Najbystrzejsi z polskich przywódców nie mieli wątpliwości, że szansa na niepodległość pojawi się dopiero wówczas, gdy w Europie runie stary porządek
Naród, który traci pamięć, przestaje być Narodem – staje się jedynie zbiorem ludzi, czasowo zajmujących dane terytorium – twierdził Józef Piłsudski. Pamięć o przeszłości była rzeczą niezwykle istotną w czasach II Rzeczpospolitej. Na odzyskanie w pełni suwerennego państwa Polacy musieli czekać 123 lata, dlatego przykładali wielką wagę do tego, żeby nie popełniać tych samych błędów co przodkowie, którzy niepodległość przegrali. Wspomnienie zmierzchu i upadku Rzeczpospolitej szlacheckiej sprawiało, że panicznie bano się anarchii, zdrady, słabości państwa, braku poczucia odpowiedzialności za nie. Stąd brała się chęć stworzenia potężnej armii, wielka dbałość o patriotyczne wychowanie młodzieży, niechęć do sejmokracji i partyjniactwa.
Kiedy rodziła się II RP, od razu planowano zbudowanie państwa na wskroś nowoczesnego. Zdolnego zapewnić każdemu mieszkańcowi opiekę medyczną, emeryturę i godziwe warunki pracy. Kluczowe siły polityczne za rzecz oczywistą miały, że obywatele niepodległej Polski cieszyć się będą równymi prawami bez względu na płeć, wyznanie czy status społeczny. Za jednym zamachem chciano przekreślić wszelkie słabości, jakie zapamiętano z dziejów I Rzeczpospolitej. Potem przez 20 lat Polacy miotali się w rozpaczliwych wysiłkach zbudowania silnego państwa i obronienia dzięki temu niepodległości, choć szanse na sukces mieli znikome. Wciśnięci między dwa pragnące zagłady Polski mocarstwa musieli walczyć z kolejnymi zagrożeniami i kryzysami, a było ich całe mnóstwo. Musiano wyszarpać od Niemców Wielkopolskę i przynajmniej część Górnego Śląska, odbić Ukraińcom Lwów i Galicję, a na koniec powstrzymać najazd bolszewickiej Rosji. Potem przyszła pora na odbudowę kraju zrujnowanego przez wojnę. W społecznej pamięci już zupełnie się zatarło, że przyniosła ona ziemiom polskim zniszczenia porównywalne z tymi, jakie później miały stać się efektem II wojny światowej.