„Selma” to filmowy portret Martina Luthera Kinga. Rzetelny, szlachetny, ale jednocześnie zbyt pomnikowy. Trudno się nim przejąć
„Selma” to filmowy portret Martina Luthera Kinga. Rzetelny, szlachetny, ale jednocześnie zbyt pomnikowy. Trudno się nim przejąć
Co wiemy o Martinie Lutherze Kingu? Poza znawcami tematu, raczej niewiele – operujemy kilkoma wyświechtanymi sloganami, że był odważny, brawurowy, szlachetny. Pastor King to ikona ulepiona ze stereotypów, nie żywy człowiek. Kino jest obok literatury jedynym medium, które w najpełniejszy sposób może pokazać wieloznaczność ukrytą za stereotypem. Siła najlepszych filmowych biografii opierała się przecież na skazach omnipotentnych jednostek, odkrywaniu zwyczajnych ludzi w bożyszczach. „Selma” nie daje tej satysfakcji. Martin Luther King w interpretacji Davida Oyelowo, który był spiritus movens całego przedsięwzięcia, pozostaje pomnikiem, a przecież trudno ekscytować się monumentem.
Centralnym bohaterem filmu jest oczywiście sam doktor King, ale reżyserka Ava DuVernay z dużym wyczuciem portretuje postaci z bliższego i dalszego otoczenia pastora, towarzyszące mu w procesie przełamywania społecznych i obyczajowych tabu związanych z rasą i poglądami. Akcja „Selmy” rozgrywa się w połowie lat 60., po zabójstwie prezydenta Kennedy’ego. Jego następca, Lyndon B. Johnson, był odpowiedzialny za wiele ważnych reform oraz walkę z dyskryminacją rasową, niemniej jego idee znajdowały wyraźny opór na amerykańskiej prowincji, zwłaszcza na Południu, co doprowadziło między innymi do zabójstwa samego Martina Luthera Kinga w 1969 roku. Film DuVernay cofa się jednak głębiej w przeszłość. Pastor King został właśnie uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla, jego marzeniem jest doprowadzenie do ostatecznego zakończenia segregacji rasowej oraz wyborów w pełni otwartych również dla ludności afroamerykańskiej. Tytułowa Selma to miasto w Alabamie, które stało się scenerią pokojowego marszu czarnoskórej ludności w kierunku stolicy stanu – Montgomery. Dramat DuVernay upamiętnia 50. rocznicę wydarzeń w Selmie, podprogowo pokazuje również, że chociaż sytuacja Afroamerykanów znacząco się poprawiła, wciąż trudno powiedzieć, żeby sen Luthera Kinga w końcu się spełnił, a równość została ostatecznie proklamowana.
„Selma” to rzetelne, dobrze zrobione kino w słusznej sprawie. Powstało w idealnym momencie, tuż po kolejnej fali zaognienia sytuacji społeczności afroamerykańskiej i serii nowych rozruchów z policją jako swoisty samooskarżeniowy manifest białej większości wobec czarnoskórych mieszkańców USA. Pytanie tylko, ilu znerwicowanych mieszkańców slumsów i amerykańskich przedmieść będzie chciało „Selmę” obejrzeć.
Nie dajmy się zwieść starannie skomponowanym kadrom udającym dokument. Jeżeli nawet „Selma” chciałaby być dokumentem, to ze z góry nakreśloną tezą. Całość przypomina przyciężkawą lekcję historii najnowszej, w której role zostały starannie odmierzone. Emocjonalny szantaż wliczony został w cenę biletu, a nawet doskonali aktorzy poprowadzeni przez reżyserkę w ten sposób, żeby nie było żadnych wątpliwości na temat psychologicznego portretu ich bohaterów, co w kilku przypadkach doprowadziło wręcz do granic parodii, choćby w przeszarżowanej roli Tima Rotha grającego George’a Wallace’a. Jest tak zły, że aż śmieszny.
Po projekcji „Selmy” obejrzałem na YouTube przemówienie Kinga wygłoszone 28 sierpnia 1963 roku na wiecu w Waszyngtonie. „I have a dream”. Pastor mówi spokojnym, ale stanowczym głosem, perfekcyjnie aktorsko rozgrywa wystąpienie, panuje nad każdym słowem. Kamera rejestruje początkowo roztargnienie, następnie ekscytację, wreszcie wzburzenie słuchających. Tak rodzi się legenda. Luther King mówi: „Miałem sen, iż pewnego dnia ten naród powstanie, aby żyć wedle prawdziwego znaczenia swego credo: »uważamy za prawdę oczywistą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi«. (...) Miałem sen, iż pewnego dnia moich czworo dzieci będzie żyło wśród narodu, w którym ludzi nie osądza się na podstawie koloru ich skóry, ale na podstawie tego, jacy są”. Nawet gdy za parę lat zapomnimy o szlachetnej, ale intencjonalnej „Selmie” DuVernay, prawda i idealizm przesłania Martina Luthera wciąż będą w mocy. Sen o równości.
Selma | USA 2014 | reżyseria: Ava DuVernay | dystrybucja: Kino Świat | czas: 128 min
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama