PAP: Jak społeczeństwo zamkniętego kraju, jakim była PRL, dowiadywało się o przemianach, które od pierwszych miesięcy 1968 r. następowały w Czechosłowacji? Skąd czerpano informacje?
Dr Łukasz Kamiński: Podstawowym źródłem informacji były zachodnie rozgłośnie radiowe. Na południu Polski można było również słuchać czeskiego i słowackiego radia, ale największą rolę odgrywały wiadomości przekazywane na antenie Radia Wolna Europa. Były one dla Polaków źródłem wielkich nadziei; m.in. dzięki nim w Marcu ’68 pojawiło się hasło „Cała Polska czeka na swojego Dubčeka”.
Oczywiście oficjalne media PRL informowały o zmianach zachodzących u naszych południowych sąsiadów, ale były to głównie informacje dotyczące zmian personalnych na szczytach partii komunistycznej i trudno było się z nich dowiedzieć, jaki jest charakter reform zachodzących u naszego południowego sąsiada.
PAP: W maju 1968 r. władze PRL wystosowały do władz czechosłowackich niezwykle agresywną notę, w której domagały się zaprzestania „antypolskiej kampanii”. Jak w tym okresie określano wydarzenia, które rozgrywały się w Czechosłowacji?
Dr Łukasz Kamiński: Należy pamiętać, że propaganda w sprawie Czechosłowacji była w PRL prowadzona dwutorowo. Obok oficjalnego przekazu prasowego, który był w miarę zniuansowany, istniała propaganda wewnątrzpartyjna, która była o wiele bardziej agresywna. Tam po raz pierwszy pojawiło się hasło „kontrrewolucji”, stosowane na określenie zmian zachodzących w Pradze, które zagrażają systemowi socjalistycznemu. Pojawiały się również sugestie, że w wyniku tych reform Czechosłowacja może popaść w jakiś rodzaj zależności od Republiki Federalnej Niemiec.
Wątek zachodnioniemiecki był eksploatowany bardzo intensywnie. Budowano nieufność i podsycano stereotypy antyczeskie, które były dość silne w polskim społeczeństwie. Można więc powiedzieć, że po okresie nadziei z marca 1968 r., w maju i czerwcu duża część polskiego społeczeństwa udało się przekonać, że zmiany zachodzące w Czechosłowacji są niekorzystne i niebezpieczne dla Polski.
PAP: W państwie autorytarnym lub totalitarnym bardzo trudno określić, jakie są rzeczywiste nastroje społeczne. Czy możemy więc określić skuteczność propagandy władz komunistycznych?’
Dr Łukasz Kamiński: Nie jest to łatwe do oceny, ale dysponujemy pewnymi źródłami. Szczególnie pomocne mogą być różnego typu analizy przygotowywane przez aparat bezpieczeństwa i władze partyjne. Są one oparte na dość wiarygodnych źródłach, takie jak kontrola korespondencji. Wydaje się, że samego hasła kontrrewolucji nie przyjmowano zbyt powszechnie. Przed interwencją dużo powszechniejsza była ogólna niechęć wobec Czechów i przemian w ich kraju.
PAP: Zdaniem wielu historyków Władysław Gomułka i jego otoczenie rzeczywiście wierzyli w swój własny przekaz propagandowy i uważali, że reformująca się Czechosłowacja rzeczywiście może się znaleźć w orbicie wpływów niemieckich. Czy dysponujemy informacjami na temat rzeczywistych poglądów Gomułki i jego towarzyszy wiosną 1968 r.?
Dr Łukasz Kamiński: Wiedzę możemy czerpać praktycznie wyłącznie z zapisów posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR oraz spotkań przywódców partii komunistycznych, które w tym okresie były regularnie organizowane. Przypomnijmy, że już od marca 1968 r. w sprawie Czechosłowacji zbierali się przywódcy państw Układu Warszawskiego.
Bazując na tych dokumentach, jestem przekonany, że Gomułka bardzo szczerze obawiał się reform w Czechosłowacji. Był ich pierwszym otwartym krytykiem. Już w lutym 1968 r., podczas pierwszego spotkania z niedawno wybranym I sekretarzem Komunistycznej Partii Czechosłowacji Alexandrem Dubčekiem, ostrzegał go przed podejmowaniem jakichkolwiek reform, ponieważ mogłyby one zagrażać systemowi.
Sądzę, że Gomułka, który był bardzo antyniemiecki, również w znaczeniu braku zaufania wobec NRD, a nie tylko RFN, rzeczywiście miał przekonanie, że Czechosłowacja może się znaleźć się w orbicie wpływów zachodnioniemieckich i w ten sposób stać się zagrożeniem dla Polski. Myślę, że Gomułka był w tej sprawie rzeczywiście przekonany do głoszonych poglądów.
