Gdy Niemcy wygrywały I wojnę światową, Ukraina wyrastała na najważniejsze państwo Europy Wschodniej. Dopiero porażka Berlina sprawiła, że nad Dniestrem pomyślano o przyjaznych relacjach z Polską.
GazetaPrawna.pl
To, jak w tym roku prezydenci Polski i Ukrainy obchodzili rocznicę rzezi na Wołyniu, pokazuje stan relacji między obu państwami. Na szczeblu rządowym praktycznie przestały one istnieć. Winę za ten stan ponoszą Warszawa i Kijów – przy czym w obu stolicach nastąpiła zadziwiająca ucieczka od rzeczywistości w stronę złudzeń.
Pod rządami PiS odrzucono program wspierania za wszelką cenę ukraińskiej niepodległości, którego wielkim zwolennikiem był prezydent Lech Kaczyński. Za priorytet uznając odkłamanie prawdy o ludobójstwie popełnionym na Polakach przez UPA. Jednocześnie domagamy się od Kijowa zaprzestania gloryfikowania Stepana Bandery i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Dzieje się to w momencie, kiedy polskie postulaty znaczą coraz mniej. Prezydent Petro Poroszenko uznał przecież Berlin za głównego gwaranta ukraińskiej niepodległości. Natomiast relacje z III RP traktuje jako rzecz marginalną.
Kilka lat temu było nie do pomyślenia, by w rocznicę rzezi wołyńskiej prezydent Ukrainy upamiętnił mieszkańców Sahrynia, zamordowanych w akcji odwetowej przez AK. Przystąpienie Kijowa do licytacji na ofiary sprawia, że trwające między obu krajami dyplomatyczne ochłodzenie może się już tylko pogłębić. Chyba że niemieckie wsparcie dla Ukrainy znów okaże się złudzeniem rozwianym przez wielkie interesy mocarstw, takie choćby jak gazociąg Nord Stream 2.

Królestwo Kijowskie

Na dzisiejszych ziemiach ukraińskich jeszcze nikt nie myślał o niepodległości, kiedy w 1889 r. na łamach berlińskiego „Die Gegenwart” ukazał się wizjonerski artykuł Eduarda von Hartmanna. Ten filozof, a zarazem z zamiłowania politolog, postawił tezę, iż II Rzesza musi dążyć do oderwania od Rosji ziem małoruskich ze stolicą w Kijowie (tak nazywanych w odróżnieniu do Wielkiej Rusi ze stolicą w Moskwie). Powstanie „Królestwa Kijowskiego”, zdaniem von Hartmanna, oznaczałoby złamanie dominacji Rosji w Europie Wschodniej. Jednocześnie Niemcy zyskiwałyby sojusznika mogącego trwać jedynie dzięki protektoratowi Berlina. „Artykuł wywołał pewien rezonans polityczny. W Berlinie, Wiedniu i Sankt Petersburgu przypuszczano, że jego powstanie zainspirował sam Otto von Bismarck.
Tak czy inaczej, kwestia ukraińska zyskała specjalny wydźwięk ze względu na możliwość wojny Niemiec i Austrii z Rosją” – pisze Jarosław Hrycak w „Historii Ukrainy 1772–1999”. Najmocniej treścią artykułu przejęli się Rosjanie, który zareagowali w tradycyjny dla siebie sposób – nasilili represje wobec osób kultywujących język, kulturę czy tradycje ukraińskie. Z racji bliskości językowej i kulturowej rusyfikowanie ziem położonych nad Dnieprem i Donem udawało się znakomicie. Inaczej sytuacja wyglądała po drugiej stronie granicy – w Galicji Wschodniej. Dopóki Polacy spiskowali przeciwko Habsburgom, ci wspierali ludność ukraińską.
