Pomimo niewyobrażalnego terroru oraz kary śmierci grożącej za posiadanie broni, po czterech latach niemieckiej okupacji w Polsce rozpoczęto tajne wytwarzanie pistoletów maszynowych. Produkcja miała charakter seryjny

Dziennik Gazeta Prawna
Od pierwszych tygodni niemieckiego zniewolenia tworzące się podziemie starało się wszelkimi metodami gromadzić uzbrojenie dla swoich żołnierzy. Oczywistym źródłem była polska broń ukryta we wrześniu 1939 r. Pistolety i karabiny odbierano także niemieckim żołnierzom lub… kupowano na czarnym rynku od okupanta. Z czasem w użyciu pojawiło się również uzbrojenie zrzucane przez brytyjskiego sojusznika, który był żywotnie zainteresowany podsycaniem ruchów oporu na kontrolowanym przez III Rzeszę kontynencie.
Niestety wszelkie te działania nie zaspokajały olbrzymiego zapotrzebowania na broń dla rozrastających się szeregów polskich organizacji konspiracyjnych. Dlatego też naturalnym ruchem, choć obarczonym olbrzymim ryzykiem, było podjęcie własnej produkcji. Przez długi czas, ze względu na wspomniany terror oraz brak dostępu do profesjonalnego sprzętu, miała ona jednak bardzo ograniczony charakter.

STEN-y spadły z nieba

Idealne do walki partyzanckiej były pistolety maszynowe, ale te wydawały się być zupełnie poza zasięgiem możliwości rusznikarzy działających w podziemiu. Armia polska przed wojną nimi nie dysponowała, a niemieckie peemy były nazbyt skomplikowane konstrukcyjnie, aby pokusić się o ich skopiowanie bez specjalistycznych maszyn.
Przełom nastąpił w 1942 r., kiedy to do okupowanego kraju trafiły pierwsze zrzutowe egzemplarze brytyjskich pistoletów maszynowych STEN Mk II. Żołnierze Armii Krajowej i innych organizacji byli zauroczeni prostotą i skutecznością tej broni. Specjaliści ocenili jej budowę jako wręcz prymitywną. W różnych zakątkach Polski zaczęto, spontanicznie podejmować próby skopiowania angielskich peemów. Dzięki temu, jeszcze przed końcem roku, pojawiły się prototypy polskiego STEN-a, a z czasem uruchomiono, w przynajmniej kilkunastu miejscach, jego seryjną produkcję.
Zupełnie inną drogą miała pójść dwójka fachowców z Warszawy. Celem ich pracy nie miało być jedynie skopiowania słynnego brytyjskiego pierwowzoru. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był inż. Wacław Zawrotny, dzięki inż. Sewerynowi Wielanierowi, początkowo w jego prywatnym mieszkaniu przy ul. Lwowskiej 9, udało się wcielić je w życie. Po rozmowach z przedstawicielami Armii Krajowej konstruktorzy otrzymali na zaledwie dwa dni egzemplarz zrzutowego STEN-a. Czas ten wystarczył na sprawdzenie sposobu działania broni oraz wykonanie szczegółowych pomiarów. W ich wyniku powstała konstrukcja, która co prawda bazowała na tym, co najlepsze w STEN-ie, czyli sposobie działania, prostocie budowy i niewielkiej wadze, ale czerpała również z rozwiązań zastosowanych w niemieckim pistolecie maszynowym MP 40. Dzięki temu była poręczniejsza i łatwiejsza do ukryciu od brytyjskiego pierwowzoru.
Przede wszystkim nowy pistolet maszynowy został dostosowany do konspiracyjnych warunków produkcji. Poszczególne jego elementy mogły być wytwarzane w różnych warsztatach, dzięki czemu w razie dekonspiracji jednego z nich, nie trzeba było przerywać całej działalności. Kształt części nie zdradzał prawdziwego ich przeznaczenia, przypominając detale przedmiotów codziennego użytku, takich jak kuchenka elektryczna czy maszyna do szycia. Dodatkowo trudne do zrealizowania podczas okupacji łączenie za pomocą spawania, zostało zastąpione systemem śrub i wkrętów. Broń miała też strzelać dostępną na terenie okupowanej polski amunicją 9 mm.
Po skrupulatnym przygotowaniu rysunków, inż. Wielanier, który jako kierownik techniczny Wytwórni Sprawdzianów i Przyrządów firmy Florian Juchnikowski, utrzymywał kontakty z licznymi warszawskimi warsztatami, rozdysponował pomiędzy zaufanych pracowników produkcję poszczególnych elementów. W efekcie późnym latem 1943 r. powstał kompletny prototyp pistoletu maszynowego dla Polskiego Państwa Podziemnego.

