Polska Agencja Prasowa: Niedawno założony przez pana Teatr Biuro Podróży otrzymał podczas festiwalu w Edynburgu prestiżową nagrodę Archanioła gazety "The Herald". Jakie znaczenie dla państwa ma to wyróżnienie?
Paweł Szkotak: Ta nagroda ma specjalny charakter, bo jest przyznawana nie tylko ludziom teatru, ale i artystom zajmującym się innymi dziedzinami sztuki. Dostała ją np. amerykańska wokalistka i poetka Patti Smith. Przyznawana jest za specjalne, wieloletnie kontakty i wkład artystyczny w program festiwali w Edynburgu. Używam liczby mnogiej, bo równolegle w sierpniu odbywają się w tym mieście nie tylko festiwale teatralne, ale także festiwal muzyki i festiwal książki. Jesteśmy ogromnie szczęśliwi z tej nagrody. Myślę, że to wspaniały prezent na nasze 30-lecie, zwłaszcza że otrzymaliśmy tę nagrodę jako pierwsi Polacy.
PAP: Teatr Biuro Podróży występował w Edynburgu sześciokrotnie i był w przeszłości nagradzany Fringe Firsts, Critics' Award oraz Hamada Award.
P. S.: Te nagrody były dla nas ważne. Występy na festiwalu w Edynburgu są istotne m.in. dlatego, że przyjeżdża tu wielu dyrektorów festiwali, producentów, krytyków teatralnych i - jeśli zostaje się tu zauważonym - o wiele łatwiej potem poruszać się po całym świecie. Zwykle to owocuje zaproszeniami na przeróżne przeglądy i festiwale. Tak też było w naszym przypadku. Po 1995 r., kiedy otrzymaliśmy pierwsze nagrody za "Carmen funebre" i zostaliśmy zauważeni przez krytyków, zaczęliśmy sporo jeździć po Europie, a potem po całym świecie. Dało się odczuć, że efekt promocyjny Edynburga znakomicie się sprawdza.
PAP: W tym roku na festiwalu Fringe pokazujecie państwo dwa przedstawienia - legendarną, graną od lat "Carmen funebre" i "Silence - cisza w Troi", za który przyznano teatrowi Archangelus Award gazety "The Herald". Czym był inspirowany ten drugi spektakl?
P. S.: Sam tytuł rodzi już skojarzenia. Troja była jednym z pierwszych z miast w naszej literaturze i kulturze, które zostało skazane na zagładę. A tę zagładę opisał genialnie Homer. W naszym przedstawieniu ma znaczenie symboliczne. Od tamtego czasu wiele miast dotknęła podobna katastrofa. Gdy przygotowywaliśmy ten spektakl, w naszych głowach cały czas pojawiał się obraz Aleppo i innych miast na Bliskim Wschodzie. Sporo podróżowaliśmy z naszymi przedstawieniami po krajach Bliskiego Wschodu, graliśmy także w Iranie. Jednym z najważniejszych doświadczeń Teatru Biuro Podróży był pobyt w Halabdży, mieście, które zostało zaatakowane bronią chemiczną przez Saddama Husajna. Ta katastrofa została z detalami zapisana na zdjęciach, filmach, nagraniach wideo. Powstało tam też muzeum, które dokumentuje tę okropną zbrodnię. Jedna ze scen w "Silence", pokazująca śmierć zagazowanych dzieci, została zainspirowana tym, co tam zobaczyliśmy.
PAP: Nagroda w Edynburgu, a jakie są państwa najbliższe plany?
P. S.: W Szkocji występujemy do 26 sierpnia i zdarza się, że gramy dwa różne przedstawienia tego samego dnia. To dla nas spory wysiłek. Potem wracamy do Polski na kilka przedstawień i znowu jedziemy do Wielkiej Brytanii, gdzie 8 października na Belle Square w Londynie pokażemy "Opowieść zimową" Szekspira. Potem odwiedzimy Sofię i powędrujemy ze spektaklami po Europie.
PAP: Przygotowali państwo blisko 20 premier - w sali i w plenerze. Teatr powstał w 1988 r. w Poznaniu. Czy może pan przypomnieć jego początki, np. pierwsze przedstawienie "Einmal ist keinmal"?
