PAP: „Księga dla starych urwisów” to nie jest klasyczna biografia pisarza.
Krzysztof Varga: Bo życie Edmunda Niziurskiego nie dostarcza biografiście zbyt wiele dramatycznego materiału. To było życie spokojne, rodzinne, uładzone i pracowite. Niziurski czas dzielił między pisanie a rodzinę, kompletnie nie brał udziału w życiu literackim, podobnie jak właściwie nie angażował się za bardzo w życie społeczne, a nawet towarzyskie. On nie miał kawiarnianych przygód, burzliwych romansów, nie zdarzyły się w jego życiu jakieś poważniejsze zaangażowania polityczne, ani po stronie władzy, ani opozycji. W knajpach nie przesiadywał - nie da się wycisnąć z tego barwnej biografii. Ale niewątpliwie jest to pisarz, który ogromnie wpłynął na całe pokolenia ludzi, wychowywaliśmy się na nim.
PAP: Dotąd sądziłam naiwnie, że znam Niziurskiego, po lekturze +Księgi dla starych urwisów+; zrozumiałam, że znam zaledwie ułamek jego twórczości…
K.V.: On był zawodowym pisarzem i traktował to raczej jako rzemiosło niż powołanie. Od początku lat 50., kiedy jako dwudziestokilkulatek rozpoczął karierę literacką, zajmował się pisaniem książek dla młodzieży, ale także dla dorosłych, opowiadań, sztuk dla teatru TV, słuchowisk radiowych. Z tego utrzymywał siebie i rodzinę. Jego spuścizna jest ogromna i bardzo nierówna. To charakterystyczne dla zawodowych pisarzy, którzy żyją z pisania - czasem trafiają się książki zdecydowanie słabsze, pisane z mniejszym przekonaniem. Złoty okres Niziurskiego zaczyna się od "Przygód Marka Piegusa” po "Szkolny lud", czyli obejmuje około 20 lat pisania, książki, które ukazywały się w latach 60. I 70. XX wieku. To są według mnie absolutne arcydzieła literatury młodzieżowej. O ile mam pewna słabość do niektórych jego książek dla dorosłych, jak "Eminencje i bałabancje" czy "Salon wytrzeźwień", to jednak trzeba powiedzieć, że ten kanon jest najważniejszy. Książki dla dorosłych były dla Niziurskiego po prostu sposobem zarobkowania i mało kto o nich dziś pamięta, choć socjologicznie są bardzo ciekawe.
PAP: Za co więc kochamy Nizurskiego?
K.V.: Za „Przygody Marka Piegusa”, „Sposób na Alcybiadesa”, „Siódme wtajemniczenie”, "Awanturę w Niekłaju” i za moją absolutnie ukochaną trylogię odrzywolską czyli "Naprzód wspaniali", "Kosmiczne awantury" i "Adelo, zrozum mnie". Niziurski miał fenomenalnego "czuja" nie tylko na młodzież, ale i na realia epoki. Książki pisane w apogeum PRL-u, znakomicie pokazują tamtą rzeczywistość. Druga strona medalu jest taka, że dla dzisiejszych nastolatków ta warstwa tych książek może być mało zrozumiała. Moja teoria jest taka, że Niziurski pisał swoje powieści dla młodzieży także z myślą o czytelnikach dorosłych, którzy mogli się w tych książkach odnaleźć w obrazach rodziców: udręczonych, pracujących na trzy etaty, ganiających po sklepach, bo akurat rzucili schab czy coś równie cennego.
PAP: Dorośli mogli się także delektować językiem tych powieści.
K.V.: Nastolatki nigdy, ani w PRL-u ani dzisiaj nie wysławiały się w sposób tak wyrafinowany, jak bohaterowie Niziurskiego, notorycznym nieukom i leniom z jego powieści przeciętny uczeń mógłby tylko pozazdrościć imponującej wiedzy. Sam Niziurski mówił, że pisząc historie o 13, 14 –latkach, dawał im mentalność nieco starszych chłopców, pewien naddatek intelektualny, można powiedzieć. Uważał, że czytelnik powinien aspirować do ich poziomu. W ten sposób próbował w sposób bardzo dyskretny wychowywać czytelnika.
PAP: Czy może to mieć związek z klasycznym, przedwojennym wykształceniem odebranym przez Niziurskiego w najsłynniejszym kieleckim gimnazjum?
K.V.: Absolutnie tak. Zwraca na to uwagę Zygmunt Miłoszewski, miłośnik Niziurskiego, którego zdaniem ten pisarz przeniósł w czasy PRL-u etos przedwojennej inteligencji. „Sposób na Alcybiadesa” oparty jest na prawdziwej historii z kieleckiego gimnazjum, naprawdę uczniowie opracowali sposoby na opanowanie profesorów i przekazywali je sobie z pokolenia na pokolenie. Ciamciara to młody Niziurski. Ukochanym pisarzem Niziurskiego był Stefan Żeromski i właśnie autor "Syzyfowych prac" był dla niego wzorem, jak pisząc wychowywać młodych ludzi, tworzyć z nich świadomych obywateli. Ale Niziurski nie jest w tym wychowywaniu nachalny. Pokazuje takie wartości jak uczciwość, przyjaźń, lojalność, sprawiedliwość, ale nie w nim cienia belferstwa. Jeśli morał - to bez moralizatorstwa. Na tle np. książek Nienackiego, który wręcz indoktrynował czytelnika, powieści Szklarskiego przeładowanych informacjami o faunie i florze krajów zwiedzanych przez Tomka Wilmowskiego, Niziurskiego czyta się po prostu fantastycznie. Jego książki są nadal przeraźliwie wręcz zabawne, wyrafinowane poczucie humoru Niziurskiego w ogóle się nie zestarzało.