Dosłownie z podziemia

Po wyeliminowaniu usterek broń została przedstawiona do akceptacji, której dokonał, w konspiracyjnym lokalu komendant Kedywu (Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej), płk. August Fieldorf „Nil”. Co ciekawe, ponieważ chciano w pełni sprawdzić sposób działania prototypu, próbne strzelanie odbyło się w biały dzień na zatłoczonym Placu Teatralnym. Na oczach znajdującej się w pewnym oddaleniu komisji, jeden z konspiratorów wyciągnął spod płaszcza testowany peem i oddał serię strzałów. Od piorunów wyciętych na stopce składanej kolby pistolet został nazwany Błyskawicą.
Seryjna produkcja ruszyła jesienią. O fenomenie jej organizacji i stopnia zakonspirowania najdobitniej świadczył fakt, że do samego końca część zaangażowanych w nią ludzi nie zdawała sobie z tego co produkują.
Elementy z poszczególnych warsztatów były zwożone rykszami do warsztatu siatek ogrodzeniowych Franciszka Makowieckiego, mieszczącego się w samym centrum Warszawy, przy Placu Grzybowskim 3/5. To tam, pod jedną z maszyn znajdował się właz, do ukrytej w schronie pod podłogą montowni. Pomieszczenie to posiadało tajne wyjście ewakuacyjne i było, na wypadek dekonspiracji, cały czas zaminowane. W schronie nie tylko kompletowano broń, ale przez wiele miesięcy, nie wzbudzając żadnych podejrzeń, również ją przestrzeliwano. Gotowe pistolety maszynowe wywożono schowane w zwojach siatki. W trosce o ukrycie miejsca produkcji aż do wybuchu Powstania Warszawskiego obowiązywał zakaz używania Błyskawic na terenie stolicy, a sama montownia była cały czas strzeżona przez żołnierzy AK.

Broń dla Powstańców

W ostatnich dniach lipca 1944 r. zrezygnowano z tak skrupulatnych zasad konspiracji i nastawiono się na maksymalną wydajność. Dzięki temu składano aż do 25 pistoletów maszynowych dziennie. 1 sierpnia przetransportowano wszystkie posiadane kompletne egzemplarze i pracowników montowni do nowego lokalu przy ul. Boduena 2, gdzie mieściła się siedziba oddziału osłonowego Wojskowych Zakładów Wydawniczych. Dzięki temu jego żołnierze, tuż przed godziną W, zostali dozbrojeni w niesłychanie wielką, jak na warunki powstańcze, liczbę pistoletów maszynowych. Wymownie świadczą o tym relacje Powstańców tego oddziału, którzy wspominali, że jak ktoś nie miał u nich broni, to dostawał Błyskawicę.
Już w trakcie walk pracownicy montowni pod kierownictwem swojego przełożonego, Stefana Berenta ps. Steba, wznowili kompletowanie pistoletów maszynowych. Prace te zaowocowały dostarczeniem na barykady ok. 40 nowych peemów i zostały uwiecznione na taśmie powstańczej ekipy filmowej.
Ocenia się, że dzięki całej siatce, nieustannie ryzykujących swoim życiem pracowników, łącznie podczas II wojny, zmontowano przynajmniej 700 Błyskawic. Pistolet maszynowy inżynierów Zawrotnego i Wielaniera był jedyną konspiracyjną bronią tego typu, skonstruowaną w okupowanej Europie i produkowaną na tak wielką skalę.