W momencie gdy trwał kongres zjednoczeniowy PPS i PPR, w którego wyniku powstała jedynowładcza partia (15 grudnia 1948 r.) mająca rządzić Polską przez kolejne czterdzieści lat, Bolesław Bierut miał lat pięćdziesiąt sześć, a za sobą długą karierę ideowego przedwojennego komunisty. Rekonstrukcja jego najwcześniejszego dzieciństwa nie ma dziś większego sensu. Pisane w czasach PRL-u biografie mają charakter hagiograficzny, podobnie jak zebrane już po śmierci Bieruta wspomnienia bliskich i znajomych.
Z rzeczy pewnych wiemy tyle, że urodził się w 1892 r. w Rurach Brygidkowskich pod Lublinem, w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. Choć nawet to nie jest do końca pewne, bo jeśli matka istotnie była po prostu niewykształconą chłopką z Łążka Chwałowskiego, to już przypadek ojca nie jest oczywisty. Po pierwsze, walczył w Powstaniu Styczniowym jako kawalerzysta. Teoretycznie jest możliwe, by kawalerzystą został wówczas włościanin, ale to mało prawdopodobne. Charakterystyczne też, że kiedy rodzina przeprowadziła się do Lublina, otrzymał on posadę u hrabiego Tarnowskiego przy sprzedaży części majątku. Osoba niepiśmienna nigdy podobnego zajęcia nie mogłaby otrzymać. Co jest zatem prawdą, a co legendą stworzoną na potrzeby kultu władzy Bieruta – trudno dzisiaj mieć całkowitą pewność.
Wiele jednak świadczy o tym, że Wojciech Bierut był osobą wykształconą. Sugerują to zresztą ambicje rodziców. Bolesław był najmłodszym z sześciorga pozostałych przy życiu dzieci z ubogiej z pewnością rodziny, ale znaleziono dość funduszy, by posłać go do szkoły powszechnej, a także do kościoła, w którym służył jako ministrant. To ostatnie świadczy też o tym, że była to rodzina religijna – zapewne w tradycyjny, wiejski sposób, co do końca życia zostawiło ślad również w Bolesławie. W pierwszych latach swoich rządów uczestniczył w uroczystościach religijnych, fundował odbudowę kościołów, a swoją przysięgę prezydencką zakończył słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”. Niełatwo dziś mieć pewność, ale prawdopodobnie nie widział żadnej sprzeczności między komunizmem a katolicyzmem – i jedno, i drugie przyjmował w naturalny, nieco bezrefleksyjny sposób.
Drukarz poznaje socjalizm
Znacznie łatwiej ustalić, w jaki sposób do młodego chłopaka z peryferyjnych dzielnic Lublina dotarł socjalizm. Mogło to nastąpić, gdy miał osiem lub dziewięć lat – wtedy właśnie jego starsza siostra Antonina Miłkowska rozpoczęła pracę w nielegalnej warszawskiej drukarni „Robotnika”, organu Polskiej Partii Socjalistycznej (do 1900 r. jego redaktorem był Józef Piłsudski). Nie ma wątpliwości, że działacze ugrupowania bywali w jego lubelskim domu, jego kontakt z wywrotową wówczas i z pewnością kuszącą dla chłopca w jego wieku ideą był raczej oczywisty.
„Emisariusze polityczni, bojowcy, chętnie korzystali ze schronienia w mieszkaniu Bierutów. Widywałem ich śpiących bezpiecznie w pokoju na rozesłanej słomie” – wspominał kolega Bolesława z tamtych lat, Józef Dominko, i nie ma powodów, by mu nie wierzyć. Tak właśnie działała wtedy konspiracja. W oficjalnych biografiach bardzo podkreślano kluczową rolę, jaką Bierut miał odegrać w słynnym strajku szkolnym, jaki wybuchł podczas rewolucji 1905 r. Miał być tym, który rzucił kałamarzem w portret cara, dając tym samym sygnał do rozpoczęcia buntu. Wersję tę jednak wyśmiewał nawet on sam. Podczas sesji naukowej poświęconej rewolucji mówił: „Muszę najpierw zacząć od legend, które krążą, i nawet tu były odczytane, na temat mojej roli w 1905 r. Ja byłem dzieckiem – miałem trzynaście lat i żadnej roli w rewolucji nie wypełniałem”.
