Nie będę ukrywał, że – także przez sentyment do kina akcji z lat 80. – cenię obie części „Niezniszczalnych”. Ekipa zabijaków weteranów wciąż daje radę. Ale okazuje się, że silni są jedynie w kupie. Solo przypominają raczej eksponaty z muzeum filmowego kiczu. By się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć nowe filmy z Sylvestrem Stallone’em i Arnoldem Schwarzeneggerem.

W opartym na francuskim komiksie thrillerze „Kula w łeb” Stallone gra speca od brudnej roboty, który łączy siły z policyjnym detektywem, by rozbić nowoorleańską mafię. Z kolei w „Likwidatorze” Schwarzenegger wciela się w rolę małomiasteczkowego szeryfa, który – niczym w klasycznych westernach – z garstką przypadkowych pomocników próbuje powstrzymać meksykańskiego barona narkotykowego.

Oba filmy – zdecydowanie schematyczne, niespecjalnie ambitne, ale dość sprawnie zrealizowane („Kulę...” reżyserował weteran Walter Hill, „Likwidatora” – debiutujący w Hollywood południowokoreański filmowiec Kim Ji-woon) – nie zwróciłyby pewnie niczyjej uwagi, gdyby nie odtwórcy głównych ról. W Polsce ominęły zresztą kina, na DVD ukazują się premierowo, co dość dobrze pokazuje, na jakim etapie kariery znaleźli się obaj twardziele. Zresztą Arniego i Sly’a zawsze najlepiej oglądało się na kasetach VHS. Nośnik może się zmienił, ale jakość filmów niekoniecznie.

Stallone zniósł próbę czasu nieco lepiej. Zresztą od kilku lat stara się pokazać, że przedwcześnie spisano go na straty. Po serii kilkunastu filmowych porażek najpierw reanimował swoich sztandarowych bohaterów Rocky’ego i Rambo, potem „Niezniszczalnymi” udowodnił, że stać go na dystans do samego siebie i kolegów po fachu. Ale gdy próbuje czegoś innego – jak w „Kuli w łeb” – od razu czuć, że to nie jego bajka, że jego ambicje nie dorównują możliwościom.

Schwarzeneggerowi zaszkodził natomiast dziesięcioletni odpoczynek od filmu. Utalentowanym aktorem nie był nigdy, ale ekranowej charyzmy mu nie brakowało. Jednak ostatnią główną rolę zagrał w 2003 r. w trzeciej części „Terminatora”, potem zdarzały mu się co najwyżej epizody. Nic więc dziwnego, że nie jest w stanie udźwignąć „Likwidatora”, zwłaszcza że otaczają go błazny pokroju Johnny’ego Knoxville’a. Arnie i Sly składać broni jednak nie zamierzają. Jeszcze w tym roku po raz kolejny wystąpią we wspólnym projekcie „Escape Plan”. A jeśli to nie wypali, to zostaną im już wyłącznie odgrzewane kotlety – „Niezniszczalni 3” oraz planowane podobno piąte części „Rambo” i „Terminatora”.

Kula w łeb | reżyseria: Walter Hill |dystrybucja: Monolith | Ocena: 3 / 6
Likwidator | reżyseria: Kim Ji-woon |dystrybucja: Monolith | Ocena: 3 / 6