Francję z Rosją różniło wszystko, lecz po 20 latach izolacji Paryż tak tęsknił za jakimkolwiek sojusznikiem, że był gotów pokochać nawet carskie samodzierżawie.
Magazyn DGP 29.11.19 / Dziennik Gazeta Prawna
Rozpoczynając rządy, Emmanuel Macron ostro krytykował agresywną politykę Rosji, zwłaszcza podejmowane przez Kreml próby destabilizowania UE. Jednak im bardziej wprowadzane przez francuskiego prezydenta reformy okazują się bezowocne, tym szybciej jego opinia o Władimirze Putinie łagodnieje. Paryż nie umie się pogodzić z coraz bardziej dwubiegunowym światem, zdominowanym przez USA i Chiny. Jeszcze gorzej znosi stopniową utratę znaczenia w Unii. Ledwie trzy dekady temu do niego należało ostatnie słowo w kwestiach politycznych, dziś dominującej pozycji Niemiec nic już nie równoważy (zwłaszcza po brexicie).
W tej sytuacji Macron szuka sojusznika. Wywiad udzielony tygodnikowi „The Economist”, w którym padło głośne zdanie o „śmierci mózgowej NATO”, wskazuje, że z coraz większym zainteresowaniem spogląda na Rosję, postulując wybaczenie Putinowi agresji na Gruzję i Ukrainę oraz aneksji Krymu. W zamian za to Kreml miałby się zgodzić na pokojową współpracę z UE (czyli Francją) na partnerskich zasadach.
Propozycja Macrona jest cynicznie pragmatyczna. Zarówno V Republika, jak i putinowska Rosja to mocarstwa w schyłkowej fazie, niemające samodzielnie szans ograniczania ekspansji Chin oraz zminimalizowania wpływów Stanów Zjednoczonych. Nawet w relacjach z Berlinem przydałoby się Paryżowi jakieś wsparcie. Interes jest więc obopólny, a jedyną niewiadomą pozostaje kwestia, czy Władimir Putin potrafi partnersko i uczciwie współpracować z kimkolwiek. Jeśli tak, to możemy być świadkami ponownego rozkwitu starej miłości.

Uprzedzenia i interesy

Gdy w 1884 r. rosyjski minister spraw zagranicznych Mikołaj von Giers bawił w Berlinie, Herbert von Bismarck zapytał go o krążące plotki na temat zbliżenia Petersburga z Paryżem. „Byłoby samobójstwem wiązać się z taką zgrają kanalii jak Grévy, Floquet, Clemenceau. Nie można się sprzymierzać ze zgnilizną” – odparł synowi kanclerza von Giers.
Dla cara, jego dworu i politycznych elit Francja była źródłem wszelkiego zła, bo tam narodziły się idee rewolucyjne. Tam w imię wolności oraz równości ścięto króla i wyrżnięto sporą część arystokracji. A o tym samym marzyli walczący z samodzierżawiem rosyjscy wywrotowcy. Dlatego od czasów zburzenia Bastylii Rosja była jednym z najgroźniejszych wrogów Francji. Niezależnie od tego, czy była republiką, cesarstwem, czy też po raz kolejny monarchią.
Jednak pod koniec XIX w. oba mocarstwa słabły. Wielkie zacofanie Imperium obnażyła w 1856 r. klęska w wojnie krymskiej. Z kolei Francja w 1870 r. została rozgromiona przez Prusy. A kanclerz Otto von Bismarck zadbał o to, by znalazła się w izolacji. Żelazny Kanclerz po zjednoczeniu Niemiec zawiązał sojusz z Austro-Węgrami oraz Włochami. Podtrzymywał tradycyjną przyjaźń między rządzącym Rosją rodem Romanowów a dynastią Hohenzollernów. Zważywszy na to, że Wielka Brytania nie zamierzała się trwale wiązać z żadnym kontynentalnym mocarstwem, III Republika została skazana na samotność.
Trwała ona 20 lat. W tym czasie kwitła przyjaźń niemieckiego cesarza Wilhelma I z carem Aleksandrem III – obaj uważali się za głównych obrońców konserwatywnych wartości i ustroju monarchicznego. Mimo idylli Petersburg parł do ekspansji na Bałkanach kosztem Austro-Węgier, choć były one dla Berlina kluczowym sojusznikiem. Tymczasem Bismarck konsekwentnie dbał o to, by Imperium już żadnych nowych ziem w Europie nie zdobyło.
Tę sprzeczność dostrzeżono w Paryżu i postanowiono wykorzystać. „Dyskretnie więc i powoli dyplomacja francuska zabiegała o ocieplenie stosunków z Rosją, szukając okazji, aby jej oddać jakąś przysługę” – opisuje Jan Meysztowicz w poświęconej dziejom III Republiki książce „Trzecia postać Marianny”. Nadarzyła się ona, gdy Rosja w 1888 r. pilnie potrzebowała kredytu. Paryż otworzył wówczas przed nią swój rynek finansowy – rosyjskie obligacje sprzedały się na pniu za 150 mln franków w złocie. Na wschód podążyli też przemysłowcy, więc gospodarcza kooperacja rozkwitła. Potem kolejne rządy w Paryżu zachęcały ciułaczy, aby kupowali rosyjskie obligacje oraz akcje Banque Russo-Asiatique czy Banque de Commerce de Sibérie i kilku innych firm z kapitałem francusko-rosyjskim, notowanych na paryskiej giełdzie. W ciągu następnych 20 lat Francuzi stali się największymi inwestorami w Imperium Romanowów, wyprzedzając Niemców, Brytyjczyków i Amerykanów.

