Obawiałem się, że „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego, film wyróżniony między innymi za zdjęcia Michała Pakulskiego na festiwalu Camerimage oraz uhonorowany nagrodą aktorską dla Eryka Lubosa na festiwalu w Karlowych Warach, nigdy nie doczeka się premiery kinowej. Jednak dwa lata po pierwszych pokazach wreszcie trafia na ekrany. Słusznie – przy wszystkich swoich słabościach to najbardziej radykalny i jeden z najciekawszych projektów utytułowanego twórcy. Nie zgadzam się z „Zabić bobra” na wielu poziomach, ale imponuje mi odwaga Kolskiego. Tego typu porażki smakują bardziej od niejednego sukcesu.
W sensie najbardziej oczywistym to opowieść o śmierci miłości i narodzinach nowego uczucia, stłamszonego przez złe wspomnienia byłego komandosa, przejmująco i z wielkim zaangażowaniem zagranego przez Eryka Lubosa. Jednak ten film to przede wszystkim swoisty krzyk artysty, który za wszelką cenę chce być wolny. W poprzedniej dekadzie jeden z najoryginalniejszych polskich twórców znalazł się w potrzasku nie tyle własnego stylu, ile odgórnego zamówienia na to, jak ów styl powinien wyglądać. Każda wyprawa w nieznane lub w kierunku innym niż „Jasminum” była przez krytyków oskarżana o błądzenie po omacku. Samego Kolskiego musiało to uwierać, skoro zdecydował się na krok tak bezkompromisowy. „Zabić bobra” oglądany w kontekście wcześniejszych tytułów reżysera – zwłaszcza tych, które przyniosły mu największą sławę, jak „Jańcio Wodnik” czy „Pograbek” – wygląda jak próba odcięcia się od wszystkiego, co stanowiło dotąd o sile jego kina. Thriller Kolskiego ma chorobliwy rytm, a wątła struktura narracyjna nie wytrzymuje rozczarowującej oczywistości przesłania. Począwszy od przekombinowanego tytułu, film uwiera i irytuje. Starannie skomponowane kadry zastąpiła obrazowa szarpanina, wycyzelowane literackie dialogi – gwałtowne spazmy. Najistotniejsza jest jednak zmiana klimatu. Prostolinijność świata przedstawionego została zderzona ze zwierzęcymi popędami. Wcześniej u Kolskiego dominowały emocjonalne pastele, w „Zabić bobra” z furią atakują ostre kolory, a także jęk, depresja, skrajne popędy.
Nieprzypadkowo Kolski zrealizował „Zabić bobra” w Popielawach. Tam spędził dzieciństwo, zrealizował debiut („Pogrzeb kartofla”), jakiś czas później w „Historii kina w Popielawach” umitycznił miejsce. Teraz, po burzliwych doświadczeniach w życiu osobistym, w Popielawach chciał artystycznie się odrodzić. Prawie się udało.
Zabić bobra | Polska 2012 | reżyseria: Jan Jakub Kolski | dystrybucja: Kino Świat | czas: 100 min | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 3 / 6