Nicolae Ceauşescu uczynił wiele, żeby jego śmierci pragnęli niemal wszyscy, nie tylko w Rumunii. Po czym zrobił jeszcze więcej, by ułatwić egzekucję.
/>
Najcięższym momentem (…) była chwila, gdy ujrzałem, jak komandosi usiłują związać Nicolae i Elenę Ceauşescu. Elena błagała o litość i broniła się. Nicolae nie okazał sprzeciwu. (…) Płakał” – wspomina komendant garnizonu Andrei Kemenici w mieście Târgoviște. Była trzecia po południu 25 grudnia 1989 r. Chwilę wcześniej człowiekowi, którego jeszcze do niedawna bał się kraj, odczytano wyrok śmierci. Zrobił to przewodniczący naprędce zorganizowanego trybunału wojskowego. Tę samą karę sąd orzekł wobec żony Conducătora (Wodza).
„Ich życzeniem było umrzeć razem. (…) Ceauşescu zaintonował «Międzynarodówkę» – wtedy padły pierwsze serie z broni automatycznej” – opisuje w książce „Ceauşescu. Piekło na ziemi” Thomas Kunze. „W chwili gdy upadał, zawołał: «Niech żyje wolna i demokratyczna Socjalistyczna Republika Rumunii!»” – twierdził Kemenici. „Mniejsza z tym, nie wiem, czy bohaterowie komunistyczni w chwili śmierci wykrzykiwali jakieś hasła, jak twierdzi literatura, ale Ceauşescu umarł dokładnie jak w tych książkach, jak na filmach” – dodawał.
Faktycznie, upadek rumuńskiego tyrana wyglądał jak pełen zwrotów akcji film sensacyjny ze spiskiem wielkim mocarstw w tle.
Ostatnia wizyta
„W pierwszej połowie 1987 r. zaczęły się pogarszać stosunki Rumunii z USA. 6 marca Amerykanie wycofali preferencje celne dla SRR (Socjalistycznej Republiki Rumunii – red.)” – pisze Adam Burakowski w książce „Geniusz Karpat. Dyktatura Nicolae Ceauşescu 1965–1989”. „Najważniejszym wydarzeniem pierwszej połowy 1987 r. była jednak, oczekiwana od wielu miesięcy, wizyta Michaiła Gorbaczowa” – dodaje.
Przywódca ZSRR miał nadzieję, że Ceauşescu wreszcie posłucha rad i zainicjuje proces liberalizacji ustroju politycznego i gospodarcze reformy. Ale Conducător już w latach 70. wyrwał się spod nadzoru Moskwy. W Rumunii nie stacjonowała Armia Czerwona, zaś gensek do maksimum ograniczył kontakty kadry oficerskiej z sowieckimi dowódcami. Gorbaczow nie mógł więc gospodarzowi niczego nakazać, a jedynie przekonywać do własnych racji.
Jak wspominał gen. Stefan Alexie, który z ramienia Securitate odpowiadał za bezpieczeństwo gościa, Gorbaczow powtarzał: „Musicie zrobić pierestrojkę, pierestrojka jest dla was najważniejszą rzeczą, musicie ją przeprowadzić!”. Rumuńskie media ocenzurowały jego słowa, co było rzeczą bezprecedensową, zaś Ceauşescu demonstracyjnie ignorował napomnienia. Zdesperowany I sekretarz KC KPZR kilka razy zmylił chroniących go agentów i wszedł w tłum gapiów, zagadując przypadkowe osoby o to , jak im się żyje. Odpowiadał mu mur milczenia. „Sowieckie kierownictwo, jeżeli rzeczywiście chciało dokonać zmian w SRR, musiało uciec się do działań co najmniej nieoficjalnych, jeśli nie wręcz dywersyjnych” – podkreśla Burakowski.
Spłata do upadłego
Ekonomiczna agonia Rumunii zaczęła się od bankructwa PRL. Konsekwencje zadłużenia Polski przez Edwarda Gierka tak przeraziły rumuńskiego przywódcę, że 16 grudnia 1982 r. oznajmił, że kraj musi błyskawicznie spłacić zagraniczne długi – ok. 11 mld dol. plus odsetki.
