Bodaj jedynym filarem, jakim Laugier podparł fabułę „Człowieka z Cold Rock”, jest w zamierzeniu efektowna fabularna wolta.

Francuski reżyser Pascal Laugier w swoim pierwszym anglojęzycznym filmie robi krok w tył. Po wzbudzających wprawdzie mieszane uczucia, ale jednak stosunkowo ambitnych, ultrabrutalnych „Martyrs. Skazanych na strach” znowu wędruje w rejony horroru nie tyleż do bólu konwencjonalnego, ile zupełnie konfundującego.

Bodaj jedynym filarem, jakim Laugier podparł fabułę „Człowieka z Cold Rock”, jest w zamierzeniu efektowna fabularna wolta; wolta to jednak ciężka i nawet w ramach samego filmu zupełnie nonsensowna. Co prawda, przerobienie miejskiej legendy o widmie porywającym dzieci na historię realistyczną i pochylenie się nad problemem z pogranicza etyki niby zasługuje na chwilę uwagi, jednak „Człowiek z Cold Rock” więcej obiecuje, niż faktycznie jest w stanie widzowi zaoferować.

Człowiek z Cold Rock | reżyseria: Pascal Laugier | dystrybucja: Monolith | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 2 / 6