- Kiedyś nikt nie miał pretensji do Kultu, Brygady Kryzys czy Maanamu, że ich teksty są polityczne. A dzisiaj artyście nie wolno niczego komentować, bo to nietakt, prawie wykroczenie - mówi w wywiadzie dla DGP Tomasz Organek, muzyk, lider zespołu rockowego Ørganek, szef muzyczny projektu festiwalowego Męskie Granie Orkiestra.
Do tej pory myślałem, że Polacy co najwyżej chodzą w tango. A ty śpiewasz, że jednak w pogo, bo to „polski taniec narodowy – porozbijać sobie głowy”.
[śmiech] Taco Hemingway mnie trochę uprzedził, bo niedawno napisał piosenkę „Tango”. A tak na serio, motyw tańca przewija się przecież w naszej kulturze. Tango kojarzy się ze słynnym dramatem Mrożka, u którego prymityw okłada inteligenta. I to moje pogo wzięło się z tańca. Myślałem o chocholim tańcu Wyspiańskiego. Tak mi się to skojarzyło z tym, co widzę na ulicach.
A co widzisz?
Znowu nie potrafimy się dogadać, jesteśmy rozgrywani i podzieleni na trzy grupy: jedna wcale nie zabiera głosu i nie chodzi na wybory, a pozostałe dwie okopały się i walczą ze sobą na śmierć i życie. Jak radykalne bojówki. A jeśli próbujesz wejść w środek tej zawieruchy, dostajesz po głowie i masz dorabianą gębę. Mnie na przykład internet okrzyknął ostatnio seksistą.
Czym i komu podpadłeś?
Facebook wyświetlił mi przypomnienie sprzed trzech lat. Wtedy na stronie festiwalu FAMA pojawiło się zdjęcie z napisem: „Dziewczyno! Nie każdy przystojny artysta chce twojego dobra. Bądź czujna”. Udostępniłem je na swojej stronie, co wywołało lawinę komentarzy. Przeczytałem w nich, że jestem seksistą, bo to nie dziewczyna ma się mieć na baczności, tylko artysta powinien trzymać się z daleka. Czyli znów zalazłem ludziom za skórę.
Piosenkarz nie jest od komentowania, tylko od śpiewania, prawda?
A dlaczego mam nie mówić głośno o tym, co mnie uwiera? Nigdy nie byłem symetrystą, człowiekiem, który nie ma swojego zdania albo głęboko je ukrywa w obawie przed reakcją społeczną. Jeśli ludzie przestaną mnie słuchać, to sobie znajdę inną robotę. Ale ja nie umiem nie gadać, chować głowy w piasek. Kiedyś nikt nie miał pretensji do Kultu, Brygady Kryzys czy Maanamu, że ich teksty są polityczne, a dzisiaj artyście nie wolno niczego komentować, bo to nietakt, prawie wykroczenie. Niby jesteśmy zapatrzeni w anglosaską kulturę, a tam wszyscy są zaangażowani politycznie, wypowiadają się, grają na wiecach, protestują.
Mamy poprawność polityczną. Artyści powinni ją lekceważyć?
Jeśli o mnie chodzi, nie mam sobie nic do zarzucenia. Nawet czasami się hamuję, aby nie powiedzieć kilku słów za dużo. Ludzie mają dość paplania, chcą posłuchać piosenek.
A nawet niespotykanie spokojny Dawid Podsiadło zabrał ostatnio głos w obronie mniejszości i przypominał córce prezydenta, jak nawoływała do tolerancji...
Te słowa padły podczas trasy Męskiego Grania, na koncercie w Żywcu. Szkoda, że skupiono się tylko na Dawidzie, bo pod koniec koncertu wyszliśmy wszyscy z tęczowymi flagami: był Dawid, był Mata, była Daria Zawiałow, byłem ja; cała czołówka Męskiego Grania. Chcieliśmy zamanifestować solidarność z ludźmi bitymi przez policję z powodu preferencji seksualnych.
Jak ludzie odebrali wasz protest?
To był zamknięty koncert, bez udziału publiczności, ale poszedł do kamer, do internetu, w świat. I powstał ruch paru tysięcy ludzi, który zaczęli bojkotować markę Żywiec i kręcić filmiki z rozbijanymi butelkami po piwie. Zarząd festiwalu dał nam zielone światło: chcecie zaprotestować, zaprotestujcie.