Ale okazało się to morderczym wyzwaniem. Przez następne lata Ceauşescu zmuszał społeczeństwo do oszczędności – wszystko, co dawało się sprzedać za twardą walutę, wędrowało do zachodnich odbiorców. W efekcie ze sklepów zniknęło mięso i jego przetwory, przy tej okazji ogłoszono narodowy program walki z otyłością. Jednocześnie za nielegalny handel żywnością groziło pięć lat więzienia. Wkrótce doszły do tego oszczędności w zużyciu węgla i gazu. Od zimy 1985 r. w okresie grzewczym obniżono średnią temperaturę w blokach do ledwie 12 stopni Celsjusza. Jednocześnie przymusowo przesiedlano emerytów na wieś, a młodych ludzi do miast, zdobywając tak mieszkania dla robotników, których potrzebował przemysł ciężki. Tylko że fabryki pracowały na pół gwizdka z racji niedoinwestowania, a ich wyrobów nikt za granicą nie chciał kupować.
Niedożywieni i dręczeni przez dyktatora Rumuni nie stawiali oporu, bo wszelkie przejawy sprzeciwu likwidowała Securitate. Jednak oszczędności uderzały też w ludzi Rumuńskiej Partii Komunistycznej PCR (Partidul Comunist Român), biedy doświadczali także oficerowie w armii. Z frustracją aparatu władzy tyran radził sobie za pomocą nieustannej rotacji. W trakcie zmian Ceauşescu zdecydował się w 1987 r. uczynić szefem służb specjalnych Iuliana Vlada. Awansując po raz pierwszy na to stanowisko nie działacza PCR, lecz zawodowca, nie biorąc pod uwagę tego, iż taką osobę trudniej kontrolować.
Zbiegło się to z pierwszymi niepokojami. 12 listopada 1987 r. załoga braszowskiej fabryki traktorów rozpoczęła protest z powodu opóźnień w wypłacie pensji. Dołączyli do nich robotnicy fabryki ciężarówek Steagul Rosu (Czerwony Sztandar). Pieniądze w końcu dostali, lecz z racji niewykonania planu obcięto wypłaty o połowę. Wówczas rankiem 15 listopada rozwścieczeni robotnicy pomaszerowali do centrum Braszowa, opanowali budynek komitetu wojewódzkiego partii i zaczęli go demolować. Gmach odbiły w końcu oddziały milicji, a Securitate przystąpiła do aresztowań. Zatrzymanych wywożono do Bukaresztu, gdzie torturowano, wymuszając przyznanie się do winy. Błyskawiczny proces kilkudziesięciu robotników przeprowadzono 3 grudnia 1987 r. Wszyscy zostali skazani na kary od pół roku do trzech lat więzienia.
Informacje o proteście i wyrokach podała Rozgłośnia Rumuńska Radia Wolna Europa. Jednak głośno o sprawie na Zachodzie zrobiło się wtedy, gdy włoska telewizja wyemitowała amatorski film z Braszowa. Oficjalnie uliczne walki filmował turysta z Finlandii, który przypadkowo znalazł się na rumuńskiej prowincji. „Na ten szczegół zwracał uwagę izraelski ambasador (w Rumunii – red.) Yosef Govrin, który pisał, że słyszał od członków nomenklatury partyjnej, że nie chodziło o fińskiego turystę, tylko sowieckie służby specjalne, które nie były w Braszowie przypadkowo” – zauważa Burakowski.
Pierwsze rysy
Zachodnie media zaczęły się interesować Rumunią i odkrywały, do jakiej nędzy doprowadzeni są jej mieszkańcy. Zaś na antenie Radia Wolna Europa od stycznia 1988 r. czytano w odcinkach książkę „Czerwone Horyzonty”. Jej autor Ion Mihai Pacepa był zastępcą szefa Centrum Wywiadu Zagranicznego Securitate, zanim w 1978 r. zbiegł na Zachód. Swoimi obserwacjami na temat dyktatora i jego otoczenia chętnie dzielił się z czytelnikami. „Cały dwór Ceauşescu został pokazany negatywnie, jednak postacią budzącą największą odrazę była Elena. Sam dyktator, porywczy i o morderczych zapędach (skłonny zlikwidować wszystkich przeciwników przy użyciu materiałów radioaktywnych), sytuował się w cieniu tej kobiety” – streszcza Burakowski. „Odpowiedzią reżymu był dalszy rozrost kultu jednostki, który w styczniu zawsze osiągał apogeum z racji urodzin Nicolae i Eleny Ceauşescu” – uzupełnia.
Po wysłuchaniu kolejnych fragmentów „Czerwonych Horyzontów” głodni i zmarznięci Rumuni musieli na ulicach miast fetować swoich ciemiężycieli. W odpowiedzi pierwsi intelektualiści związani dotąd z partią odważali się wyrażać oburzenie. Jednym z pierwszych był poeta Mircea Dinescu. Co ciekawe, jego krytyczne wypowiedzi zaczęło upubliczniać nadające po rumuńsku Radio Moskwa. Gdy poetę nie spotkała żadna kara, swoje poglądy ujawniały kolejne osoby – wszyscy zgodnie wzywali do rozpoczęcia pierestrojki.
