Gdyby nie było rozmów Okrągłego Stołu, system skończyłby się dużo szybciej, dużo bardziej gwałtownie i byłoby mniej jego negatywnych skutków – mówi PAP dr Piotr Gontarczyk z Biura Badań Historycznych IPN. 30 lat temu, 6 lutego 1989 r., rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu.

Rozmowy Okrągłego Stołu rozpoczęły się 6 lutego 1989 r. Pałacu Namiestnikowskim, ówczesnym gmachu Urzędu Rady Ministrów przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

Dr Piotr Gontarczyk przypomniał, że pomysł rozmów z władzami PRL w niektórych kręgach opozycji budził wiele kontrowersji. „Było wielu działaczy, którzy ten pomysł krytykowali, takich jak Antoni Macierewicz czy Bogdan Borusewicz, o czym się już dzisiaj się nie pamięta” - mówił.

Historyk zaznaczył, że ustalenia okrągłostołowe przyniosły Polsce” oczywiste korzyści”. Jak wymienił: „Rozpoczęła się transformacja ustrojowa, na mocy porozumienia Okrągłego Stołu odbyły się częściowo tylko wolne wybory, ale także dokonano pierwszych zmian politycznych, pojawiły się niezależne media”.

To z kolei spowodowało - jak tłumaczył - że "scena polityczna po 1989 r. była w znacznej mierze uformowana przez beneficjentów Okrągłego Stołu, czyli środowisko tych, którzy przy nim siedzieli, jak Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik i ci wszyscy, którzy rozmawiali z komunistami".

Optyka oceny obrad z początkowo prezentowanej narracji sukcesu "w świetle wiedzy o tym, w jakiej kondycji politycznej i ekonomicznej byli wówczas komuniści, w jakim stanie była w ogóle wówczas PRL i tego, co się potem wydarzyło, nie tylko w Polsce, ale w innych krajach, zaczęła się troszeczkę zmieniać".

Historyk przypomniał, że w momencie, kiedy na mocy porozumienia Okrągłego Stołu prezydentem w Polsce był jeszcze Wojciech Jaruzelski, ministrem Obrony Narodowej gen. Florian Siwicki, a szefem MSW gen. Czesław Kiszczak, w tym samym czasie w Czechach odbywały się wolne wybory i prezydentem był już Vaclav Havel. "Paradoksalnie więc umowy Okrągłego Stołu znacznie zwolniły reformy demokratyczne w Polsce" - podkreślił.

Historyk zwrócił uwagę na fakt, że na skutek porozumienia ci, którzy "dzierżyli w Polsce władzę zupełnie bezprawnie, metodami siłowymi dopuszczali się przestępstw, uzyskali możliwość normalnego uczestniczenia w systemie politycznym".

Innym "mankamentem" przyjętych porozumień - jak wymienił - jest fakt, że na początku lat dziewięćdziesiątych zaniechano w kraju wielu kluczowych reform systemowych.

"W zasadzie w wielu resortach, np. siłowych czy w sądownictwie, była pełna kontynuacja personalna, strukturalna, środowiskowa z czasów komunistycznych. To jest pewien system patologii, który był obserwowany przez wiele lat już w odrodzonej Rzeczypospolitej" - podkreślił i dodał, że przez wiele lat "kulą u nogi państwa" jest brak lustracji i dekomunizacji.

"Jeżeli mówimy jeszcze o tych mankamentach, to trzeba wspomnieć o jednej niesłychanie ważnej rzeczy: tak naprawdę Okrągły Stół trochę nie był potrzebny" - ocenił historyk. Zaznaczył, że należy docenić dobre intencje opozycjonistów, którzy usiedli do rozmów z komunistami, jednak ci "trochę zostali oszukani, ponieważ nie zdawali sobie sprawy, w jakiej kondycji jest PRL, aparat władzy, a przede wszystkim gospodarka".

"Problem polega na tym, że gdyby nie było +stołu+, to należy domniemywać, że w ciągu kilku miesięcy, najdalej do roku, wszystko by upadło" - mówił Gontarczyk.

Historyk przypomniał, że "Wojciech Jaruzelski, jego kamaryla, mieli na biurkach raporty mówiące o tym, że w zasadzie to już jest absolutny koniec systemu i żeby przetrwać jeszcze rok, dwa lata, należałoby obniżyć poziom życia obywateli od 30 proc. do 50 proc.". Jak zaznaczył, to wywołałoby absolutny bunt w społeczeństwie, łącznie z odwróceniem się mundurowych od władzy. "Gdyby nie było rozmów Okrągłego Stołu, system skończyłby się dużo szybciej, dużo bardziej gwałtownie i byłoby mniej jego negatywnych skutków" - podkreślił.

Dr Gontarczyk przyznał, że spór o historię zawsze będzie obecny w debacie publicznej. Ocenił jednak, że z perspektywy ludzi coraz mniej zaangażowanych bezpośrednio w te wydarzenia, to "im więcej wiemy o Okrągłym Stole, o tym systemie, o jego końcowej fazie, to tych krytyków obrad, którzy będą wskazywali, że tak naprawdę to do niczego nie były potrzebne, bo system by i tak upadł, tylko szybciej, będzie chyba coraz więcej".

Gontarczyk podkreślił, że upadek PRL-u był absolutnie nieuchronny. "Nikt o tym głośno nie mówi, ale wedle pomysłów Jaruzelskiego i otaczających go ludzi Okrągły Stół miał być także elementem zagwarantowania im trwania i władzy na co najmniej kilka następnych lat" - tłumaczył.

Historyk przypomniał, że zgodnie z umową okrągłostołową komuniści mieli mieć kontrolę nad parlamentem: "czyli co najmniej cztery lata nietykalność i władzę". Dodał, że również "w pewnym sensie zagwarantowano prezydenturę gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu".

Przy Okrągłym Stole ustalono przywrócenie stanowiska prezydenta, które zlikwidowano na mocy konstytucji w lipcu 1952 r. "Gen. Wojciech Jaruzelski, który w listach z lat 1990-1991 do swoich sowieckich przyjaciół w Moskwie, transformację ustrojową w Polsce w kierunku demokratycznym nazywał +naszą porażką+. Gen. Jaruzelski nawet miał takie plany, że on będzie te pięć lat prezydentem i może nawet uda się przetrwać jakieś burzliwe reformy gospodarcze, bo odium za nie spadnie na opozycję, a oni z powrotem wrócą do władzy” – powiedział dr Gontarczyk.

Podkreślił, że największym nieporozumieniem związanym z Okrągłym Stołem jest twierdzenie, że gen. Jaruzelski zamierzał pokojowo w jakikolwiek sposób przekazać władzę. "On chciał sobie ją zagwarantować na dłużej, na lata. System upadł tylko dlatego, że posypał się cały blok sowiecki oraz na skutek późniejszych wyborów parlamentarnych [...]. W jakiejś mierze Okrągły Stół gwarantował Jaruzelskiemu i postkomunistom formalnie władzę na jeszcze kilka lat. To, że tak się nie stało, wyniknęło z zupełnie innych przyczyn" - podsumował.