Przełamywanie lodów

„Niech nas Bóg zachowa od aliansu z Francją, to byłoby otwarcie drzwi przed rewolucją” – oświadczył carewicz Mikołaj na wieść, że jego ojciec Aleksander III zaczął życzliwie patrzeć na zabiegi francuskiej dyplomacji pragnącej pozyskać jego względy. Latem 1888 r., pomimo zaciągnięcia ogromnego kredytu, alians wydawał się fantasmagorią, bo ledwie rok wcześniej z inicjatywy Bismarcka car zgodził się podpisać tajny układ reasekuracyjny: Niemcy gwarantowały w nim Rosji swoją neutralność, gdyby Austro-Węgry wszczęły z nią wojnę, z kolei to samo obiecywał Aleksander III, jeśli Francja najechałaby II Rzeszę.
Ale w marcu 1888 r. zmarł stary cesarz Wilhelm I, a zaledwie 99 dni później, z powodu nowotworu gardła, umarł jego syn i następca tronu Fryderyk III. Niespodziewanie kolejnym cesarzem został zaledwie 25-letni Wilhelm II. „Umysł to nieprzeciętny, lecz niezrównoważony, charakter chwiejny, pełen kompleksów. Ustrój nerwowy ulegający gwałtownym na przemian depresjom i wybuchom entuzjazmu. Jego wyobrażenia o wielkości Hohenzollernów i własnej misji monarchicznej graniczą z obsesją” – pisze Meysztowicz.
Młody i ambitny władca marzył o wielkiej Rzeszy mającej kolonie na całym świecie. Kanclerz von Bismarck nie miał złudzeń, iż taka polityka przyniesie konflikt z Wielką Brytanią, a być może nawet nową wojnę w Europie. Cesarz nie zamierzał znosić dominującej roli Żelaznego Kanclerza w państwie. W marcu 1890 r. von Bismarck został zmuszony do dymisji, zaś jego następca Leo von Caprivi odmówił przedłużenia wygasającego układu reasekuracyjnego.
W Paryżu nie wiedziano o jego istnieniu, lecz służby dyplomatyczne doniosły ministrowi spraw zagranicznych Alexandre’owi Ribotowi, że między Berlinem a Petersburgiem zaiskrzyło – że brawurowe poczynania Wilhelma II podważyły zaufanie cara do trwałości przyjaźni z Hohenzollernami. Ribot szybko wystarał się u prezydenta o zgodę na wysłanie z kurtuazyjną wizytą do Petersburga eskadry francuskich okrętów. To, jak zostaną podjęte przez gospodarzy, miało pokazać, na ile rozmowy o sojuszu są możliwe.
Powitanie przeszło najśmielsze oczekiwania. Po zacumowaniu okrętów rosyjska orkiestra wojskowa odegrała kojarzącą się z rewolucją „Marsyliankę”. Car wysłuchał francuskiego hymnu, stojąc na baczność i salutując. Następnie wszedł na pokład okrętu flagowego i uściskał witającego go admirała. Po czym Aleksander III rozejrzał się i stwierdził: „Nie sądziłem, że marynarze Republiki mogą się tak dobrze prezentować”.
Polityczne lody zostały przełamane. Ribot błyskawicznie więc zaoferował rosyjskiej stronie sprzedaż po atrakcyjnej cenie najnowocześniejszych karabinów i dział francuskiej produkcji.