Securitate zupełnie nie reagowało. Jednocześnie jej szef Iulian Vlad zadbał o to, by paszport otrzymał wysokiej rangi działacz komunistyczny Silviu Brucan. Świeżo upieczony dysydent na pół roku wyjechał do USA, gdzie zaopiekował się nim amerykański Departament Stanu. Następnie ruszył do Moskwy, tam w listopadzie 1988 r. przyjął go Michaił Gorbaczow. Po tych przygotowaniach w marcu 1989 r., po powrocie do Rumunii, Silviu Brucan wraz z pięcioma innymi wpływowymi działaczami partii komunistycznej, przygotował list otwarty wzywający do reform. „List sześciu” z 13 marca 1989 r. odczytano na antenie Radia Wolna Europa. Tym razem dyktator zareagował zdecydowanie, nakazując Securitate pojmać buntowników. Jednak potraktowano ich łagodnie, umieszczając jedynie w aresztach domowych.
Sygnałem, że cierpliwość Conducătora się kończy, była sprawa dyrektora Wydziału V MSZ Mircei Răceanu, adoptowanego syna jednego z sygnatariuszy „Listu sześciu”. Zaraz po wybuchu afery został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz USA i po błyskawicznym procesie skazany na karę śmierci. Przed egzekucją ocalił go list prezydenta George’a Busha do Ceauşescu.
W tym samym czasie podczas plenum KC PCR 12 kwietnia 1989 r. dyktator ogłosił, iż Rumunia spłaciła długi i wkrótce zacznie się stopniowa poprawa poziomu życia obywateli. Sami zainteresowani nie mieli jednak żadnych podstaw, żeby mu uwierzyć.
Droga do klęski
Na początku czerwca 1989 r., częściowo wolne wybory przyniosły w Polsce klęskę partii komunistycznej. Ceauşescu nie zareagował. Dopiero gdy pod koniec sierpnia okazało się, że w Warszawie na czele nowego rządu stanie Tadeusz Mazowiecki, rumuński dyktator przebudził się.
„Rumuńska Partia Komunistyczna i Rumunia jako państwo socjalistyczne nie może uznać tego problemu za całkowicie wewnętrzny problem Polski” – pisał w liście, jaki nocą 19 sierpnia 1989 r. przesłał przywódcom państw bloku wschodniego. „Z tego powodu kierownictwo partii i państwa rumuńskiego uważa, że nasze partie, kraje socjalistyczne, państwa członkowskie Układu Warszawskiego muszą zająć zdecydowane stanowisko i nie pozwolić, by przywódcom «Solidarności» powierzono misję tworzenia polskiego rządu” – podkreślał, apelując o zbrojną interwencję w Polsce.
Odpowiedziało mu milczenie. W kolejnych demoludach obywatele podnosili bunty, a partie komunistyczne niemal bez walki oddawały władzę. Nim zaczęła się zima, jedynie w Rumunii oraz Albanii rządziły jeszcze dotychczasowe reżimy. Chcąc pokazać siłę, dyktator zwołał na 20 listopada XIV Kongres PCR. Zebrani na nim delegaci nie zdobyli się na odwagę zagłosowania przeciw ponownemu wyborowi satrapy na stanowisko genseka. „W 87 przemówieniach nazwisko Nicolae Ceauşescu padło 673 razy, a Eleny Ceauşescu 247 razy, co było absolutnym rekordem” – wylicza Burakowski.
Fajerwerki lizusostwa znów uśpiły czujność tyrana. Ponownie obudziła ją wizyta w Moskwie. Dyktator jechał tam, wiedząc, iż wcześniej u brzegów Malty, na pokładzie sowieckiego okrętu wojennego, Michaił Gorbaczow spotkał się z prezydentem George H.W. Bushem – rozmawiali o zmianach zachodzących w Europie Wschodniej. Na Kremlu Ceauşescu został przyjęty bardzo chłodno. Gdy apelował o interwencję Moskwy w Europie Środkowej, Gorbaczow odpowiadał mu w pobłażliwym tonie, wręcz kpiąc z niego.
