Oto najlepszy film ubiegłego roku według Quentina Tarantino, o czym nie omieszkują napomykać nie tylko materiały promocyjne, lecz także teksty krytyczne na temat filmu, łącznie z niniejszym. „Duże złe wilki” to najświeższy przykład eklektycznego kina sensacyjnego (z braku lepszego, bardziej precyzyjnego określenia), którego przynależności gatunkowej nie sposób jednoznacznie określić, ale też i nie w tym rzecz.
Problematyka filmu opiera się na fundamentalnym pytaniu o zasadność usprawiedliwienia niewłaściwego czynu doznaną krzywdą, a przynajmniej taką interpretację chcieliby narzucić izraelscy reżyserzy Aharon Keshales i Navot Papushado. Ich film miał być swoistą emanacją, jak sami mówią, egzystencjalnego niepokoju odczuwanego niemal od zarania dziejów przez ich ziomków, wyrazem niepewności drążącej cały naród, lecz nie do końca wiadomo, czego ta niepewność miałaby dotyczyć i z czego wynikać. Z trudności oceny działań cokolwiek dwuznacznych? Pułapek moralnego relatywizmu? Być może, lecz nawet jeśli przyjmiemy takie założenie za trafne, Keshales i Papushado posługują się dość prymitywnymi środkami, aby swoje racje wyłożyć. Być może broni ich trochę to, że „Duże złe wilki” to właściwie pierwsza poważna próba realizacji thrillera w Izraelu.
Zawieszony przez przełożonego glina Micki na własną rękę, już po zdaniu odznaki, kontynuuje dochodzenie w sprawie pedofila mordercy. Jego podejrzanym numer jeden jest nauczyciel imieniem Dror, chuderlawy okularnik w sweterku, właściciel niedużego pieska, typ kujona, którego niegdyś koledzy z klasy podtapiali w przerwach w klozecie. Micki nie ma wątpliwości co do jego winy, choć nie posiada żadnego dowodu i zeznanie chce wymusić siłą. Niespodziewanie na scenie pojawia się jeszcze jedna osoba dramatu – Gidi, rozżalony ojciec jednej z zaginionych dziewczynek, zdeterminowany zabić nauczyciela, wymusiwszy na nim przyznanie się do winy. Nie ma przecież nic do stracenia. Mężczyzna ogłusza i porywa pozostałych dwóch, a potem, w opuszczonej chatce na odludziu, proponuje Mickiemu spółkę: razem mają torturować Drora aż do skutku.
Orgiastyczny festiwal przemocy, jaki rozpoczyna się po szybkim zawiązaniu akcji, rzadko kiedy znajduje swojej uzasadnienie poza czystym efekciarstwem. Ta sadystyczna fantazja poprzetykana jest humorystycznymi – oczywiście odpowiednio ponurymi i niekiedy przyciężkimi, zważywszy na tematykę – elementami i zanim dowiemy się, czy Dror faktycznie jest tym, za kogo mają go Micki i Gidi, czeka nas nie lada przeprawa.
Duże złe wilki | Izrael 2013 | reżyseria: Aharon Keshales, Navot Papushado | dystrybucja: M2 Films | czas: 110 min | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 3 / 6