Niedomagania dyplomatyczne

Wola cara szybko zdusiła wstręt do francuskiej „zgnilizny” u ministra spraw zagranicznych Mikołaja von Giersa, który w lipcu 1891 r. rozpoczął z Ribotem negocjacje na temat warunków podpisania konwencji wojskowej, mogącej stanowić wstęp do sojuszu. Nie przebiegały one jednak gładko, bo Aleksander III żądał rzeczy niemożliwej – chciał zbliżenia z Francją przy jednoczesnym zachowaniu przyjaznych relacji z Niemcami.
Gdy dyplomaci rozmawiali, generałowie przygotowali szczegółowy projekt konwencji. Zakładał on, że jeśli Niemcy lub Włochy uderzą na III Republikę, wówczas Rosja rzuci wszystkie siły przeciwko agresorowi. Tak samo miał zareagować Paryż w razie najazdu Niemiec lub Austro-Węgier na Imperium Romanowów. Zadowoleni ze swojej pracy generałowie podpisali dokument 17 sierpnia 1892 r.
„Aleksander III w zasadzie sprzeciwu nie zgłosił, ale oświadczył, że pragnie skonsultować się z Giersem, który był chory i przebywał w Finlandii. I tak sprawa zaczęła się przeciągać” – opisuje Meysztowicz. Rosyjski minister spraw zagranicznych nagle podupadł na zdrowiu. Ilekroć Ribot szukał z nim kontaktu, otrzymywał odpowiedź, że von Giers albo leży w łóżku z powodu choroby, albo przebywa na kuracji w sanatorium. Obie strony z pełną powagą podchodziły do tej dyplomatycznej komedii. Tymczasem w Petersburgu nie umiano podjąć ostatecznej decyzji, czy sojusz z Francją wart jest ryzyka konfliktu z Niemcami. Sprawę skomplikował wybuch afery panamskiej w Paryżu. Ujawnienie ogromnych malwersacji, jakie miały miejsce podczas próby zbudowania łączącego dwa oceany kanału, wstrząsnęło III Republiką. Wśród obwinianych o nadużycia znalazł się Ribot, co zmusiło go do zawieszenia kariery politycznej.
W tym momencie ratyfikacja przez Petersburg konwencji wojskowej wydawała się prawie niemożliwa. „Zamiast wygrać tę szansę i nawiązać rozmowy z Petersburgiem dla zduszenia w zarodku francusko-rosyjskiego przymierza, kanclerz Leo von Caprivi wygłosił w Reichstagu buńczuczną mowę, w której oświadczył, że Niemcy mogą się znaleźć w sytuacji zmuszającej je do obrony przeciwko działającym wspólnie Francji i Rosji, i uzyskał, nie bez oporu, ustawę zwiększającą o 59 tys. ludzi niemieckie siły lądowe na stopie pokojowej” – opisuje Meysztowicz.
Następca Bismarcka nie mógł uczynić nic głupszego. Na wieść o rozbudowie armii Aleksander III posłał eskadrę okrętów wojennych z kurtuazyjną wizytą do Tulonu. Po czym 27 grudnia 1893 r. minister von Giers przesłał do francuskiej ambasady w Petersburgu pismo, w którym oznajmiał, że strona rosyjska traktuje uzgodnioną przez generałów konwencję wojskową jako obowiązującą. W Paryżu tę deklarację potraktowano jako najlepszy z możliwych noworocznych prezentów.