P. S.: Koniec lat 80. XX w. to były zupełnie inne czasy. Ci, którzy pamiętają, wiedzą, że to był okres "przedłużonej nocy" stanu wojennego. Właściwie wszyscy młodzi ludzie wtedy marzyli o tym, żeby wyjechać z Polski. O tym właśnie był nasz pierwszy spektakl, którego tytuł w tłumaczeniu brzmiał "Jeden raz - to żaden raz". To było przedstawienie o emigracji i o marzeniach o niej, a także o rozczarowaniach z nią związanych.
Młodzi ludzie nie mieli wtedy wielu możliwości podróżowania, ani realizowania się w różnych innych dziedzinach. Z kolei teatr wydawał się takim miejscem, w którym można mówić to, co się chce i tworzyć światy, do których tęskniliśmy. Po paszporty stało się w długich kolejkach; one zresztą należały do państwa, a nie do obywateli. Trzeba było się też starać o wizy do większości krajów. I żeby tego wszystkiego uniknąć - założyłem z grupą przyjaciół Teatr Biuro Podróży, żeby podróżować bez wiz i bez paszportów, tylko w wyobraźni, i zabierać w te wędrówki naszą publiczność. Dosyć szybko okazało się, że dzięki teatrowi możemy podróżować bardzo często. Zmieniła się Polska, runął mur berliński, zmieniła się Europa i właściwie cały świat wywrócił się do góry nogami. Takie były początki.
Najpierw realizowaliśmy spektakle w sali - "Einmal ist keinmal" w 1988 r. i "Łagodny koniec śmierci" w 1990 r. To był też czas, kiedy widzowie w Polsce nie chodzili tak chętnie do teatru jak teraz. Zajmowali się swoimi sprawami, cieszyli z odzyskania wolności... Postanowiliśmy więc poszukać tej publiczności tam, gdzie ona była, czyli na ulicy. I tak zaczęliśmy tworzyć spektakle plenerowe.
PAP: W ramach obchodów 30-lecia pod koniec lipca w Poznaniu Teatr Biuro Podróży zorganizował pierwszy Festiwal na Wolnym Powietrzu. Uczestniczyło w nim siedem teatrów plenerowych, m.in. Teatr 8 Dnia, Teatr Snów, Teatr Akt - a przedstawienia nie były biletowane. Czy była to jednorazowa inicjatywa?
P. S.: Naszym marzeniem jest, by była to impreza cykliczna. Festiwal, który zapisałby się w życiu kulturalnym Poznania, a może i nie tylko. Po ogromnej liczbie widzów widać, że istnieje zapotrzebowanie na taką imprezę. Cieszy mnie, że te przedstawienia były prezentowane za darmo, bo taka też jest idea teatru plenerowego - najbardziej demokratycznej formy widowiska. Teatru, który jest za darmo i każdy może go obejrzeć, a spektakle są budowane wielopoziomowo i adresowane zarówno do amatorów teatru, jak i osób, które dawno temu przestały do niego chodzić. Kontynuacja zależy od prozaicznych spraw, czyli od środków finansowych. Jeśli one się znajdą - to będziemy chcieli do Poznania zapraszać teatry z Polski i ze świata.
PAP: Obok spektakli Teatr Biuro Podróży zasłynął także z inicjatyw społeczno-edukacyjnych. W latach 1997-2014 organizował ważny przegląd teatru alternatywnego - Festiwal Maski. W 2011 r., podczas polskiej prezydencji w UE, przygotował we współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza spektakl "Planeta Lem" i spotkania wokół jego twórczości. W ramach programu "Teatr bez barier" odwiedził Liban, Kubę i Palestynę. A to tylko część z tych przedsięwzięć. Które z nich było dla pana najważniejsze?
