90 lat temu 26 lipca 1928 r. w Nowym Jorku urodził się Stanley Kubrick, twórca m.in. "Mechanicznej pomarańczy", "2001: Odysei kosmicznej", "Spartakusa", "Lśnienia", "Full Metal Jacket", "Lolity" i "Doktora Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę". Zmarł 7 marca 1999 r.
PAP: Co dziś przekonuje publiczność do filmów Stanley'a Kubricka, który swój ostatni obraz, czyli "Oczy szeroko zamknięte" wyreżyserował prawie 20 lat temu?
Rafał Syska: Odpowiedź jest stosunkowo łatwa - filmy Kubricka prawie w ogóle się nie zestarzały, wciąż pozostają atrakcyjne i kultowe. Kubrick od początku wykuwał pozycję reżysera osobnego, mającego ogromną umiejętność wciągania publiczności we własne światy. To publiczność przekonywało i wciąż do niego przekonuje.
PAP: A czy są jakieś elementy jego twórczości, na których czas odcisnął piętno?
Rafał Syska: Gdybym miał mówić o filmach Kubricka, które zestarzały się lub straciły na swojej aktualności, to w zasadzie ciężko byłoby takie wskazać. Najbardziej powinna zestarzeć się ich technologiczna warstwa, ale Kubrick uczynił ją tematem swoich filmów. W związku z tym starzeje się w inny sposób, niż gdyby traktowana była użytkowo, służyła tylko do opowiedzenia historii. U Kubricka technologia zawsze była tematem fabuł, źródłem lęku i fascynacji.
PAP: Mówimy o technologii, a tymczasem Kubrick wydaje się być twórcą operującym przede wszystkim alegorią?
Rafał Syska: Z pewnością był reżyserem, które swoje historie opowiadał w alegoryczny sposób. Ale nie były to proste metafory, odnoszące się na przykład do konkretnego wydarzenia politycznego. W swoich filmach próbował uchwycić zmiany cywilizacyjne, opisywać pewne ponadczasowe dążenia czy problemy. I kiedy oglądamy na przykład "2001: Odyseję kosmiczną", to widzimy alegoryczną opowieść, wyrastającą z mitologii, będącą zbiorem pewnego rodzaju archetypów, a zarazem wpisującą się w wizję nowoczesnego, czy nawet futurystycznego świata. I dzięki temu - uniwersalną.
PAP: A które z jego filmów - oprócz wspomnianej "2001: Odysei kosmicznej" - zachowały największą aktualność?
Rafał Syska: Można wymienić film "Barry Lyndon", będący opowieścią o konflikcie jednostki z systemem, który odebrał tytułowemu bohaterowi jakąkolwiek szansę na osiągnięcie szczęścia. Jest on z jednej strony postacią pełną różnego rodzaju napięć, namiętności; chęci wzbogacenia się, zrobienia kariery, znalezienia miłości - którą zresztą później traci, więc ogromnie cierpi z tego powodu. Z drugiej strony trwa wojna, która stanowi najbardziej doskonały dla Kubricka sposób organizowania tkwiących w człowieku dążeń do przemocy. Podobną sytuację mamy w "Full Metal Jacket", opowiadającym o wojnie w Wietnamie. W zasadzie każda z tych przedstawionych sytuacji jest tak bardzo możliwa do oderwania od kontekstu historycznego, w którym została osadzona, od realiów konfliktu, który przedstawia, że nadaje się w łatwy sposób do przełożenia na wszelkie inne płaszczyzny, także współczesne. W każdym z tych obrazów mamy do czynienia z bardzo uniwersalną prawdą o człowieku, ludzkości, cywilizacji i społeczeństwie.
PAP: Czy w związku z tym można Kubricka nazwać moralizatorem?
Rafał Syska: Kubrick był głębokim humanistą, do tego stopnia, że był w stanie pogodzić się nawet z tym, że człowiek zdolny jest do różnego rodzaju nikczemności czy okrucieństwa, tak jak widzimy to w "Mechanicznej pomarańczy". Ale jest on czymś ludzkim, namiętnym, unikatowym. I ten niesentymentalny humanizm jest stałym motywem w jego twórczości, najważniejszym i dominującym. I zawsze to przywiązanie do jednostki - nawet jeśli pokazana jest ona w prześmiewczy, groteskowy, niekiedy nawet krytyczny sposób - jest ogromną siłą filmów Kubricka. Moralność stanowi zwykle funkcję czasu, bo wybieramy takie zasady etyczne, które dla danego czasu, okresu historycznego czy kontekstu są najbardziej użyteczne. A Kubrick się od tego separował i starał się tworzyć jak najbardziej uniwersalne opowieści o generalnych prawdach.