Oślepieni miłością

Francuscy republikanie nigdy nie darzyli Rosji zbyt wielką atencją. Państwo to kojarzyło się im z zacofaniem, nieograniczoną władzą monarchy i przywilejami dla arystokracji – reprezentowało wszystko, co zaciekle u siebie zwalczali. Ale była jedna rzecz, która niwelowała uprzedzenia: możność zrewanżowania się Niemcom za upokorzenia doznane w latach 1870–1871. Gdy gruchnęła wieść, że Rosja zawarła sojusz z III Republiką, zwykłych obywateli ogarnął entuzjazm. Skalę miłości, jaką nagle zapałali Francuzi do Imperium, ukazał moment śmierci Aleksandra III na początku listopada 1894 r. Nad Sekwaną ogłoszono wtedy żałobę narodową.
Dwa lata później nowy car Mikołaj II przyjechał do Paryża. Od czasów wojny francusko-pruskiej wszystkie koronowane głowy szerokim łukiem omijały stolicę Francji. Na wizytę w ciągu 25 lat zdecydował się jedynie szach Persji. Już tylko zapowiedź przyjazdu cara wraz z małżonką wzbudziła kolosalne podniecenie. „Wielkie sprzątanie odchodzi w Pałacu Elizejskim. Z państwowych zbiorów ściąga się srebra, porcelanę, szkło, dywany, meble, kandelabry, świeczniki i wazony. Szykuje się konie, karety, powozy, stroje, dekoracje” – wylicza Meysztowicz.
Urzędujący prezydent republiki Felix Faure stanął przed nie lada dylematem: jak ma być ubrany na powitanie gościa? „Wykoncypował więc sobie przy pomocy ekspertów strój godny siebie i okoliczności: frak z niebieskiego atłasu ozdobiony na wszystkich szwach złotymi haftami wyobrażającymi stylizowane liście dębowe, narcyzy i bratki, spodnie i kamizelka z białego prążkowanego sukna ze złotym lampasem; kapelusz z białymi strusimi piórami no i oczywiście szpada z rękojeścią wykładaną szylkretem” – opisuje autor „Trzeciej postaci Marianny”. Projektem fraka wkrótce zajął się rząd republiki. Po burzliwym posiedzeniu premier i ministrowie zgłosili weto, żądając usunięcia monarchistycznych elementów z prezydenckiego stroju. Ostatecznie Faure musiał ubrać czarny frak, a jedyną ekstrawagancją, na jaką pozwolili mu obrońcy republikanizmu, była biała kamizelka. Na tym skończył się francuski opór przed zachłyśnięciem się wszystkim, co rosyjskie.
Z początkiem października 1896 r. przyjechało do Paryża, żeby powitać cara, 930 tys. Francuzów. Miejsca w oknach na trasie planowanego przejazdu gościa właściciele domów udostępniali za kwotę 200 franków od osoby. Przez dwa dni uprzejmościom okazywanym Mikołajowi II nie było końca. Cara poproszono nawet o wmurowanie kamienia węgielnego pod nowy most na Sekwanie, który dla przypochlebienia się sojusznikowi nazwano imieniem Aleksandra III. Prasa prześcigała się w okazywaniu zachwytów Rosji i jej władcy. Tak podejmowani Rosjanie z miejsca pokochali Paryż. Na dokładkę rząd III Republiki ogłosił, iż własnymi zasobami finansowymi gwarantuje obywatelom spłatę wszystkich rosyjskich obligacji sprzedawanych na paryskiej giełdzie. Zaprzeczając przy tej okazji tezie, że prawdziwej przyjaźni nie da się kupić.