Zresztą dziwny był upór hagiografów Bieruta przy powtarzaniu wersji o jego roli w tym epizodzie. Był to przecież strajk niemający nic wspólnego z socjalizmem. Uczniowie walczyli o prawo do nauki języka polskiego. Tak czy inaczej, faktem jest, że wraz z tysiącem innych lubelski uczniów brał udział w proteście i został wówczas karnie zwolniony ze szkoły. Jako trzynastoletni chłopiec zaczął zatem pracować. Początkowo na budowie, później jako gazeciarz, wreszcie zaczął się uczyć drukarstwa. To ostatnie świadczyłoby z jednej strony o jego zaangażowaniu ideowym – drukarstwo było jedną z najważniejszych czynności w socjalistycznej propagandzie – z drugiej strony o twardym stąpaniu po ziemi. Był to po prostu zawód wysoko ceniony.
„Był drukarzem, a przed wojną zawód ten uznawano za elitarny. Jeszcze w 1947 r., kiedy pracowałem w PPS-owskim +Robotniku+, drukarze poprawiali nam teksty, byli partnerami dziennikarzy” – wspominał historyk i polityk komunistyczny Andrzej Werblan.
W drukarni Bierut poznał Jana Hempla – socjalistę, członka PPS, podróżnika, a przy okazji dziennikarza „Kuriera Lubelskiego”. Na tamtym etapie stał się on dla niego postacią przełomową. Jego dziwne, mesjanistyczno-pogańsko-antykapitalistyczne poglądy, pożenione w dość pokrętny sposób z mistyką wschodu, musiały robić duże wrażenie na młodych chłopcach, którzy skupili się wokół tej nietuzinkowej postaci. Zwłaszcza gdy łączył je z barwnymi opowieściami o podróżach po Mandżurii, Cejlonie, Ameryce Południowej… Pod wpływem Hempla młody Bierut zrobił dwie rzeczy. Po pierwsze, podjął naukę w szkole handlowej. Po drugie zaś, w 1912 r. zapisał się do PPS-Lewicy, partii powstałej po rozłamie PPS-u i w odróżnieniu od PPS-Frakcji Rewolucyjnej wyraźnie dryfującej w kierunku internacjonalistycznego komunizmu.
Jest to jeden z najciekawszych, a jednocześnie najbardziej zagadkowych okresów w życiu Bieruta. Wyraźnie kusi go idea socjalistyczna, ale po jego ruchach można odnieść wrażenie, iż bardziej pociąga go atmosfera konspiracji, antycarskiego spisku niż próba wcielania w życie utopijnych haseł. Angażuje się, jest z pewnością ceniony przez towarzyszy, a jednocześnie coraz lepiej znany policji – musi się ukrywać, wyrabia sobie lewe papiery… Jednak w jego zachowaniu jest też coś bardzo zdroworozsądkowego, może nawet drobnomieszczańskiego. Zgodnie z sugestią Hempla podejmuje wówczas naukę w szkole handlowej, a dzięki jego wpływom zaczyna robić karierę w spółdzielczości spożywczej.
U progu niepodległości jest nawet Bierut pod wieloma względami wzorowym obywatelem, z pewnością nie ubogim i raczej szanowanym przez współpracowników oraz przełożonych. Bardzo także dba o maniery. Ktokolwiek kiedykolwiek coś o nim mówił – niezależnie od opinii podkreślał jego kulturę osobistą, wobec kobiet wręcz szarmancką. To nie był typ zawodowego rewolucjonisty. Wymowne jest zresztą to, że kiedy w grudniu 1918 r. PPS-Lewica zjednoczyła się z Socjaldemokracją Królestwa Polskiego i Litwy, tworząc Komunistyczną Partię Robotniczą Polski – Bierut formalnie został jej członkiem, jednak jego aktywność spadła wtedy niemal do zera. Ożenił się, zamieszkał w Warszawie; wiele wskazywało na to, że może zostać po prostu cenionym spółdzielcą. Dlaczego stało się inaczej?
Komunista bez narodowości
„Idealistyczne podejście do zjawisk społecznych, cała mistyka, swoista religijność, wszystko to zaczęło opadać z Hempla jak znoszony płaszcz. Hempel przeobraził się w marksistę i działacza bolszewickiego” – wspominał Dominko, przyznając jednocześnie, że w dokładnie ten sam sposób na wybuch rewolucji rosyjskiej zareagował Bierut: „Światopogląd ten od dawna kiełkował w nim i rozwijał się, zwłaszcza od momentu zetknięcia się z SDKPiL-owcami na terenie Warszawy”.