Zmieniło się to po klęsce Austrii w wojnie z Prusami. W 1866 r. cesarz Franciszek Józef dla ratowania monarchii postanowił porozumieć się z Węgrami na zasadach pełnego równouprawnienia, a Polakom zaofiarował szeroką autonomię oraz uznanie kwestii ukraińskiej za sprawę znajdującą się w gestii rządu Galicji. To natychmiast przyniosło próby polonizowania miejscowej ludności ukraińskiej. Tym razem Austriacy nie podsycali konfliktu, lecz starali się go łagodzić, widząc w nim zagrożenie dla jedności monarchii Habsburgów. Pod patronatem Wiednia w 1890 r. doszło w sejmie galicyjskim do zawarcia ugody między posłami polskimi a ukraińskimi. Dzięki niej na Uniwersytecie Lwowskim utworzono ukraińską katedrę historii, zaczęły też powstawać gimnazja i szkoły powszechne (ponad 3 tys.), w których zajęcia prowadzono w języku rodaków Bohdana Chmielnickiego. Dzięki temu w ciągu zaledwie dwóch dekad nastąpił w Galicji ukraiński renesans narodowy. Nacja, której kultura przetrwała głównie wśród chłopstwa, szybko zyskiwała intelektualną elitę marzącą o własnym państwie.
Postulat ten uznawali za bardzo interesujący też Niemcy. „Kto rządzi Kijowem, ten posiada klucz do Rosji” – napisał w 1897 r. Paul Rohrbach. Publicysta specjalizujący się w tworzeniu nowych koncepcji dla polityki zagranicznej II Rzeszy reaktywował idee von Hartmanna, podkreślając, iż stają się one coraz bardziej aktualne. Rządzone przez cesarza Wilhelma II Niemcy zostały okrążone przez sojusz rosyjsko-francuski, co w razie wojny oznaczało walkę na dwóch frontach. Dla Rohrbacha było oczywiste, że najprostszym sposobem wyjścia z opresji jest doprowadzenie do oderwania Małorusi od Wielkiej Rusi. Podobnie rzecz postrzegano w Wiedniu. Bo Petersburg wspierał Serbów, chcąc wyrwać Bałkany z rąk Austro-Węgier, a przy okazji rozbić monarchię Habsburgów. Dla cesarza Franciszka Józefa niepodległa Ukraina oznaczała powstanie państwa buforowego, oddzielającego jego słabnący kraj od wroga.
Ta polityczna układanka miała jeden słaby punkt. Nowoczesny naród ukraiński kształtował się jedynie tam, gdzie chroniła go protekcja Habsburgów. „Jednak w przeciwieństwie do Galicji, gdzie wszystkie partie ukraińskie głosiły opcję niepodległościową, na gruncie wschodniej Ukrainy postulat politycznej niezależności nie przyjął się – zauważa Hrycak. – Ogółem w przededniu I wojny światowej, z powodu ciągłych zakazów i prześladowań, ruch ukraiński w imperium rosyjskim był bardzo słaby”.
Lider działającej w rejonie Naddnieprza Ukraińskiej Partii Rewolucyjnej oraz redaktor moskiewskiego czasopisma „Ukrainskaja żyzń” Symon Petlura zaraz po wybuchu wojny w lecie 1914 r. ogłosił deklarację, wzywającą wszystkich rodaków, by wiernie stali przy carze Mikołaju II. Przez następne lata wzorowo spełniali oni swój patriotyczny obowiązek wobec Imperium Romanowów.