P. S.: Każdy projekt miał swoją wagę i swój czas. Dodałbym jeszcze dwie inicjatywy. Projekt "7 Dreams of a Woman", który zrealizowaliśmy w Kerali w Indiach z hinduskimi artystami, to był spektakl poświęcony roli i sytuacji kobiety w tamtym społeczeństwie. Opowiadał o traumach i różnych przemocowych sytuacjach, doświadczanych przez kobiety. A drugim przedsięwzięciem, niedawno zrealizowanym, był spektakl"Swój, Nieswój". Zaprosiliśmy do udziału w nim emigrantów ze Wschodu mieszkających w Poznaniu. Po warsztatach teatralnych dla zawodowców i amatorów przygotowaliśmy wspólnie przedstawienie o Ukraińcach w Polsce. To było ważne doświadczenie dla nas i dla nich. Dwóch uczestników tego projektu spędziło cały okres protestów na Majdanie w Kijowie. Ich relacje były wstrząsające. Nie brakowało też zabawnych opinii o Polsce i Polakach, np. opowieści o tym, jakie to mamy znakomite drogi, albo o tym, że jesteśmy gościnni, ale nie lubimy gości. Chcieliśmy dać emigrantom żyjącym u nas szansę wypowiedzi, zobaczyć w nich nie tylko budowlańców czy sprzątaczki, ale ludzi, z ich historiami życia, przemyśleniami, marzeniami.
PAP: Jeździcie po całym świecie. Występowaliście w ponad 50 krajach na sześciu kontynentach. Ostatnio w 2017 r. na Białorusi, a na początku tego roku w Indiach. Który wyjazd pamięta pan najlepiej?
P. S.: Tych wyjazdów było sporo i zapewne każdy z członków Teatru Biuro Podróży wymieniłby inny kraj. Zdumiewające były kontrasty, odwiedzaliśmy największe metropolie, takie jak Nowy Jork, Chicago, Paryż, Londyn, Berlin, Moskwę - a z drugiej strony docieraliśmy do miejsc, w których często byliśmy pierwszym albo jednym z pierwszych teatrów, który tam wystąpił. Tak było w obozie dla Palestyńczyków w Libanie. Te kontrasty oraz kontekst odmiennych kultur - to dla teatru wyzwanie, a zarazem źródło nadziei, kiedy udaje się odnaleźć porozumienie z wielokulturową publicznością. Jest to też szansa na to, by - mimo dzielących nas różnic - nawiązać dialog poza lub ponad polityką na głębszym, ludzkim poziomie.
PAP: Który ze spektakli Teatru Biuro Podróży jest szczególnie ważny dla pana?
P. S.: Spektaklem, który przychodzi mi na myśl jako pierwszy, jest "Giordano" z niezapomnianą, wielką rolą Andrzeja Rzepeckiego. Wspaniałego artysty, aktora, naszego przyjaciela, który tragicznie zginął w 1994 r. Po jego wypadku już nie graliśmy tego przedstawienia. Ale przy pracy nad plenerowym "Giordanem" wiele nauczyliśmy się jako teatr, m.in. jak poruszać się w otwartej przestrzeni, jak kontaktować się z widzami. Myślę, że charyzmatyczna rola Andrzeja i jego obecność z nami jest czymś, do czego stale wracamy. Wtedy też wypracowaliśmy rodzaj rytuałów czy reguł, które stosujemy do dziś w naszym teatrze.
PAP: Po 30 latach twórczości, jaką dewizę, mądrość czy prawdę Teatr Biuro Podróży chce widzom przekazać? Co się liczy w życiu i w teatrze?
P. S.: Tym, co dla mnie jest najważniejsze w teatrze, jest wspólnotowość. W grupie przyjaciół mamy szansę ciągle na nowo odkrywać świat, kłócić się o jego interpretację, przeżywać wspólnie przygody, często trudności. A poprzez to, że w teatrze nie jest się samotnym, bo zawsze działa się w grupie, ma się większą wiarę w to, że można pokonać przeciwieństwa. Nie mam jednej prawdy czy mądrości, którą mógłbym się podzielić. Cały czas ścigamy się z problemami, dotyczącymi nas i naszych czasów. Wierzę w to, że w grupie ludzi, którzy uczciwie ze sobą współpracują - szybciej się dojrzewa i człowiek staje się mocniejszy.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)