PAP: Nie przekonał jednak członków partii. Tuż po inwazji podczas spotkań partyjnych padały z ich strony bardzo niewygodne dla władz pytania i porównania agresji z wydarzeniami z 1938 r. Czy władze najwyższego szczebla były przygotowane na tę krytykę i spodziewały się, że będzie tak ostra i powszechna?
Dr Łukasz Kamiński: Władze były zaskoczone. Wcześniej prowadzona przez nie propaganda odniosła pewien sukces. Przed inwazją odbyły się dwa cykle zebrań partyjnych i wówczas nie odnotowano zbyt wielkiej krytyki. Dość powszechnie przyjmowano różne wątki wewnątrzpartyjnej propagandy. Zebrania, które odbyły się w dzień inwazji, miały wytłumaczyć członkom PZPR konieczność jej przeprowadzenia. Liczono, że zgodnie z partyjną lojalnością wytłumaczą działania władz innym Polakom.
Ich zachowanie podczas zebrań było zaskakujące dla władz partyjnych, ale było ono zgodne z opiniami społecznymi, które były wyrażane poprzez takie odczucia jak poczucie hańby, wstydu i skalania polskiego munduru. Udział polskiego wojska, i to w tak dużej liczbie – ponad 25 tys. żołnierzy – był pewnego rodzaju przełomem i całkowicie odwrócił nastroje społeczne, także wśród członków partii.
Swego czasu badałem zebrania partyjne organizowane na Dolnym Śląsku. Aż w jednej trzeciej przypadków doszło do pojawiania się głosów protestu w łonie partii i dystansowania się wobec oficjalnie podawanych przyczyn inwazji.
PAP: Jakie były konsekwencje wobec osób, które wypowiadały tego typu poglądy?
Dr Łukasz Kamiński: Należy przede wszystkim wspomnieć o osobach, które nie tylko wypowiadały takie opinie, lecz również w spacyfikowanej po marcu 1968 r. Polsce zdecydowały się na otwarty protest. Mamy setki przypadków pojawiania się ulotek oraz napisów na murach. 80–100 osób zostało zatrzymanych. Ponad dwadzieścia stanęło przed sądem. Wyroki sięgały trzech lat więzienia. Konsekwencje tego rodzaju protestów były więc bardzo surowe. W przypadku krytykowania w zakładzie pracy stosowano konsekwencje dyscyplinarne.
PAP: Nieznanym epizodem tego okresu jest organizowanie przez władze PRL propagandy skierowanej do Czechów i Słowaków. Były to m.in. nadawane z południa kraju programy radiowe…
Dr Łukasz Kamiński: Tym zajmowała się przede wszystkim rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach. Warto przypomnieć, że tego rodzaju działania były z punktu widzenia władz konieczne, ponieważ w pierwszych tygodniach po 21 sierpnia opór wobec inwazji był powszechny. Również większość Komunistycznej Partii Czechosłowacji opowiadała się przeciwko niej.
Odbył się podziemny nielegalny zjazd partii, który wezwał mieszkańców Czechosłowacji do strajku przeciwko inwazji i okupacji. W PRL organizowano nie tylko nadawanie audycji radiowych, lecz i druk różnego rodzaju broszur, gazet, plakatów, które miały przekonać społeczeństwo Czechosłowacji do uznania zasadności interwencji.
PAP: Władze PRL musiały również się zmierzyć z wydarzeniem, które było absolutnie szokujące. 7 września 1968 r. w Jičínie żołnierz Ludowego Wojska Polskiego strzelał do cywilów. Czy ten incydent znalazł się w oficjalnym przekazie medialnym w PRL?
Dr Łukasz Kamiński: To wydarzenie zostało całkowicie przemilczane przez oficjalne media w PRL. Pisała o nim prasa czechosłowacka. Polacy dowiedzieli się o tej tragedii z zachodnich rozgłośni radiowych. Z materiałów, m.in. z kontroli korespondencji, wiemy, że w Polsce mówiło się o tej sprawie i przynajmniej część społeczeństwa dyskutowała na temat tej tragedii, którą spowodowały władze PRL, wysyłając do Czechosłowacji LWP.
PAP: Największą niezależną siłą w PRL był Kościół. Jak episkopat zareagował na inwazję z sierpnia 1968 r.?
Dr Łukasz Kamiński: Nie było oficjalnej reakcji episkopatu, ale wielu biskupów w swoich kazaniach i wypowiedziach odnosiło się do nadziei wywołanych w Polsce przez Praską Wiosnę. Wielu duchownych wypowiadało się otwarcie przeciwko interwencji.
Wiemy także, iż polski Kościół pomagał Kościołowi w Czechach i na Słowacji. Największy protest szykowany przez katolickich posłów Koła Poselskiego „Znak” został powstrzymany przez prymasa Stefana Wyszyńskiego, który obawiał się, że planowane przez „Znak” złożenie mandatów poselskich może skutkować głębszymi represjami.