Prawda czy kolejna wersja legendy? Nie sposób tego dziś zweryfikować, faktycznie jednak w połowie lat dwudziestych XX wieku zaczyna się komunistyczna kariera Bieruta. Być może pod przykrywką wzorowego spółdzielcy, męża i ojca krył się nader sprawny, ideowo oddany sprawie konspirator? Z całą pewnością w 1925 r. partia wysyła go do Moskwy, gdzie uczestniczył w dziewięciomiesięcznym kursie, tzw. Szkole Partyjnej Komunistycznej Partii Polski, po jego ukończeniu został zaś kierownikiem Centralnej Techniki KPP. Nie było to przesadnie eksponowane stanowisko, ale dla władz – szczególnie po zamachu majowym Piłsudskiego (początkowo popartym przez komunistów) – było wystarczającym pretekstem do podjęcia ścisłej inwigilacji, a wkrótce, 15 stycznia 1927 r., aresztowania. Ciekawostką jest opinia, jaką wystawił wówczas Bierutowi Zygmunt Zaremba – jedna z najwybitniejszych postaci Polskiej Partii Socjalistycznej, socjalista, niemający jednak nic wspólnego z komunizmem: „B. Bierut należał do grupy najlepszych, najszlachetniejszych i najbardziej oddanych pracy spółdzielczej działaczy, całkowicie pochłonięty pracą gospodarczą, wątpliwe jest, by mógł odgrywać jakąś rolę polityczną”.
Czyżby Zaremba nie wiedział o zaangażowaniu Bieruta w KPP? A może samemu będąc w opozycji względem sanacyjnych rządów, nie chciał sypać? Wydaje się to dość zaskakujące, Bierut był bowiem aresztowany już wcześniej – dwukrotnie pod koniec 1923 r., również dwa razy w roku następnym. Tak czy inaczej, wyszedł na wolność już w kwietniu. W kraju nie miał już jednak możliwości pracowania. Sanacyjne tajne służby były coraz bardziej rozbudowane, a infiltracja środowisk komunistycznych naprawdę głęboka.
Jeszcze w tym samym roku Bierut, z lewym paszportem i pod fałszywym nazwiskiem, po raz kolejny wyjeżdża do sowieckiej Rosji. I musiał być już wtedy cenionym działaczem, skoro skierowano go na studia do tzw. Leninówki, czyli Międzynarodowej Szkoły Leninowskiej, którą historyk Andrzej Garlicki określił niegdyś „wysokim stopniem wtajemniczenia”. Szkolono tam z ekonomii ZSRS, czytano Marksa, Engelsa i Lenina, lecz uczono także zasad konspiracji, fałszowania dokumentów, pracy wywiadowczej, z pewnością również posługiwania się bronią i podstaw dywersji.
Tak przeszkoleni absolwenci byli rozsyłani przez Komintern do pomocy przy organizowaniu formacji komunistycznych w różnych krajach i taki też los czekał Bieruta. Nie znamy szczegółów, ale wiadomo, że przez pewien czas szkolił komunistycznych działaczy w Austrii, Czechosłowacji i Bułgarii. To ważne, bo świadczy o tym, że Moskwa widziała w nim już nie polskiego komunistę, lecz komunistę radzieckiego – kogoś ponad lokalnymi rozgrywkami frakcyjnymi. Bierut był już w tamtym czasie „człowiekiem Moskwy” – pozbawionym narodowości, internacjonalistycznym rewolucjonistą – choć może bardziej aparatczykiem.
Naturalną koleją rzeczy, kiedy wrócił do Warszawy w 1932 r., zaczął pracę w wydziale wojskowym KPP, czyli de facto w sowieckim wywiadzie na terenie Polski. Choć jest wątpliwe, by sam swoją pracę postrzegał w ten właśnie sposób. Andrzej Werblan zwracał uwagę na kwestię psychiki ówczesnych komunistów:
„Komunistyczni działacze nie musieli być żadnymi podwójnymi agentami. Oni byli głębokimi, ideologicznymi stronnikami Związku Radzieckiego. Stosunek do Związku Radzieckiego był czymś takim, jak stosunek ludzi bardzo wierzących do zwierzchnictwa Kościoła”.
