 r.), autor m.in. "Stu lat samotności" Gabriel Garcia Marquez zmarł 5 lat temu, 17 kwietnia 2014 r., w wieku 87 lat. Marquez wraz z Argentyńczykami Julio Cortazarem i Jorge Luisem Borgesem należał do latynoskiej wielkiej trójki.

"Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendia miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go ze sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód" - tak brzmi pierwsze zdanie "Stu lat samotności", przez wielu uważane za najważniejsze w całej historii literatury.

"Marquez był uważany za literackie bóstwo. W Ameryce Łacińskiej uchodził za prozaika, któremu jako pierwszemu udało się opisać ten kontynent i zamieszkujących go ludzi. On sam do tego typu opinii odnosił się z ironią" - powiedział w 2014 r. portalowi tvp.info Grzegorz Jankowicz, krytyk, filozof literatury i tłumacz.

Tłumacz Marqueza na polski Carlos Marrodan Casas powiedział "Rzeczpospolitej", że pisarz "potrafił słuchać". "I jego literatura to literatura słuchacza, człowieka, który wsłuchiwał się w opowieści różnych ludzi. Zawsze podkreślał rolę dziadka i babci, których opowieści zapamiętywał i wykorzystywał potem w swoich utworach. Zwracał uwagę, że losy każdego z nas są tak niezwykłe, że mogłyby składać się na niejedną powieść. Był mistrzem literatury epickiej. Swoim pisarstwem uzupełnił wielką lukę dotyczącą Ameryki Łacińskiej, a zwłaszcza Kolumbii" - ocenił.

Jak mówił, "niezwykła fraza Marqueza i melodia jego zdania, natychmiast rozpoznawalna, to wynik długiej pracy". "Ona nie pojawiła się u niego od razu. Mówił mi kiedyś, że gdy pisał na maszynie +Sto lat samotności+, i pojawił się jakiś błąd wyrywał stronę i pisał od nowa. Naprawdę w każde zdanie wkładał wiele pracy, bo zależało mu na tym, by brzmiało jak wypowiedziane" - podkreślił tłumacz.

Niepowtarzalny styl pisarski Marqueza pokochał cały świat. Jego realizm magiczny to nie tylko obecność zjawisk i postaci nadprzyrodzonych, ale także osadzenie historii poza konkretnym czasem i miejscem akcji. Pisarz, wraz z Argentyńczykami Julio Cortazarem, autorem "Gry w klasy" oraz Jorge Luisem Borgesem, autorem "Powszechnej historii nikczemności", należał do latynoskiej wielkiej trójki.

Twórczość kolumbijskiego pisarza była i jest inspiracją dla innych. W Polsce jego wpływ Marqueza dostrzegany jest w powieściach Olgi Tokarczuk albo filmach Jana Jakuba Kolskiego.

W marcu tego roku ogłoszono, że Netflix nabył prawa autorskie do "Stu lat samotności" i wyprodukuje na jej podstawie serial, którego producentem będzie syn pisarza Rodrigo Garcia; zdjęcia do filmu będą kręcone głównie w Kolumbii.

Marquez długo nie mógł się zdecydować na sprzedaż praw autorskich do tej powieści, ponieważ uważał - jak mówi jego syn - że tak skomplikowanej narracji nie da się oddać w scenariuszu filmowym, nie chciał też, by na podstawie jego książki powstał obraz anglojęzyczny.

Rodrigo Garcia uważa jednak, że zastrzeżenia ojca przestają być aktualne w "złotym wieku seriali, przy udziale utalentowanych scenarzystów i reżyserów, jakości kinematografii" i przyszedł "najlepszy moment" na ekranizację "Stu lat samotności". Co więcej, serial zostanie nakręcony w języku hiszpańskim.

