Stephanie Sokolinski, czyli Soko, zdobyła już uznanie jako aktorka. Teraz swoim drugim albumem potwierdziła, że jest jedną z najciekawszych wokalistek inspirujących się nową falą. Poznajcie nowe wcielenie lidera The Cure Roberta Smitha

Muzyczny nerd, miłośniczka dziwactw, zbiór tajemnic, biała gotka – tak opisuje siebie na Instagramie Soko. Jest wegetarianką, nie ukrywa swojej biseksualnej orientacji, nie znosi przemocy, uwielbia dramaty historyczne, poezję Sylvii Plath, nosić martensy i ciuchy vintage. Aktorską karierę zaczęła ponad 10 lat temu. W rolę wokalistki wciela się od ośmiu lat. Właśnie wydała swój drugi długogrający krążek „My Dreams Dictate My Reality”. To płyta, która powinna przysporzyć jej spore grono fanów. Daje na niej upust swojej fascynacji nową falą z przełomu lat 70. i 80. Najmocniej odwołuje się do dokonań swojego ulubionego zespołu The Cure. Chciała nawet, żeby Robert Smith pomógł jej w produkcji płyty, ale ten póki co nie poznał się na talencie Soko. Udało jej się za to zainteresować materiałem doskonałego producenta Rossa Robinsona. Amerykanin pracował wcześniej z The Cure oraz m.in. Korn, Sepulturą, Slipknot i Klaxons. O swojej pracy nad tymi płytami opowiadał zresztą w Polsce, był gościem Europejskich Targów Muzycznych „Co Jest Grane”. Na „My Dreams Dictate My Reality” udało się Soko również zaprosić jedną z najciekawszych postaci muzyki alternatywnej w ostatnim czasie, Kalifornijczyka Ariela Pinka. Muzyk pojawia się tu w dwóch utworach. Materiał przepełniony jest nie tylko klimatem nowofalowym, lecz także post punkiem i francuską melancholią.

Soko, czyli Stephanie Sokolinski, urodziła się bowiem w Bordeaux 30 lat temu. Po ojcu ma polskie pochodzenie. Kiedy jednak przyjechała nad Wisłę, by wystąpić na Halfway Festivalu w Białymstoku w 2013 roku, przyznała, że nie ma u nas żadnej rodziny, mało wie o przodkach i jest tu pierwszy raz. Jej ojciec zmarł, kiedy miała pięć lat. Bardzo to przeżyła. „Chciałam otworzyć trumnę i położyć się obok niego” – przyznała w jednym z wywiadów. Kiedy miała 16 lat, przeniosła się do Paryża. Tutaj szybko trafiła do filmu. Na początek, w 2003 roku, zagrała w krótkometrażówce „L’escalier” (jeszcze jako Stéphanie Sokolinski) wyreżyserowanej przez Frédérica Mermouda, późniejszego twórcę nagrodzonego Emmy serialu „Les Revenants”. Później były drugoplanowe role w filmach i serialach, m.in. „Commissaire Valence”. Wreszcie, w 2009 roku, wystąpiła w filmie „Początek” Xaviera Giannoli u boku Françoisa Cluzeta i Gérarda Depardieu. Za swoją rolę została nominowana do Cezara w kategorii najbardziej obiecująca aktorka. Była już wtedy po swoim pierwszym muzycznym przeboju. Jej numer „I’ll Kill Her” z epki „Not Sokute” stał się hitem w Danii i Belgii. Folkowo-popowa piosenka z lekko zachrypniętym wokalem Soko przykuła uwagę mocnym tekstem. Soko śpiewa o tym, że chce zabić nową dziewczynę swojego ekschłopaka. Francuska zagrała sporo koncertów na całym świecie, ale szybko znudziła się muzyczną karierą. Dwa lata po wypuszczeniu „I’ll Kill Her” na swoim Myspace obwieściła, że Soko jako wokalistka umarła. Muzyczna śmierć trwała do 2012 roku. Wtedy powróciła do studia, napisała, nagrała i wydała album „I Thought I Was an Alien”. Klip do tytułowej piosenki pomógł jej zrealizować Spike Jonze. Rok później Jonze i Soko ponownie się spotkali. Soko podłożyła głos pod jedną z postaci w jego filmie „Ona”. „Guardianowi” zdradziła: „Spike chciał mieć przy mikrofonie niezwykle wrażliwą osobę, która bez problemu się popłacze. Ja byłam najbardziej emocjonalną osobą, jaką znał, więc zadzwonił do mnie”.

W tym samym roku, w którym pojawił się krążek „I Thought I Was an Alien”, Soko pojawiła się na ekranie w dwóch ważnych dla niej filmach. W „Żegnaj blondyneczko” u boku Emmanuelle Béart zagrała, jak sama opisuje, siebie, czyli „punkową lesbijkę, która ma nie po kolei w głowie”. Poza tym wystąpiła w „Augustine”. Reżyser Alice Winocour w wypowiedzi dla „Variety” zdradziła: „Soko jest aktorką, która nie boi się ryzyka, działa intuicyjnie”. Podobnie jest w przypadku Soko autorki muzyki, tekstów i wokalistki. Pracując nad płytą „My Dreams Dictate My Reality”, nie tylko zmieniała fryzurę, postanowiła też pójść inną muzyczną drogą niż przy debiucie. Tamten krążek był pewnego rodzaju terapią dla problemów miłosnych Soko. Tym razem chciała dać upust swojej fascynacji muzyką lat 80. W tekstach postanowiła nie sięgać do mrocznych historii ze swojego życia. Jak sama przyznaje, wpływ na to miała… trawka. W wieku 27 lat, po raz pierwszy zapaliła ją, nagrywając materiał w Kalifornii, gdzie teraz mieszka. Dzięki temu przestała się spinać, pisała bez ciśnienia i z większą radością. Nie znaczy to jednak, że „My Dreams Dictate My Reality” jest pozbawione poważnych i smutnych tekstów. Najbardziej poruszający to ten kończący płytę „Keaton’s Song” z dramatycznym miłosnym wyznaniem: „You wonder why I hit myself/ I’m trying to kill the worst of me/ to be the best for you”. Soko bywa jak Robert Smith. Zza jej pomalowanych na ciemno oczu wygląda smutek i melancholia, nawet kiedy się uśmiecha.

Do komina: Najnowsza płyta Soko „My Dreams Dictate My Reality” ukazała się w wydawnictwie Warner Music (4)