Po powrocie do kraju Conducător ogłosił podwyżki stypendiów studenckich i oddał straż graniczną pod bezpośredni nadzór MSW, podejrzewając, że kraj nie jest dostatecznie strzeżony przed napływem zagranicznej agentury. Tymczasem od 9 grudnia odnotowano wzmożenie ruchu turystycznego na granicy z ZSRR. „«Turyści», w zdecydowanej większości młodzi, dobrze zbudowani mężczyźni, podróżowali samochodami typu Łada (oraz kilkoma autokarami) i posługiwali się, oprócz rosyjskiego, również zniekształconym językiem rumuńskim, co wskazywało, iż mogli pochodzić z terenów mołdawskiej republiki związkowej. Granicę przekraczali zazwyczaj we wczesnych godzinach rannych, podając jako cel podróży Jugosławię” – opisuje Burakowski. Po czym kierowali się do leżącej przy drodze tranzytowej Timișoary.
Godzina buntu
Pierwsze ognisko rebelii zaczęło się tlić w położonych niedaleko granicy z ZSRR Jassach. Tamtejsza ludność, poza słuchaniem zachodnich rozgłośni, mogła też oglądać sowiecką telewizję. Za sprawą gorbaczowowskiej głasnosti dawało jej to dużą wiedzę o zmianach zachodzących w bloku wschodnim. Poza tym w Jassach mieszkał pisarz i intelektualista Dan Petrescu. Już wcześniej krytykował dyktaturę, a wokół niego skupiła się grupka dysydentów. Razem z inną garstką opozycjonistów utworzyli organizację o nazwie Rumuński Front Ludowy.
Z początkiem grudnia 1989 r. zaczęli kolportować ulotki i wzywać mieszkańców na wiec w centrum. Jego datę wyznaczyli na 14 grudnia. To dało władzom czas, by się przygotować. Już kilka dni wcześniej skoncentrowano w Jassach potężne siły milicyjne, wyposażone w sprzęt do rozpędzania demonstracji. W odwodzie trzymano agentów Securitate uzbrojonych w karabiny maszynowe z ostrą amunicją.
Na centralny plac Jedności przybyła tylko garstka dysydentów, którzy sami się po godzinie rozeszli. Aresztowano ich następnego dnia, po czym rozpoczęły się przesłuchania i tortury. Gdy cała uwaga sił bezpieczeństwa skoncentrowała się na Jassach, bunt wybuchł w Timișoarze. Zanosiło się na to od dawna za sprawą pastora László Tőkésa. Dla węgierskiej mniejszości był on symbolem oporu przeciw jej wynaradawianiu. Policja polityczna przez lata usiłowała odizolować pastora od wiernych, posuwając się nawet do mordowania znajomych Tőkésa. Jednak w obronie duchownego stawała nie tylko miejscowa ludność, lecz także węgierski rząd, przez co przeniesienie go w inny rejon Rumunii regularnie odkładano.
Jednak w połowie grudnia klamka zapadła i Tőkés otrzymał nakaz opuszczenia Timișoary. Na wieść o tym setki ludzi zgromadziły się 15 grudnia przed domem pastora. „Inaczej niż w Jassach, w Timișoarze, stolicy posiadającego tradycje niezależności Banatu, władze nie przygotowały się zawczasu do stawienia czoła buntowi społecznemu. Nie było ani ciężarówek z uzbrojonymi cywilami, ani wzmocnionych patroli milicji i Gwardii Patriotycznej” – podkreśla Burakowski.
Jednak największą słabością władz okazał się brak zdecydowania. Miejscowe szefostwo partii i Securitate uchylało się od podjęcia jakiejkolwiek decyzji, by nie ponosić potem odpowiedzialności za jej skutki. Tymczasem tłum sprzed domu Tőkésa pomaszerował do centrum miasta. Dopiero następnego dnia Ceauşescu wydał rozkaz stłumienia buntu. Wówczas do przepędzenia ludzi wysłano 80 milicjantów wspartych przez kilka wozów strażackich.
Niespodziewanie bardzo dotąd ulegli Rumuni okazali się skorzy do walki i wkrótce to milicjanci w popłochu uciekali z miasta. Wówczas do Timișoary wkroczyły jednostki wojskowe – nad ranem 18 grudnia doliczono się 63 zastrzelonych cywili oraz 227 rannych, ok. 800 osób aresztowano.
Uspokojony dyktator tuż po ósmej rano wsiadł na pokład samolotu, by polecieć do Iranu. Wizytę planował od dawna, a skoro miała przynieść podpisanie wielu umów handlowych, Ceauşescu na swoją zgubę uznał, iż nie warto jej przekładać.
Ekspresowa egzekucja
Gdy samolot był w powietrzu, węgierska telewizja zaczęła nadawać kolejne programy o rzezi w Timișoarze. Mogli je oglądać wszyscy mieszkańcy znajdującego się w granicach Rumunii – niegdyś węgierskiego – Siedmiogrodu. To wznieciło wybuch nowych walk, jednak wojskowi dowódcy podjęli rozmowy z protestującymi. W zamian za pokojowe formy oporu obiecali wycofanie armii do koszar. Słowa dotrzymali, a załogi fabryk ogłosiły strajk generalny. Strajkującym odwagi dodawało hasło: „Armia jest z nami”.