Marquez urodził się 6 marca 1927 roku w Aracataca w północnej Kolumbii. "W gruncie rzeczy nie jestem ani nie będę nikim więcej niż jednym z szesnaściorga dzieci telegrafisty z Aracataki" - powiedział kiedyś noblista, który pełnymi garściami czerpał z historii swojej rodziny. Skomplikowane losy Buendiów ze "Stu lat samotności", zawikłane układy pomiędzy legalnymi a nieślubnymi dziećmi, honorowe zabójstwa, zakładanie miasta, mezalianse - to wszystko wydarzyło się naprawdę w rodzinie Marquezów.

Gabito, jak pieszczotliwie nazywano przyszłego noblistę w dzieciństwie, przez długi czas wychowywał się pod opieką dziadków w małym karaibskim miasteczku Aracataca, które stanie się pierwowzorem Macondo ze "Stu lat samotności". Biograf pisarza - Gerard Martin - odnalazł zresztą w bliskiej rodzinie całą galerię postaci z powieści Marqueza. Jego dziadek uwieczniony został jako pułkownik Aureliano Buendia, babcia - to Ursula. Zadziwiająco realistyczny jest opis samego domu dziadków, prawdziwa jest nawet informacja o wielkim drzewie na dziedzińcu. Marquez jako nastolatek poznał swoją przyszłą żonę - Mercedes Barchę - która miała wówczas zaledwie dziewięć lat. Marquez już wtedy postanowił, że się z nią ożeni.

Marquez rozpoczął karierę jako dziennikarz w prasie lokalnej w gazetach "El Heraldo" w mieście Barranquilla oraz "El Universal" wydawanej w Cartagenie. Później przeniósł się do Bogoty, gdzie rozpoczął pracę jako reporter w kolumbijskim dzienniku "El Espectador", pracował m.in. w charakterze korespondenta zagranicznego z Rzymu, Paryża, Barcelony, Caracas oraz Nowego Jorku. Pierwsze jego większe dzieło, powieść "Szarańcza", powstała w 1955 roku.

Przed wydaniem swego najważniejszego dzieła - "Stu lat samotności" - Marquez pracował na etatach w dwu gazetach, co pochłaniało całą jego energię i ledwie zapewniało byt rodzinie. Pewnego dnia pisarz zaryzykował wszystko - rzucił pracę i na 18 miesięcy zamknął się w swojej pracowni, aby napisać książkę, o której marzył. Rodzina żyła w tym czasie z wyprzedaży kolejnych sprzętów domowych. Ostatnie sztuki - piecyk i suszarka do włosów - poszły do lombardu, aby opłacić wysłanie rękopisu do wydawcy.

Poświęcenie stokrotnie się jednak opłaciło. Wydane w 1967 roku "Sto lat samotności" przyniosło Marquezowi sławę i uwolniło go od konieczności pracy na etacie.

Tłumacz literatury iberoamerykańskiej, laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Polsce, Tomasz Pindel uważa, że "Sto lat samotności" zawiera w sobie syntezę ludzkiego doświadczenia. "Ta powieść ma moc uniwersalnego mitu, ma w sobie taką pierwotną opowieściowość, stanowi taką najklarowniejszą literaturę. Nie wydaje mi się, by ktoś mógł kontynuować dzieło Marqueza. On właściwie wyczerpał i doprowadził do absolutnie genialnego szczytu konwencję literatury z realistyczno-magicznej, z drugiej - neobarokowej i po nim nikomu się nie udało tego przeskoczyć, bo chyba po prostu się nie da. Jego droga literacka na nim osiągnęła literacką pełnię" - mówił Pindel.

Sagę rodu Buendia Pablo Neruda nazwał "najważniejszym dziełem literatury hiszpańskojęzycznej od czasów Don Kichota", specyficzny styl, w którym jest napisana, ochrzczono "realizmem magicznym". W następnych dekadach ukazały się kolejne powieści Marqueza: "Jesień patriarchy" (1975), "Miłość w czasach zarazy" (1985), "Generał w labiryncie" (1989).