Czyj to był pomysł?
Nasz.
A konkretnie?
Darii i mój. W ostatniej chwili przed wspólnym występem na scenie uznaliśmy, że coś trzeba zrobić, jakoś zareagować. Stąd te tęczowe flagi.
Masz znajomych wśród osób LGBT?
Wielu.
Co mówią?
Są zastraszeni. Znam gejów, znam lesbijki. Ci ludzie się autentycznie boją. Jeden z kolegów od wielu lat mieszka w Wielkiej Brytanii. Wyjechał, bo chodził zaszczuty. Odwiedzał psychologa, uczęszczał na terapie. W końcu opuścił Polskę, jest szczęśliwy, żyje normalnie. Wielu ludzi chce wyjechać z kraju, aby nie wychodzić na ulicę w strachu, że zaraz dostaną w łeb z powodu różowych włosów. Policja, zamiast stawać po stronie słabszych, spisuje ich albo pałuje. To jest przyzwolenie na zideologizowaną agresję. Jedni biją drugich z powodu ideologii.
Czyja to wina?
Populistów! Chcą stworzyć z tego konstrukcję myślową i celowo wprowadzić ludzi w błąd. Że to jest ideologia, którą się wybiera i wyznaje, jakby się wybierało system wartości: lewacki, zboczony. A wielu w to wierzy, nie trafiają do nich argumenty naukowe i przez to trudno się rozmawia. Niektórzy mają tendencję do podważania nauki – nie szczepią się, twierdzą, że ziemia jest płaska… Ostatnio łódzki kurator powiedział, że wirus LGBT jest gorszy od koronawirusa. Dobrze, że ten człowiek został zwolniony. Jego słowa są przyzwoleniem na agresję werbalną. To jest dopiero ideologia! Jaki on daje przykład? Ale trudno mieć inne oczekiwania, skoro Kościół mówi o tęczowej zarazie. To mówi nauczyciel, to mówi ksiądz. To się w głowie nie mieści. System wartości stanął na głowie. W 2020 r., w środku Europy, w kraju należącym do Unii Europejskiej tylu ludzi nie rozumie, na czym polegają swobody obywatelskie, wolność osobista, tolerancja, szacunek dla odmienności religijnych, rasowych czy seksualnych.
To może napisz o tym piosenkę na nową płytę i daj przykład stawania w obronie słabszych?
Być może tak zrobię, nie wiem. Unikam publicystyki z dnia na dzień. Takie piosenki bardzo szybko się zużywają i za chwilę są nieczytelne, choć ten temat pewnie będzie żył jeszcze długo. Fisz teraz nagrał taką piosenkę – zgrabnie, nienachalnie, przejmująco. Jak poczuję, że powinienem coś takiego napisać, to napiszę.
Tylko niech to będzie piosenka nawołująca do zgody, bo to twoje „Pogo” jest tańcem nienawiści…
Jak już mówiłem, dla mnie to współczesny chocholi taniec. Ale z tą nienawiścią jest coś na rzeczy. Ostatnio mam przechlapane także wśród punkowców. Naskoczyli na mnie po tej piosence: „No jak to? Nie byłeś w Jarocinie? Przecież pogo to pokojowy taniec”. No dobrze, ale to jest metafora. A co do pogo, ono polega na obijaniu się jeden o drugiego w taki sposób, aby zderzyć się z przeciwnikiem, a najlepiej go wywrócić, aby samemu utrzymać się na nogach. I tak wyglądają właśnie nasze polskie relacje. Musimy komuś dowalić, żeby poczuć się lepiej, żeby się odnaleźć w jakiejś grupie albo żeby samemu nie upaść od ciosu.
Zaraz mi powiesz, jak to były belfer, że zawiodła edukacja…
Zawiodła historia. U nas nie było rewolucji seksualnej, była komuna i tylko Wisłocka ze swoją „Sztuką kochania” próbowała walczyć z zaściankowością. Niestety, tkwimy w skołtunieniu narodowo-katolickim.
Ktoś inny powie, że „w lewackim”. Jak tu się dogadać?
