Z „Niezgodnej” płynie proste przesłanie: rodzina jest ważniejsza niż frakcja, a z seksem najlepiej poczekać.

Adaptacja powieści Veronicy Roth (rocznik 1988!) aspiruje do bycia nowymi „Igrzyskami śmierci”, ale jest tylko kolejnym „Intruzem”. Refleksja nad nadużyciem władzy, która towarzyszy cyklowi z Jennifer Lawrence, w obrazie Neila Burgera jest ledwie tylko muśnięta, zaś lewicowe przesłanie „Igrzysk...” ustąpiło tu miejsca hołubieniu konserwatywnym wartościom. Ponadto „Niezgodnej” brakuje dynamizmu, dramatyzmu i witalności, ale największą bolączką jest tutaj i tak absencja spektakularności. Akcja dzieje się w ciasnych pomieszczeniach, w których mieści się kilku bohaterów.

Bynajmniej nie oznacza to, że zainwestowano w jakość, a nie w ilość. Wątek romansowy pomiędzy tytułową bohaterką i jej instruktorem jest tak przekonujący i przejmujący jak romans surykatki i jeża, zaś treningi Niezgodnej, zajmujące większość ekranowego czasu, poziomem niewiele odbiegają od naparzanek gimnazjalistów na lekcjach WF-u. Sztuczność i niemożliwa do zaakceptowania umowność świata przedstawionego nie pozwalają rozpatrywać „Niezgodnej” także jako filmu „tak złego, że aż dobrego”. Bo wcale nie jest taki zły, jest po prostu strasznie nudny.

Niezgodna | USA 2014 | reżyseria: Neil Burger | dystrybucja: Monolith | czas: 139 min | Recenzja: Artur Zaborski, Stopklatka.pl | Ocena: 2 / 6