PAP: Skąd Niziurski brał nazwiska bohaterów takie jak Wieńczysław Nieszczególny czy Chryzostom Cherlawy?
K.V. Był mistrzem onomastyki, choć przyznawał się, że czasami chodzi po cmentarzach polując na smaczne nazwiska.
PAP: „Księga dla starych urwisów” pokazuje Niziurskiego, co nieco zaskakujące, jako wielkiego realistę literatury PRL-u.
K.V.: Był świetnym obserwatorem - siedział w domu, ale widział stamtąd więcej niż wielu bardziej aktywnych uczestników życia. Wspaniałe w jego powieściach jest to, że są prawdopodobne, jego bohaterowie żyją w Odrzywołach, Gnypowicach Wielkich, w Niekłaju, są zanurzeni w rzeczywistości, którą pamiętamy z czasów dzieciństwa. Te książki były wiarygodne. Przygody Tomka Wilmowskiego były fajne, ale realia nie przystawały do naszego świata. A Niekłaj i Odrzywoły były w całej Polsce, takie przygody mogły się przytrafić i nam.
PAP: Zaskoczyło mnie, jak pozytywne konotacje mają współcześnie książki Niziurskiego, ma on zajadłych wielbicieli we wszystkich niemal opcjach światopoglądowych w polskim społeczeństwie. W „Księdze dla starych urwisów” miłość do Niziurskiego deklarują m.in. Janusz Anderman, Jerzy Pilch, Zygmunt Miłoszewski, Grzegorz Kasdepke. Na okładce widnieje hasło „wszyscyśmy z niego, Niziurskiego”. „My” to znaczy kto?
K.V.: Pokolenia polskich 40, 50 i 60 - latków. Wszyscy przeszliśmy przez szkołę Niziurskiego. Ludzie z prawa, z lewa wspominają go z sentymentem, odnajdują w jego książkach świat podwórka, gdzie spędzaliśmy najważniejsze chwile dzieciństwa. To był nasz świat.
PAP: Może dlatego współcześni nastolatkowie tego nie czują...
K.V. No nie. To jest już inny świat, budowany na wyobraźni rodem z Harry Pottera. W tym sensie Niziurski przynależy już do innej epoki.
PAP: Jedno z wielu pożytecznych zestawień w "Księdze dla starych urwisów" dotyczy postaci dziewcząt w książkach Niziurskiego. Nie było ich zbyt wiele. On opisywał dość hermetyczny świat chłopaków, sprzed koedukacji i parytetów. Czy nie jest trochę tak, że wspólnota miłośników Niziurskiego jest podszyta tęsknotą za męską wspólnotą?
K.V. Na pewno w świecie podwórek z czasów, w których rozgrywają się powieści Niziurskiego, panował dość ścisły podział na grupy chłopców i dziewczynek, choć nie bez wyjątków. Wyraziste postaci dziewcząt pojawiają się w jego książkach od lat 70., wcześniej bywały bohaterkami drugiego planu. Od książek "Naprzód wspaniali" i "Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego" do książek Niziurskiego wkraczają postacie, które roboczo nazwałbym "dziewczętami fatalnymi". W postaciach takich jak Giga czy Adela, które są piękne i zaskakująco dorosłe jak na uczennice ostatnich klas podstawówki, Niziurski pokazuje pewien ideał dziewczyny z wyobrażeń chłopaków. Wiadomo, że w tym wieku miłość bywa fatalna, zakochujesz się tragicznie w najpiękniejszej dziewczynie w klasie, która cię lekceważy, i prowadza się z największym łobuzem w okolicy.
PAP: Powieści Niziurskiego są zaskakująco pogodne, jego świat jest bezpieczny.
K.V.: U Niziurskiego nie ma realnej przemocy. Nawet przestępcy, zwani nie bez czułości „opryszkami”, jak Wieńczysław Nieszczególny czy Bogumił Kadryl - to absolutnie wspaniałe osoby, uroczy oryginałowie, elokwentni, oczytani, nie pozbawieni zasad i zawodowej dumy. W tych książkach nie dzieje się nic tragicznego, nikt nie ginie. To wynikało, jak sądzę, z takiej charakterystycznej dla Niziurskiego życzliwości wobec świata. On był spełnionym ojcem, mężem - był szczęśliwym człowiekiem i to w jego książkach widać. Może dlatego je tak kochamy, że czytelnikowi udziela się ta afirmacja świata?
Książka "Księga dla starych urwisów" Krzysztofa Vargi ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne.