Reżyser „Artysty…” zaburza klarowny początkowo układ mistrz – uczennica. Ewolucja relacji między bohaterami odsyła do znakomitej „Opowieści zimowej” Erica Rohmera. W tamtym filmie pewien intelektualista objaśniał znajomej fryzjerce filozofię Pascala, by zorientować się, że prawdopodobnie rozumie francuskiego myśliciela gorzej od niej. Rzeźbiarz Marc początkowo chciałby po prostu, aby krągłe kształty jego niewykształconej podopiecznej przysłoniły lufy nazistowskich karabinów. Sympatyzująca z hiszpańskimi partyzantami Merce tylnymi drzwiami wpuszcza jednak do pracowni Marca powiew historii. Jeszcze ważniejsza zmiana dokonuje się w życiu osobistym artysty. Zainspirowany pięknem kobiety Marc raz jeszcze sięga po dłuto i wydaje ostatnie tchnienie gasnącego talentu.
Fascynacja młodym ciałem pobudza także uśpione zmysły bohatera. Jednocześnie jednak mężczyzna pozostaje świadomy swych ograniczeń i trzyma się z daleka od kompromitującej lubieżności. Scena, w której Marc i Merce czule dotykają nawzajem swoich twarzy, stanowi perfekcyjną ilustrację triumfu przyjemności nad rozkoszą. Gromadzące się w mężczyźnie pożądanie okazuje się jednak bombą z opóźnionym zapłonem. Tłumione przez cały film uczucia eksplodują w końcu z zaskakującą siłą. W przewrotnym finale dyskrecja tonu i elegancja formy okazują się wyłącznie kamuflażem. Pozornie beztroski „Artysta…” stanowi w rzeczywistości okrutne studium niemocy. Na tle wojennej zawieruchy Trueba umieszcza prywatną klęskę swojego bohatera. Doskonale wie, że Marc będzie umiał skapitulować z honorem.
Artysta i modelka | Hiszpania 2012 | reżyseria: Fernando Trueba | dystrybucja: Hagi | czas: 104 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 4 / 6