Uciec przed czystką
Bierut nie pracował tam jednak długo. Już w grudniu 1933 r. został aresztowany i skazany na siedem lat więzienia. Są różne teorie na temat tego aresztowania. Niektórzy twierdzą, że obserwując czystki dokonywane przez Moskwę w lokalnych partiach komunistycznych, sam oddał się władzom, ale jest to mało prawdopodobne. Psychologicznym paradoksem tych czystek było to, że komuniści ich nie zauważali – właśnie z tych powodów, o których mówił Werblan.
Jednak aresztowanie Bieruta było najlepszym, co mogło mu się przytrafić. W czasie gdy odsiadywał wyrok, KPP została decyzją Stalina rozwiązana, a większość przebywających wówczas w Rosji polskich komunistów – zgładzona. Nawiasem mówiąc, został w międzyczasie wykluczony z partii pod zarzutem „zachowania niegodnego komunisty” podczas rozprawy – on sam jednak dowiedział się o tym dopiero w czasie II wojny światowej. Z więzienia wyszedł w 1938 r. na mocy amnestii.
Po wybuchu wojny opuścił Warszawę i wyjechał do Lublina, by tam przygotować komitet rewolucyjny. Jeśli nie wiedział wcześniej o planowanym ataku Rosjan na Polskę, było to działanie dziwne – pod okupacją niemiecką z pewnością nie dałoby się zrobić żadnej rewolucji. 17 września 1939 r. Bierut z grupą towarzyszy byli gotowi na przyjęcie Armii Czerwonej, kiedy jednak okazało się, że nie wkroczy ona tak szybko do miasta – musieli z niego uchodzić na tereny już przez nią zajęte. Początkowo Bierut działał na Ukrainie. Nie była to żadna eksponowana rola – organizował szkolenia polityczne, agitował za oderwaniem ziem wschodnich od Polski, organizował pomoc dla byłych więźniów politycznych, wreszcie został kierownikiem hotelu robotniczego w Kijowie.
Stalinowi polscy komuniści zaczęli być potrzebni po ataku Niemiec na Rosję w 1941 r. Chodziło o stworzenie w Polsce komunistycznego podziemia zarówno dla działań propagandowych, jak i po prostu dywersyjnych. Pierwsza grupa, m.in. z Marcelim Nowotko, Pawłem Finderem i Bolesławem Mołojcem, została przerzucona pod Warszawę na spadochronach 28 grudnia. W ten sposób została powołana do życia Polska Partia Robotnicza. Bierut wszedł w skład jej komitetu centralnego w lipcu 1943 r., a jej przywódcą stał się pół roku później. Stalin najprawdopodobniej już wówczas miał wobec niego wyraźne plany.
W sierpniu 1944 r., kiedy Stalin wezwał Bieruta do Moskwy, ten nie był formalnie członkiem partii, lecz wchodził w skład tajnego Biura Politycznego. Był też oczywiście członkiem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego przejmującego władzę tam, dokąd wkroczyła Armia Czerwona. Jako jego przedstawiciel rozmawiał w Moskwie z premierem Rządu RP na Uchodźstwie Stanisławem Mikołajczykiem. W rozmowie zaprzeczył, by cokolwiek wiedział o Powstaniu Warszawskim, ale kłamał. Zachowały się wspomnienia jego ówczesnej sekretarki Wandy Górskiej, z których wynika coś dokładnie przeciwnego:
„Do Warszawy, tj. na Pragę, jeździł z Lublina kilkakrotnie. Za którymś razem pojechaliśmy w czwórkę, tj. towarzysz Osóbka-Morawski z Wisłą i ja z towarzyszem Bierutem. W Warszawie dano nam locum w jakimś ocalałym częściowo, jak się okazało, pałacyku. Tam dostaliśmy do dyspozycji jeden duży pokój. Stały tam dwa łóżka, na jednym spali więc towarzysz Bierut z Osóbką, a na drugim, tym samym pokoju, ja z Wisłą. Takie to były czasy. Pobyt na Pradze nie był zbyt bezpieczny, gdyż ciągle jeszcze trwał ostrzał. W pewnej chwili otworzyłyśmy z Wisłą drzwi, jak nam się wydawało, do sąsiedniego pokoju, a okazało się, że pokoju tam żadnego nie było, a po prostu pusta przestrzeń. Po parodniowym pobycie w Warszawie wróciliśmy do Lublina”.
Początkowo komunistyczne władze na terenie Polski nie czuły się pewnie i nie były brutalnie represyjne. Zmiana metod działania nastąpiła na wyraźne żądanie Stalina, a Bierut był mu całkowicie powolny. W jego obecności 26 kwietnia 1945 r. podpisano w Moskwie „Układ o przyjaźni, wzajemnej pomocy i powojennej współpracy polsko-sowieckiej”, którego sygnatariuszami byli Józef Stalin i Edward Osóbka-Morawski. Był to faktycznie hołd lenny złożony sowieckiej Rosji.
