Mimo codziennie wysyłanych w świat raportów i wezwań o pomoc, do końca walka Powstańców Warszawskich potoczyła się w osamotnieniu. Oprócz zrzutów jedyną zewnętrzną siłą, która podjęła działania u boku powstańczych oddziałów, były jednostki 1 Armii Wojska Polskiego. Choć rzadko się o tym mówi, ceną za tę operację były straty znacznie przerastające liczbę poległych pod Monte Cassino.
Brak nadziei na realną pomoc z zewnątrz, a także upadek na początku września 1944 r. Starówki oraz Powiśla, sprawiły, że Komenda Główna Armii Krajowej zdecydowała się na podjęcie z Niemcami pierwszych rozmów o kapitulacji.
Sytuacja uległa jednak diametralnej zmianie, gdy biernie do tej pory zachowujące się, zarówno w rejonie Warszawy, jak i w przestrzeni nad nią, siły sowieckie, rozpoczęły 10 września uderzenie na praską stronę. Jednocześnie Józef Stalin, blokując dotąd możliwość bardziej wydajnej pomocy lotniczej Aliantów, wyraził – jak się miało okazać, jednorazowo – zgodę na amerykański lot ze wsparciem dla Powstania. Fakt ten dawał podstawy do liczenia na to, że Armia Czerwona, choć o ponad miesiąc później niż pierwotnie oceniono, rozpocznie walkę o Warszawę. Nie wiedziano natomiast, jak zachowa się względem żołnierzy AK. Niemniej Powstańcy Warszawscy, odcinani przez kolejne uderzenia niemieckie od linii Wisły, postanowili resztkami sił trwać na swoich pozycjach, do czasu nadejścia przebijającego się od wschodu „sojusznika naszych sojuszników”.
Sowieckie dowództwo, opanowując do 15 września praską stronę miasta, pospiesznie przerzuciło na jego teren, z przyczółka magnuszewskiego, oddziały 1 Armii Wojska Polskiego.