„Pierwotnie »Safari« miało być bardzo oszczędną płytą, która pozwoli nam odpocząć od ściany dźwięku i gęstych aranżacji. Wszyscy bardzo chcieliśmy coś zmienić, ale nie wiedzieliśmy jak. Bartek Dziedzic wyciągnął nas z rowu, w którym sami zakopaliśmy się w ostatnich latach. Bez niego nie udałoby nam się to” – dodała we wspomnianej rozmowie wokalistka Pustek. Co to oznacza dla słuchacza? Przede wszystkim rezygnację z gitarowych riffów na rzecz klawiszy. Do tego doskonałą produkcję (pomagał im w tym także Brytyjczyk Eddie Stevens znany ze współpracy m.in. z Moloko) i jak zwykle w przypadku Pustek świetne teksty.
Wcześniej zespół (jeszcze jako kwartet, teraz jest triem, bo odszedł basista Szymon Tarkowski) czarował chwytliwymi melodiami (płyta „Koniec kryzysu”) oraz melancholijnym, bardziej skupionym materiałem do wierszy Leśmiana, Wyspiańskiego i Tuwima („Kalambury”). Teraz równie wystrzałowo gra alternatywnego rocka à la lata 80., taneczny synthpop czy w klimacie folkowym, a nawet bluesowym. Trzeba też przyznać, że bardzo dobrze na wokalu, obok Wrońskiej, spisał się założyciel kapeli Radek Łukasiewicz (w numerze „Po omacku”). Co ciekawe, singiel z „Safari” – „Miłość i papierosy” – to wcale nie najlepszy numer na tej krótkiej płycie. Dlatego dajcie jej szansę, nawet jeżeli nie pokochacie „Miłości i papierosów”. Niektórzy dziennikarze już ogłosili „Safari” płytą roku. Może lekka w tym przesada, ale fakt, że na razie jest jedną z najciekawszych na polskim rynku. Zespół rusza w trasę koncertową promującą „Safari”. Jutro zagra w Łodzi, a dalej m.in. w Sopocie, Toruniu, we Wrocławiu i w Krakowie.
Pustki | Safari | Agora | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 4 / 6