Nie stroni od kielicha i podrywu, brzydko mówi i lubi dać po mordzie. Jessica Jones jest niezwykła nawet na tle najbardziej niezwykłych herosów ze stajni Marvel Comics.
Przed laty Brian Michael Bendis wprowadził amerykańskie wydawnictwo w XXI wiek. No, może niezupełnie, ale podczas gdy konkurencyjne DC Comics już od dekady wydawało komiksy przeznaczone dla dorosłego czytelnika, Marvel bał się wydrukować choćby jedno niecenzuralne słowo. A Bendis przyniósł scenariusz przesycony seksem, przemocą i ulicznymi gadkami. Nie dało się jednak dłużej unikać podobnych rozwiązań. Dzięki historii o Jessice Jones, stworzonej przez Bendisa byłej superbohaterce, która została prywatnym detektywem, wydawnictwo zdecydowało się utworzyć imprint MAX z myślą o starszych czytelnikach. Pierwszy zeszyt „Alias” ukazał się w listopadzie 2001 roku i pociągnął za sobą kolejne znakomite serie, odświeżając portfolio Marvel Comics. Teraz Jessica Jones trafiła na ekran.
Tym razem jednak szlak przetarł dla niej ktoś inny. Niewiele ponad pół roku temu, dzięki współpracy Marvel Studios i serwisu internetowego Netflix, zadebiutował „Daredevil”, serial o niewidomym prawniku Matcie Murdocku, który nocami przywdziewa kostium i dzięki rygorystycznemu treningowi fizycznemu i wyostrzonym zmysłom zaprowadza porządek w nowojorskiej Hell’s Kitchen. Projekt ten znacząco różnił się od pełnometrażowych propozycji wytwórni kręconych z myślą o odbiorcy uniwersalnym i nie chodzi nawet o tematykę, ale samą ponurą formę odbiegającą od spektakularnych widowisk filmowych. A jednocześnie studio korzysta z doświadczeń zdobytych przy kreowaniu MCU – Marvel Cinematic Universe – czyli kinowego uniwersum, na które składa się obecnie kilkanaście tytułów. Także i „Daredevil”, i „Jessica Jones” to tylko cegiełki służące do zbudowania skomplikowanej konstrukcji. Złożą się na nią jeszcze seriale „Iron Fist” i „Luke Cage”, również osadzone w Hell’s Kitchen. Po emisji ostatniego z seriali zobaczymy „The Defenders”.
Tymczasem „Jessica Jones” tak jak „Daredevil” wzbudziła powszechny zachwyt ze względu na potraktowanie dorosłego widza serio. Dokonuje się bowiem kolejna istotna zmiana. Podczas gdy DC Comics pozostaje w tyle, wypuszczając przewidziane dla publiki nastoletniej rozrywkowe seriale, tak Marvel opanowuje istotny segment rynku. Statystyka mówi, że przeciętny czytelnik komiksów ma trzydzieści parę lat, a tak długie ignorowanie podobnie rozległej grupy demograficznej zakrawało na katastrofalne niedopatrzenie. Seriale duetu Marvel-Netflix uzupełniły lukę. Co nie znaczy oczywiście, że amerykańskie studio – należące do Disneya – zaniedba tym samym kino.
Do premiery kolejnej części przygód Kapitana Ameryki jeszcze pół roku, ale już pojawił się pierwszy zwiastun; są w nim i Iron Man, i Black Panther. Marvel Studios upubliczniło zdjęcia Benedicta Cumberbatcha jako doktora Strange’a. Dodajmy, że ambitne plany wytwórni sięgają co najmniej 2020 roku. Nic nie wskazuje na to, aby nastąpił rychły przesyt i popularność komiksowych blockbusterów miała ucierpieć na ich liczbie, wręcz przeciwnie, jeden film napędza drugi. Czy i tak będzie w przypadku telewizyjnych seriali? Na razie trudno wyrokować, ale należy pamiętać, że Jessica Jones, Daredevil i spółka istnieją w tym samym filmowym uniwersum, co ich koledzy z dużego ekranu. Wydarzenia z kina rezonują na telewizję. Takiego czegoś chyba jeszcze nigdy nie próbowano. Stanęliśmy na progu pewnej rewolucji dotykającej nie tylko mariażu komiksu z kinem, ale przemysłu rozrywkowego w ogóle. Co ona za sobą pociągnie? To się jeszcze okaże.