Widzę silną indoktrynację młodych ludzi, szczególnie młodych mężczyzn. Oni się zradykalizowali i dają sobą manipulować. Upraszczają sobie mocno skomplikowany świat. Trochę ich rozumiem. Nie wiadomo, komu dziś wierzyć, który profesor plecie od rzeczy, a który mądrze gada. Internet mówi swoje, a światowi przywódcy zgłupieli i opowiadają populistyczne brednie. Dlatego podział „na nas” i „na nich”, na dobrych i złych, porządkuje młodym ludziom świat. Ktoś im tę wiedzę musi poukładać i robi to skutecznie. Szkoda.
Może nie mierzmy wszystkich młodych ludzi jedną miarą? Przecież ludzie są różni.
Są różne światy. Jeden podążający za rozwojem i nowymi technologiami oraz pełen nadziei w postęp. A drugi – bardzo konserwatywny, zapędzony w ślepy zaułek. I ludziom, którzy do tej pory za tym postępem z różnych względów nie nadążali, przywrócono teraz honor, wiarę w siebie, zostali dowartościowani. Przyszli populiści i powiedzieli im: „Macie rację, to jest właściwe, polskie myślenie”. A tamci urośli. To się dzieje zresztą nie tylko w Polsce. Trump w Ameryce zrobił to samo – zasiał populizm, dokonał redystrybucji prestiżu. Bogatsza część społeczeństwa, którą stać na lepsze ciuchy, jedzenie, na wyjazdy, mogła poznać świat i zrozumieć, że nie taki diabeł straszny; jest tolerancyjna i wyrozumiała. A reszta siedzi wykluczona w domu przed telewizorem i niewiele rozumie. Niestety, powiem to: zawiodła edukacja, do której nie było równego dostępu. No to jak obie strony mają się teraz porozumieć?
Dzięki estradowym mentorom, którzy mają swoją mównicę w postaci sceny?
Nigdy nie pozwoliłbym sobie na udawanie mentora. Mam swoje zdanie i wypowiadam je głośno, co w naszym środowisku nie jest za bardzo popularne. Ale staram się nie narzucać nikomu swoich poglądów. Nie chcę pouczać ludzi na koncertach, co mają robić, jak mają żyć. Wskazuję problemy, owszem, śpiewam „Pogo” o podzielonej Polsce, ale proszę: szanujmy się, próbujmy się dogadać. Mamy prawo mieć własne poglądy, musimy je mieć, bo społeczeństwo złożone z ludzi bezbarwnych da się zawsze wykorzystywać politykom. Ale nie egzekwujmy tych poglądów od innych siłą. Nie wiem, czy już nie jest za późno, bo całe rodziny są ze sobą skłócone. Koleżanka mi opowiadała, że nie rozmawia z bratem. To znaczy on z nią nie rozmawia, bo ona sympatyzuje z liberalną lewicą, a on utożsamia się z Konfederacją. I to jest problem: rodzinny, społeczny, globalny. Tracimy przez to życie. A przecież żyjemy, żeby kochać ludzi, mieć ich blisko siebie. Będziemy żałować tej polsko-polskiej wojenki.
Da się pozszywać Polskę, o której śpiewasz w „Pogo”?
Pewnie się da, ale przykład musi pójść z góry. Potrzeba nowej klasy politycznej, której będzie zależało na scaleniu, a nie dzieleniu społeczeństwa. I trzeba ludzi uświadamiać. Dlaczego nie ma edukacji seksualnej w szkole? Dlaczego dzieci nie mogą zdobyć wiedzy na temat swojego ciała? Dlaczego nie mogą się dowiedzieć, co to jest zły dotyk – kiedy jest przyjacielski, a kiedy już nie jest? Tych rozmów się unika, bo to jest poletko zideologizowane przez konserwatystów. Najlepiej w populistyczno-cyniczny sposób operować hasłami i straszyć LGBT. Nie ma mowy, skąd to się wzięło, o co ci ludzie walczą, czy ich postulaty mają sens. Słyszymy tylko: LGBT, zboczeńcy i na tym koniec rozmowy. Byli Żydzi, ale się zużyli. Trzeba było poszukać nowego wroga. Wcześniej wrogiem było gender, ale się nie przebiło, bo to nazbyt skomplikowane. A LGBT nie potrzebuje intelektualnego namysłu. To ten kolorowy, co to drugiego za rękę trzyma; łatwo pokazać palcem. Po Żydach i Niemcach, którzy mieli wykupić Polskę, kolejne trupy wypadają z szafy i zaraz będą gwałcić, molestować. Ale to są tematy zastępcze. Dlaczego nie mówi się nic o ekologii, globalizacji, rozpadzie Europy, nierentownych kopalniach, konflikcie na Białorusi?