Po południu 20 grudnia, kiedy dyktator wrócił do kraju, aparat bezpieczeństwa nie kontrolował biegu wydarzeń. Przez następne godziny Ceauşescu usiłował – bezskutecznie – znaleźć generała, który podjąłby się spacyfikowania rewolucji, w efekcie wprowadzanym stanem wyjątkowym de facto nikt nie zarządzał.
Jeszcze gorzej potoczył się zwołany w południe 21 grudnia przed gmachem KC wiec aktywu robotniczego. „Ceauşescu przemawiał zaledwie minutę, kiedy rozległ się dziwny dźwięk nadany przez megafon. Jednocześnie niektórzy uczestnicy wiecu zaczęli przeraźliwie krzyczeć. Wszystko to najprawdopodobniej było efektem celowej dywersji i wywołało panikę wśród zgromadzonych” – opisuje Burakowski. Zdezorientowany tyran nie dokończył wystąpienia, a tłumy zwiezionych z prowincji robotników zaczęły szwendać się po stolicy. Gdy po południu wybuchły protesty przeciw komunistycznemu reżimowi, to właśnie oni pierwsi zaczęli się do nich przyłączać. Wówczas Ceauşescu rozkazał strzelać do każdej osoby stawiającej opór władzy. Podczas nocnych walk zginęło 49 osób, a pół tysiąca odniosło rany.
Rankiem minister obrony zastrzelił się w swoim gabinecie. Spanikowany Conducător uznał, iż należy jego następcą uczynić gen. Victora Stănculescu, który tym razem nie uchylił się od odpowiedzialności. Dowodzenie przejął, po czym rozkazał jednostkom ze stołecznego garnizonu wrócić do koszar, zostawiając na ulicach Bukaresztu agentów Securitate sam na sam z rozwścieczonym tłumem.
Na ulicach pojawiło się wówczas niezwykle dużo osób z kałasznikowami, potrafiących celnie strzelać do funkcjonariuszy policji politycznej. W południe 22 grudnia, kiedy gmach KC otoczyło 100 tys. ludzi, Ceauşescu uciekł z żoną i rodziną helikopterem. Pilot maszyny przez kilka godzin latał z kłopotliwymi pasażerami po kraju, aż wreszcie pozbył się ich, wysadzając w pobliżu Gaesti. Niedługo potem dyktatora wraz z żoną ujęto i przewieziono do garnizonu w Târgoviște.
W Bukareszcie trwały jeszcze walki toczone przez Securitate z mieszkańcami, do których zaczęły się przyłączać oddziały wojska. Jednocześnie władzę zaczynali przejmować – pod szyldem Rady Frontu Ocalenia Narodowego – generałowie wespół z niegdyś wysoko postawionymi funkcjonariuszami partii, jacy popadli w niełaskę za rządów Ceauşescu. Na ich czele stanął Ion Iliescu, wyrzucony sześć lat wcześniej z KC. To oni zdecydowali, jaki los spotka tyrana. „Zebrali się jak spiskowcy wokół Iliescu w łazience byłego ministra obrony w budynku MSW, żeby omówić dalsze kroki. Z kranów leciała woda – chodziło o wykluczenie ryzyka podsłuchu” – opisuje w książce Thomas Kunze. „Ion Iliescu i Gelu Voican Voiculescu zaprzeczają co prawda, że wyrok był postanowiony wcześniej, ale przyznają, że wobec wagi zarzutów nikt nie pomyślał o czymś innym niż wyrok śmierci. Generał Victor Stănculescu, który zręcznym manewrem przyłączył się do rewolucji, otrzymał zadanie zorganizowania procesu” – dodaje.
Spisał się znakomicie, bo rozprawa nie trwała nawet godziny, a egzekucję przeprowadzono w jeszcze bardziej ekspresowym tempie. Pięć dni później, 30 grudnia 1989 r., zwłoki człowieka, którego bała się cała Rumunia, spoczęły w anonimowej mogile na cmentarzu w Bukareszcie. Jego żonę pogrzebano kilka alei dalej.
Ion Iliescu i Gelu Voican Voiculescu zaprzeczają co prawda, że wyrok był postanowiony wcześniej, ale przyznają, że wobec wagi zarzutów nikt nie pomyślał o czymś innym niż wyrok śmierci – pisze Thomas Kunze