W 1982 roku Marquez otrzymał literacką nagrodę Nobla za "powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu". Aby wyrazić swoją solidarność z Trzecim Światem pisarz nie chciał założyć smokingu i w Sztokholmie paradował w karaibskiej koszuli zwanej guayaberą. Na tle reszty uczestników ceremonii ubranych we fraki Marquez wyglądał jakby był w bieliźnie.

Marquez przyjaźnił się m.in. z Fidelem Castro. W szkicu "Plying the Words" stworzył ciepły portret kubańskiego dyktatora, opisując go jako "emanującego nieodpartym, uwodzicielskim czarem", uroczego rozmówcę i niezawodnego przyjaciela. W oczach Marqueza Castro jest "jednym z największych idealistów naszych czasów". Ryszard Kapuściński, który przyjaźnił się z Marquezem, radził, żeby nie ideologizować związku Marqueza i Castro. Kapuściński uważał, że pochodzącemu z małego miasteczka Marquezowi imponowała władza.

Marquez w wieku 22 lat uczestniczył kilkakrotnie w zebraniach komunistycznej organizacji, ale nigdy do niej nie wstąpił. W wywiadzie dla "New York Timesa" z 1983 r. zapewniał, że nie jest ani nigdy nie był komunistą. W 1955 r., jako reporter bogockiego pisma "El Espectador", odbył podróż po Europie, odwiedził m.in. Czechy, NRD i Polskę. Powrócił rozczarowany, uznając, że to, co zobaczył, to nie był socjalizm dostosowany do miejscowej rzeczywistości, lecz po prostu radziecka okupacja.

Wrażenia z Polski Marquez opisał na gorąco, lecz wrócił do nich ponad ćwierć wieku później, w jednym z felietonów pisanych w 1981 r. "Gęsty, smutny, obdarty tłum przelewał się bez określonego celu ogołoconymi ulicami z szumem wzbierającej rzeki, a gdzieniegdzie widać było milczące grupki ludzi, którzy godzinami stali, wpatrując się w witryny państwowych sklepów, gdzie sprzedawano rzeczy nowe, choć wyglądały na używane, a i tak były nie­osiągalne ze względu na bajońskie ceny. Mało było samochodów, a stare tramwaje kołysały się na wyludnionych ulicach" - wspominał Marquez.

"Trzy sprawy zwróciły moją uwagę. Po pierwsze: niepopularność władzy, szczególnie wśród młodzieży. Uniwersytet stanowił swego rodzaju beczkę z prochem, która może wybuchnąć pod wpływem najmniejszej wznieconej iskry, a krytyka pod adresem systemu była otwarta i nieubłagana. (...) Zwróciła też moją uwagę, choć o tym już wcześniej wiedziałem, ogromna władza polityczna i duchowa polskiego Kościoła katolickiego, podtrzymywana przez religijne uczucia Polaków. (...) Trzecia rzecz, która zwróciła moją uwagę, to antysowieckie nastawienie Polaków. Uczucie historycznie zakorzenione i najprawdopodobniej nieule­czalne" - pisał Marquez, który interesował się też Polską w latach 80. w okresie "Solidarności". Wzmianka o Polsce znalazła się też w "Stu latach samotności", gdzie jedna z postaci - Remedios - po tragicznej historii miłosnej umiera wiele lat później w jakimś ponurym klasztorze w Krakowie.

Pogarszający się stan zdrowia, a przede wszystkim wykryta u pisarza w 1999 roku choroba nowotworowa (peruwiański dziennik "La Republica" informował nawet mylnie o śmierci pisarza w 2000 roku), skłoniła Marqueza do rozpoczęcia spisywania własnych wspomnień. W 2002 roku Marquez opublikował autobiograficzną książkę "Żyć, żeby opowiadać o tym". W 2004 roku ukazała się ostatnia powieść pisarza, "Rzecz o mych smutnych dziwkach".

31 marca 2014 roku trafił do szpitala z objawami odwodnienia oraz infekcją dróg moczowych i płuc. Szpital opuścił 9 kwietnia w "delikatnym stanie" i miał dochodzić do zdrowia w domu.