A gdzie ludzie kultury? Są teraz mniej widoczni niż zwykle. To z powodu pandemii? Jak wygląda rynek muzyczny w dobie koronawirusa?
Bardzo kiepsko wygląda. Nam udało się zagrać kilka koncertów, chyba z dziewięć. Nie graliśmy online, tylko przed publicznością pod sceną. Ludzie przychodzą, cieszą się, niby wszystko jest po staremu, ale niezupełnie. Czuć kryzys. W Warszawie zwykle w całości sprzedajemy Stodołę i ludzie jeszcze stoją na zewnątrz. A teraz? Weszło 300 osób, usiadło na krzesełkach, w maseczkach, pod ochroną służb. Tak jest wszędzie. Tak teraz wyglądają koncerty. Bardziej popularni ode mnie artyści nie mogą sprzedać biletów, więc może nie będę utyskiwał.
Lepiej nie, bo to wywołuje kąśliwe uwagi o głodujących celebrytach.
Drażni mnie znęcanie się nad celebrytami z pierwszych stron gazet: „Co, ona nie ma na jedzenie?” – huczą internauci. Ona może ma, ale w naszej branży jest około 400 tys. ludzi. To nie tylko gwiazdy z telewizji, ale też muzycy sesyjni, akustycy, oświetleniowcy, właściciele klubów, ochrona. I oni są bez pracy. Zamkniesz klub, ale koszty nie znikają. Cały czas trzeba płacić za wynajem. Firmy nagłośnieniowe i oświetleniowe muszą wyciągać z kieszeni olbrzymie sumy, aby opłacić leasing sprzętu, tak jak mój kolega, którego kosztuje to 30 tys. zł miesięcznie. I musi mieć pieniądze, choć robota się skończyła.
Będziesz koncertował na jesieni czy ciebie też czeka bezrobocie?
Coś pogramy. Planujemy trasę po nowemu. Z końcem sierpnia rozpocząłem nowy projekt: Organek w Nowym Świecie. Będą półakustyczne piosenki. Zagramy ciszej. Chcemy pograć w małych miejscowościach, w salach, do których nigdy nie dotarliśmy. Jak była hossa, to się koncertowało po halach i plenerach. A czasami zapraszały miejskie biblioteki, domy kultury, małe teatry. Nie było kiedy tam pojechać.
Jak była hossa, artyści zapełniali stadiony, a teraz będą grywać w wiejskich świetlicach? Lekcja pokory?
Tak bym tego nie określił. To po prostu taki czas. Zresztą po nagraniu pierwszej płyty, „Głupi” dwie trasy koncertowe odbyliśmy właśnie po takich miejscach.
Masz pretensje do losu, że wszystko stanęło?
Nie mam o nic pretensji. No jak można mieć pretensję? Świat się kręci, trzeba się dostosować, zmieniać myślenie, organizować się, coś robić, nie załamywać rąk.
Ale do pracy przy tablicy już nie wrócisz?
Nie, absolutnie. Nie widzę się w roli nauczyciela. Już wtedy się nie widziałem. Poszedłem z rozpędu, po studiach. Musiałem zarobić na siebie, bo w domu się nie przelewało. Ale przy tablicy zawsze się męczyłem. Dwa lata wytrzymałem.
Dziennik Gazeta Prawna
Nauczyciel to poważny zawód, nie to, co muzyk…
Muzykowania nigdy nie traktowałem jako zawodu. Chciałem się znaleźć w tym świecie, bo to moje miejsce na ziemi. Dlaczego? Dla frajdy, poczucia spełnienia, spokoju, radości w życiu. A bywało kiepsko: jadałem tygodniami same ziemniaki z patelni. Ale praca na etacie mi się nie marzyła. Walczyłem o to, żeby muzyka nie stała się hobby na weekend, nasiadówką z chłopakami przy piwku. Bo nigdy by z tego nic poważnego nie wyszło. OK, teraz jest kiepsko, ale przetrwamy.
Tomasz Organek muzyk, lider zespołu rockowego Ørganek, szef muzyczny projektu festiwalowego Męskie Granie Orkiestra. W przeszłości nauczyciel angielskiego, a ostatnio powieściopisarz („Teoria opanowywania trwogi”). Singlem „Pogo” zapowiada trzeci album Ørganka