Nierozerwalny sojusz

Wizyta prezydenta Felixa Faure w Petersburgu wypadła równie okazale. Mikołaj II, by przywitać gościa, wszedł na pokład prezydenckiego krążownika „Dupuy de Lôme”. A podczas obiadu Felix Faure i car wznosili przygotowane wcześniej toasty. „Uroczystości te zbliżyły do siebie ręce, które się wyciągały wzajemnie ku sobie, i pozwoliły naszym dwom narodom zaprzyjaźnionym i sprzymierzonym, służącym wspólnemu ideałowi cywilizacji, prawa i sprawiedliwości, połączyć się po bratersku w szczerym i nacechowanym wiernością uścisku” – brzmiał toast prezydenta Francji. „Pański pobyt wśród nas, Panie Prezydencie, wytworzył nową więź pomiędzy naszymi dwoma narodami zaprzyjaźnionymi i sprzymierzonymi, które w równej mierze zdecydowanie pragną się przyczynić do utrzymania pokoju na świecie w duchu prawa i słuszności” – odpowiedział car.
Niedługo potem z ambasad Wielkiej Brytanii i Niemiec wysłano pilne depesze, w których podkreślano, iż obaj przywódcy użyli słowa „przymierze”. Odczytywano to jako dalsze zacieśnianie sojuszu. Jednak przez następne lata zdawał się on wisieć na włosku. Wielki orędownik zbliżenia z Rosją prezydent Faure zmarł po południu 16 lutego 1899 r. w swoim gabinecie w Pałacu Elizejskim podczas schadzki z madame Marguerite Steinheil. „Chciał być Cezarem, a skończył jak Pompejusz” – podsumował złośliwie na łamach dziennika przywódca opozycji George Clémenceau. Celowo używając słowa „Pompey”, oznaczającego w potocznym francuskim seks oralny.
Zgromadzenie Narodowe w ekspresowym tempie wybrało na prezydenta doświadczonego polityka Émile’a Loubeta. Francja przechodziła wówczas kolejny kryzys polityczny z powodu afery Dreyfusa. Do tego jeszcze o mały włos nie wybuchła wojna z Wielką Brytanią z powodu sporu o Faszodę. Będąc zręcznym graczem, Loubet patronował rządom pacyfikującym wewnętrzne konflikty oraz pragnącym powrotu do polityki zacieśniania więzów z Rosją. To zadanie spadło na barki nowego ministra spraw zagranicznych Théophile’a Delcasségo, który w swojej dyplomacji postawił na pieniądze. „Podczas podróży do Petersburga Delcassé, wbrew zastrzeżeniom ministra finansów zaniepokojonego tak znacznym odpływem kapitałów (…), zobowiązał się poprzeć umieszczenie na francuskim rynku obligacji pożyczki rosyjskiej na dalsze 485 mln franków, przeznaczonej głównie na budowę kolei transsyberyjskiej” – opisuje Meysztowicz.
Tymczasem Mikołaj II lepiej od tego, że dzięki francuskiemu kapitałowi możliwe było powstanie kolei transsyberyjskiej, zapamiętał pierwsze miesiące wojny rosyjsko-japońskiej. Gdy od lutego 1904 r. carska flota i armia ponosiły kolejne klęski, Paryż ograniczył się do słów wsparcia. Nie udzielił sojusznikowi żadnej pomocy, ponieważ konwencja nie obejmowała wojny na Dalekim Wschodzie. „Latem 1905 r. nadchodzi moment, na jaki czekał cesarz Niemiec Wilhelm, aby skłonić cara Rosji do podjęcia kroku, który był jego celem już od lat: do zawarcia przymierza rosyjsko-niemieckiego” – pisze Elisabeth Heresch w monografii „Mikołaj II. Życie i upadek ostatniego cara Rosji”.
Obaj władcy popłynęli jachtami na tajne spotkanie w Zatoce Wyborskiej. Tam Wilhelm II, górujący nad carem inteligencją i urokiem osobistym, bez trudu przekonał kuzyna, by podpisał układ sojuszniczy. „A zatem poranek 24 lipca 1905 r. w Björkö stał się przełomowym momentem w dziejach Europy – dzięki łasce Boskiej – i ulżył położeniu mojej drogiej ojczyzny, która wyzwoliła się wreszcie z tych potwornych kleszczy Galii i Rosji” – pisał cesarz do kanclerza Bernharda von Bülowa.
Tymczasem cara po powrocie do Petersburga czekała przykra niespodzianka. Zarówno minister spraw zagranicznych Władimir Lamsdorf, jak i minister finansów Siergiej Witte zaczęli robić wszystko, co w ich mocy, aby zobowiązania wobec Niemiec anulować. Po przegranej wojnie z Japonią, stojąca na krawędzi rewolucji Rosja potrzebowała sojuszu z Francją jak nigdy wcześniej. Równie niezbędny był francuski kapitał. W końcu car musiał pogodzić się z tymi faktami i w prywatnym liście do Wilhelma II wycofał podpis. Od tej chwili pakt między demokratyczną republiką a wschodnim samodzierżawiem mógł rozerwać już tylko upadek któregoś z tych państw.
Francuscy republikanie nigdy nie darzyli Rosji zbyt wielką atencją. Państwo to kojarzyło się im z zacofaniem, nieograniczoną władzą monarchy i przywilejami dla arystokracji – reprezentowało wszystko, co zaciekle u siebie zwalczali. Ale była jedna rzecz, która niwelowała uprzedzenia: możność zrewanżowania się Niemcom za upokorzenia doznane w latach 1870–1871