Przywódca się boi
Bierut był głową państwa i wszystkie represje, jakie wprowadzono w Polsce po wojnie, odbywały się za jego wiedzą i przyzwoleniem. Aresztowania żołnierzy podziemia, rozbudowa aparatu bezpieczeństwa, terror NKWD – Bierut jest odpowiedzialny za wszystkie te działania. Jego odpowiedzialności nie osłabia to, że działał na konkretny, wielokrotnie powtarzany rozkaz Stalina.
5 lutego 1947 r., po sfałszowanych wyborach do Sejmu, został ogłoszony prezydentem. Po odsunięciu od władzy, a później aresztowaniu swojego największego konkurenta i oponenta Władysława Gomułki skupił w swoich rękach właściwie całą władzę w państwie, zwłaszcza wówczas, gdy po połączeniu PPR z PPS został również sekretarzem generalnym PZPR, a jeszcze bardziej, kiedy dwa lata później – jeszcze nieformalnie – kierował także Radą Ministrów (formalnie od 1952 r.).
Sytuacji tej nie zmieniła początkowo nawet śmierć Stalina w 1953 r. Ale choć stalinizm potępiono otwarcie dopiero w 1956 r., już co najmniej rok wcześniej Bierut zaczął się obawiać o swoje życie. Wanda Górska była przy nim obecna w 1955 r. Jak wspominała:
„Sierpień 1955 r. towarzysz Bierut spędzał w Nałęczowie. Właśnie w czasie tego urlopu zapadł na grypę. Po powrocie do Warszawy za moją namową i na moją prośbę porozumiano się z władzami radzieckimi, które zaprosiły towarzysza Bieruta do Związku Radzieckiego na kurację. Przebywał w Berwisze. Był strasznie słaby, wyczerpany, ale tam otoczony był troskliwą opieką lekarzy i całego personelu. Przebywał tam dość długo. Nastąpiła lekka poprawa, ale po powrocie do Warszawy znów pogrążył się w pracy, nie bacząc na stan zdrowia, nie oszczędzając się zupełnie. Pewnej nocy, w grudniu tego roku znów zapadł na zdrowiu. Byliśmy w Konstancinie, gdzie miał przydzieloną willę i gdzie wyjeżdżał, gdy był zmęczony. Około 4-ej nad ranem zawiadomił mnie, że czuje się źle i potrzebuje pomocy lekarskiej. Powiedziałam, że zaraz sprowadzę prof. Fejgina, pod którego opieką pozostawał, ale gdy to usłyszał, rozgniewał się i powiedział – nie sprowadzajcie mi tu profesorów, proszę mi sprowadzić pierwszego lekarza z książki telefonicznej”.
Mowa tu o Mieczysławie Fejginie, jednym z katów bezpieki, który istotnie z wykształcenia był lekarzem. Nie wiadomo, czy na pewno to on właśnie ostatecznie doprowadził do śmierci Bieruta, ale wydaje się to całkiem prawdopodobne. Tak jak bardziej niż prawdopodobne jest to, że nastąpiło to za zgodą Moskwy pozbywającej się reliktów stalinizmu. Już z relacji Górskiej widać, że Bierut się bał. Potwierdzają to jej dalsze opowieści. Pod koniec lutego 1956 r. mimo złego stanu zdrowia był w Moskwie na XX Zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Czuł się jednak coraz gorzej:
„Pokój zamieniono w salę szpitalną. Kręciło się pełno obcych osób, lekarzy, profesorów. Zadzwoniłam do Warszawy, powiedziałam, że tow. Bierut miał zapaść, że jest źle, że proszę, ażeby przyjechali. Przyjechał Berman i prof. Fejgin, ale nie pokazywali się tow. Bierutowi, nie chcąc go niepokoić. Nie wiedział więc o ich przybyciu do Moskwy”.
Wreszcie notatka z 12 marca 1956 r.: „Tam zastałam już profesorów Markowa i Fejgina. Jeden trzyma rękę, drugi robi jakiś zastrzyk, miny mają skupione. Wreszcie odwracają się, opadają im dosłownie ręce. Chory nie żyje. Była godzina 11 czasu moskiewskiego, czyli 9 rano naszego czasu”.