PAP: Wróćmy jeszcze do technologii, którą Kubrick wydawał się postrzegać jako zagrożenie. Czy dziś - gdyby żył i tworzył - mógłby realizować filmy czy seriale takie jak "Black Mirror", opowiadające o niedalekiej przyszłości, w której technologia wymyka się spod kontroli człowieka?
Rafał Syska: Jeśli przyjrzymy się sekwencji wprowadzającej do "Odysei kosmicznej", w której człekokształtne małpy zaczynają posługiwać się narzędziem i prawie od razu przekształcają je w narzędzie przemocy i zadawania śmierci, a do tego momentu prześledzimy całą historię ludzkości, to układa się ona w bardzo spójną opowieść o tym, że ciągle chcemy powiększać swoje terytorium. Chcemy rozwijać swoje możliwości, ale tak naprawdę zależy nam na wzmacnianiu władzy, pokonaniu przeciwnika i dominacji.
Pytanie, które stawia Kubrick jest zasadnicze - czy technologia jest czymś, nad czym w pewnym momencie stracimy kontrolę i stanie się niezależnym od nas, świadomym bytem, tak jak w "Odysei kosmicznej", czy wcześniejszym "Doktorze Strangelove"... Czy też jest tak, że technologie, które Kubrick pokazuje są niczym innym jak tylko zewnętrzną emanacją tkwiących w nas popędów...
PAP: W którym z filmów Kubricka widać to najwyraźniej?
Rafał Syska: U Kubricka technologia była owocem naszych tęsknot, pożądań, namiętności, także lęków. Wytwarzamy przecież technologie obronne - jak w "Doktorze Strangelove", gdzie konieczna jest obrona przez inwazją Związku Sowieckiego, ale w pewnym momencie ta technologia zaczyna być zagrożeniem. Zaczyna wykorzystywać autodestrukcyjne namiętności jednostki i przez to jej zagrażać. To jest coś absolutnie współczesnego. Dzisiaj mamy do czynienia z technologią, która jest tak wszechogarniająca, tak intensywnie zawłaszczająca nasze życie, że Kubrick byłby rewelacyjnym portrecistą tego świata.
PAP: Zatem Kubrick stawiał diagnozy czy raczej formułował hipotezy?
Rafał Syska: Kubrick na pewno nie chciał dawać oczywistych recept. Nigdy nie widziałem w żadnym w jego filmów jednoznacznego przesłania, które można byłoby w łatwy sposób wykorzystać do rozwiązania naszych problemów. Oczywiście diagnozował, nasycał filmy historiozoficzną refleksją, abstrahował - moim zdaniem - od sytuacji zewnętrznej, jednostkowej, i starał się lokować swoje filmy w szerokim kontekście. Nawet jeśli jesteśmy w stanie wskazać jakieś konkretne wydarzenia historyczne, bądź ówczesne bolączki, to Kubrick nigdy nie tworzył filmów, które byłyby prostymi rozwiązaniami bieżących problemów. Raczej starał się - co stanowi o jego sile - pokazać, że te problemy, które dostrzegamy na co dzień, nie są niczym nowym - są czymś normalnym i zwyczajnym. Czymś, co definiuje człowieka i stosunki społeczne.
PAP: Czy w twórczości współczesnych reżyserów dostrzega pan dzisiaj inspiracje Kubrickiem?
Rafał Syska: Myślę, że można tutaj mówić raczej o fascynacji, między innymi dlatego, że Kubrick był reżyserem bardzo osobnym, fenomenalnym, jeśli chodzi o język filmu, organizowanie przestrzeni, budowanie pewnego rodzaju sztuczności, która z jego dzieł emanuje wręcz w ceremonialny sposób. Zatem naśladowanie go jest w zasadzie niemożliwe. Ale myślę, że w twórczości Christophera Nolana (autor m.in. "Mrocznego rycerza", "Incepcji" i "Dunkierki" - PAP) odnaleźć można taką inspirację. Tworzy bowiem dzieła, które mają uroczysty, pełen wzniosłości charakter, a zarazem stanowią gigantyczne przedsięwzięcia inscenizacyjne. Ogromną rolę odgrywa w nich to samo, co u Kubricka, czyli wielka dbałość o technologię precyzję, która "schładza" emocje każdego filmu i nadaje mu pewien rodzaj zuniwersalizowanego patosu.
Rozmawiała: Nadia Senkowska (PAP)