Opowieść o walce o władzę w fantastycznym Westeros powraca na ekrany w piątym sezonie. I choć wydaje się to nieprawdopodobne, emocje będą jeszcze większe
Produkcja HBO, realizowana na podstawie cyklu powieści George’a R.R. Martina, to obecnie najpopularniejszy serial telewizyjny. Przy okazji zaś budzi największe emocje, bo żadna inna fikcyjna opowieść nie wywołuje tak silnych reakcji u odbiorców. Jak nigdzie indziej widzowie tak bardzo przejmują się losem bohaterów, że ich okaleczenie czy śmierć wywołują u nich szok, wyciskają łzy i każą krzyczeć z wściekłości – w sieci nie brakuje nagrań prezentujących reakcje na ścięcie Neda Starka czy Krwawe Gody. To najlepsze świadectwo talentu Martina, który nie bez powodu w 2011 roku trafił na sporządzoną przez „Time’a” listę 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. On naprawdę, poprzez swoją twórczość, ma władzę nad milionami dusz.
Mając to w pamięci, wiedząc, jak widzowie reagowali na nagłe zwroty akcji, przypominając sobie, co działo się nazajutrz po emisji odcinka „Deszcze Castamere” (w którym byliśmy świadkami pewnego szczególnego wesela), należy uświadomić sobie, że mowa tu o wydarzeniach opisanych w książkach kilkanaście lat wcześniej. To, że głowa Neda Starka spadnie z karku, było wiadomo od 1996 roku. Krwawe Gody opisano w 1999 roku. Część widzów powieści George’a R.R. Martina nie czytała, byli więc zszokowani. Pewna mała grupka miłośników fantastyki uśmiechała się jednak pod nosem, obserwując zaskoczenie na twarzach znajomych, gdy kat ścinał głowę głównemu bohaterowi pierwszego sezonu. Od piątego sezonu wszyscy jednak będziemy jechać na tym samym wózku.
Tak się składa, że Martin to pisarz pracujący wyjątkowo wolno – do tej pory ukazało się pięć z planowanych siedmiu tomów cyklu „Pieśń Lodu i Ognia”, przy czym ostatni w 2011 roku. Ponoć „The Winds of Winter” będzie gotowy na początku 2016 roku, co oznacza aż pięć lat przerwy między kolejnymi książkami, a i tak będzie to mniej niż między tomami czwartym a piątym – tu czytelnicy musieli wytrzymać sześć lat. Tymczasem kolejne sezony serialu „Gra o tron” w telewizji oglądamy co roku.
Mający premierę 13 kwietnia piąty sezon serialu będzie więc pierwszym, w którym przedstawione zostaną wydarzenia nieopisane jeszcze w książkach Martina. Wprawdzie twórcy serialu David Benioff i D.B. Weiss pozostają w stałym kontakcie z pisarzem i nawet znają planowane przez niego zakończenie całej opowieści (zdradził im je na wypadek, gdyby zmarł, nie ukończywszy książek), wcześniej jednak nie zdarzyło się, aby to serial spoilerował czytelnikom fabułę książek.
Jednak zobaczenie rzeczy, o których wcześniej nie czytali, nie będzie jedynym szokiem dla fanów powieści z serii „Pieśń Lodu i Ognia”, ba, może nawet nie być największym. Piąty sezon oznacza także śmielsze ingerowanie serialowych scenarzystów w samą historię, co nie będzie jak dotychczas polegać na wycinaniu niektórych wątków (nie wszystko upchnie się w 10 odcinkach na sezon) czy zmianie losów pomniejszych postaci. Już teraz wiemy, że w pierwszych odcinkach nowej serii uśmiercona zostanie kluczowa postać, która w powieściach –jak na razie – nie zginęła!
Sytuacja jest dziwna, co przyzna chyba każdy – nieczęsto zdarza się, aby ekranizacja powstawała jeszcze przed ukończeniem ekranizowanego dzieła i przez to zdradzała przyszłym czytelnikom fabułę oryginału. Czy w ogóle można tu jeszcze mówić o ekranizacji, skoro adaptowana książka jeszcze nie istnieje? Jest w tym wszystkim jednak jeden plus: koniec z cwaniakami psującymi innym oglądanie serialu poprzez opowiadanie fabuły kolejnych odcinków.