PAP: Jak należy oceniać strategię przyjętą przez prymasa Wyszyńskiego? Czy była uzasadniona?
Dr Łukasz Kamiński: Z dzisiejszej perspektywy i dostępnej dziś wiedzy wiemy, że obawy prymasa były wyolbrzymione. Kard. Wyszyński obawiał się, że masowe protesty lub niewysłanie wojsk oznaczałoby, że Polska podzieliłaby los Czechosłowacji. Dziś wiemy, że były to obawy niezasadne. Z ówczesnej perspektywy prymas, głęboko doświadczony w latach stalinizmu, znalazł argumenty za bardziej ostrożną postawą.
PAP: Jaki jest stan wiedzy współczesnych Czechów i Słowaków na temat udziału polskich żołnierzy w agresji oraz poparcia, jakiego Polacy udzielali im w 1968 r.?
Dr Łukasz Kamiński: W ostatnich ponad dwudziestu latach zmieniło się bardzo wiele. Sam pamiętam, że gdy w 1990 r. po raz pierwszy byłem w Jičínie, czyli miejscu wspomnianej tragedii z 7 września, wyczuwalna była bardzo silna niechęć wobec Polaków.
Dziś jednak większość społeczeństw czeskiego i słowackiego zdaje sobie sprawę, że udział w inwazji nie był decyzją Polaków, lecz polskich komunistów, a przede wszystkim Moskwy. Większość Czechów i Słowaków nie obwinia narodu polskiego. Dla relacji polsko-czeskich w ostatnich dwudziestu latach bardzo zasłużyli się czescy historycy, szczególnie Petr Blažek, którzy spopularyzowali w Czechach postać Ryszarda Siwca, który 8 września dokonał samospalenia podczas dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Jego osoba jest już tam bardzo znana.
Dziś patrzy się więc na wydarzenia 1968 r. głównie przez pryzmat ówczesnej solidarności Polaków z Czechami i Słowakami, a nie udziału LWP w inwazji, który był decyzją niesuwerennych władz PRL. Warto też pamiętać, że doświadczenie interwencji bardzo zmieniło stosunek Polaków do Czechów. Przezwyciężony został negatywny stereotyp Czecha. Myślę, że dzisiejsze głębokie zainteresowanie kulturą, literaturą i kinematografią Czech jest związane z tamtym doświadczeniem, i to także wpływa na postawę Czechów wobec Polaków.
PAP: Jak we współczesnej historiografii czeskiej i słowackiej jest oceniany sam Alexander Dubček?
Dr Łukasz Kamiński: To postać kontrowersyjna. Dotyczy to zarówno oceny badaczy, jak i społeczeństwa. Jest to związane nie tylko z jego postawą w czasie interwencji, lecz i później.
Pamiętajmy, że w nocy z 20 na 21 sierpnia Dubček został aresztowany przez sowieckich komandosów i wywieziony do Legnicy, a następnie na Ukrainę. Nadawało mu to status bohatera, ale później podpisał tzw. protokół moskiewski, który był swoistą kapitulacją Praskiej Wiosny. Można więc powiedzieć, że to jego rękami spacyfikowano protesty Czechów i Słowaków. Gdy przestał być szefem partii komunistycznej, był jeszcze przez jakiś czas przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego i to jego podpis widnieje na głównej ustawie represyjnej skierowanej przeciwko obrońcom Praskiej Wiosny.
Aż do 1989 r. nie angażował się w jakiekolwiek inicjatywy polityczne. Po aksamitnej rewolucji powrócił w wielkiej chwale, ale już wówczas wokół niego pojawiały się liczne kontrowersje. Kilka miesięcy temu na ekrany czeskich kin wszedł film poświęcony jego postaci, który przywrócił dyskusję na temat Dubčeka. Bez wątpienia nie jest to jednoznaczny bohater roku 1968.
PAP: Czy rozpad Czechosłowacji sprawił, że drogi historiografii dwóch nowych państw rozeszły się, czy raczej wciąż jest to wspólna narracja o roku 1968?
Dr Łukasz Kamiński: W postawach historyków jest więcej elementów wspólnych niż dzielących. I w tym wypadku można jednak zauważyć istotne różnice.
Zauważmy, że bilans Praskiej Wiosny nie jest jednakowy z czeskiego i słowackiego punktu widzenia. Ważne dla Czechów reformy zostały w całości wycofane, natomiast federalizacja państwa i większe równouprawnienie jej podmiotów zostało zachowane. To jedyna trwała zmiana wywołana przez Praską Wiosnę. Można powiedzieć, że Słowacy nieco zyskali na roku 1968. Jest to widoczne w podejściu historiografii obu państw. Znacznie większe różnice występują w pamięci historycznej obu społeczeństw. Interwencja Układu Warszawskiego jest bardziej istotnym doświadczeniem dla Czechów niż Słowaków. Rok 1968 jest dużo bardziej pamiętany w Czechach.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)