Za cesarza i niepodległość

Dzień po wybuchu I wojny światowej w Galicji zaczęły powstawać ukraińskie siły zbrojne. „W ciągu trzech tygodni do Ukraińskich Strzelców Siczowych napłynęło ok. 28 tys. osób, reprezentujących wszystkie warstwy społeczne i zawody” – piszą Iwan Monolatij i Marta Walak w opracowaniu „Ukraińska i białoruska idea państwowa – próby urzeczywistnienia”. O takiej liczbie legionistów Józef Piłsudski mógł wówczas tylko marzyć. „Entuzjazm wielki – notował z zachwytem jeden z ochotników Mykoła Ugrin-Bezgrisznyj. – Każdy zrozumiał, że oto rozpoczyna się nowa epoka w historii całej Ukrainy od 1775 r. Oto naród ukraiński szykuje się do decydującego boju o wolność Ukrainy z orężem w dłoni”.
Ale Austriacy uznali, że powstanie ukraińskiej armii może zagrozić ich rządom i sprawić, iż Polacy zaczną opowiadać się po stronie Rosji. Dlatego ogłoszono trudności aprowizacyjne, po czym wydano broń jedynie 2,5 tys. chętnych. Strzelcy Siczowi, okrojeni do jednej brygady, bili się znakomicie przez następne lata wojny, zaś w Wiedniu zastanawiano się, co począć z ich aspiracjami. Cesarz Franciszek Józef z coraz większą aprobatą odnosił się do nalegań młodego krewniaka arcyksięcia Wilhelma Habsburga. Dwudziestolatek marzył o tym, żeby zostać królem Ukrainy. Cesarz zgodził się, żeby arcyksiążę w czerwcu 1915 r. objął dowództwo złożonego z ukraińskich żołnierzy 13 Pułku Ułanów. Młody Habsburg ujął podwładnych tym, że potrafił płynnie mówić w ich języku oraz pozwolił im nosić na ramieniu biało-żółte opaski. Ostentacyjne wspieranie niepodległościowych symboli przez Wilhelma Habsburga zyskało mu sporo sympatii wśród galicyjskich Ukraińców. Dostrzegł to po śmierci Franciszka Józefa w 1916 r. nowy cesarz Karol I Habsburg. W jego planach dualistyczna monarchia miała się przekształcić w federację równorzędnych państw. Jej nowe człony, obok Austrii i Węgier, miały stanowić Ukraina i Polska. W Kijowie na tronie zasiadałby Wilhelm, zaś królem Polski zostałby jego ojciec Karol Stefan z żywieckiej linii Habsburgów.
Te zamierzenia wzbudzały niepokój w Petersburgu. „Nic więc dziwnego, że główne ostrze rosyjskiego ataku na froncie południowo-zachodnim wymierzone było w Galicję” – zaznacza Jarosław Hrycak. Kluczowa dla ukraińskich marzeń o niepodległości prowincja dwukrotnie dostawała się w rosyjskie ręce. Najpierw w lecie 1914 r., a potem w czerwcu 1916 r. Za każdym razem Rosjanie niszczyli ukraińskie szkoły, kasy pożyczkowe, stowarzyszenia czy biblioteki. „Czego, panowie, chcecie, nadeszła właśnie najbardziej odpowiednia pora, aby raz na zawsze skończyć z waszą ukraińskością” – odparł minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Sazonow, gdy ukraińscy lojaliści zjawili się w Petersburgu, by błagać o litość dla rodaków w Galicji.
W tym samym czasie państwa centralne zafundowały Ukraińcom spore rozczarowanie. „Pod koniec 1916 r. zarówno orientacja proaustriacka, jak i prorosyjska obu grup ukraińskich przeżyła silny wstrząs. 5 listopada 1916 r. rządy austro-węgierski i niemiecki ogłosiły utworzenie niepodległego Królestwa Polskiego, składającego się z polskich ziem imperium rosyjskiego” – pisze Hrycak. Zaborcy oferowali Polakom własne państwo, a dla Ukraińców mieli jedynie obietnicę przyszłej autonomii ziem Galicji Wschodniej oraz terenów wydartych Rosji. Działania Niemców zupełnie skompromitowały rezydującą w Wiedniu Ogólną Radę Ukraińską, która miała stanowić zalążek przyszłego parlamentu i rządu. Sięgnięcie po kartę polską przez Berlin sprawiło, iż przewodniczący rady Kost Łewycki oraz inni ukraińscy lojaliści stracili swój autorytet w oczach rodaków. Poza tym jasnym się dla wszystkich stało, że w sojuszu państw centralnych Habsburgowie już nic nie mają do powiedzenia, bo wszystkie karty na wschodzie Europy rodzaje II Rzesza.

Plany i czyny

W Berlinie tymczasem coraz większym zainteresowaniem cieszyły się publikacje Paula Rohrbacha. Ten zaś uparcie powtarzał tezę o konieczności utworzenia państwa ukraińskiego ściśle związanego z Niemcami. Poza tym z każdym rokiem boleśniej odczuwano to, że państwa centralne odcięto od głównych dostawców zboża: Rosji i Stanów Zjednoczonych. W 1917 r. Niemcom zajrzał w oczy głód. „W przededniu I wojny światowej Ukraina, pozostająca pod władzą Rosji, produkowała ponad miliard pudów (ok. 16 mln ton) zboża. Liczba ta miała magiczną moc przyciągania” – zauważa Jarosław Hrycak. Jednak sytuacja na froncie zachodnim sprawiała, że II Rzesza musiała tam skupić większość swoich sił. Na porządkowanie Europy Wschodniej stale ich brakowało, aż do momentu, gdy Imperium Romanowów zaczęło samo chwiać się w posadach. Po rewolucji lutowej, gdy w Petersburgu (przemianowanym na Piotrogród) władzę przejął Rząd Tymczasowy, w Kijowie zawiązała się Ukraińska Centralna Rada. Dotąd lojalistyczne wobec cara stowarzyszenia i partie, wzorem galicyjskich współbraci, coraz odważniej przemyśliwały o stworzeniu własnego państwa.
Przy czym nawet najbardziej przebojowy z grona przywódców rady Symon Petlura zachowywał daleko idącą ostrożność. Dlatego w wydanym w czerwcu 1917 r. uniwersale proklamowano jedynie autonomię Ukrainy. Gdy zaś w Kijowie zjawił się premier Rządu Tymczasowego Aleksander Kiereński, ukraińscy przywódcy zadeklarowali lojalność wobec władz w Piotrogrodzie. Nie mieli zresztą wielkiego pola manewru z racji własnych słabości. Choć mieszkańcy ukraińskich ziem poczuwali się do etnicznej jedności, to na co dzień pozostawali podzieleni i skłóceni. Na wsiach rosnące grono zwolenników zyskiwali komuniści, obiecujący wywłaszczenie obszarników. W mniejszych miastach popularnością cieszyli się anarchiści, zapowiadający likwidację rządów burżuazji.
Sytuację radykalnie zmienił bolszewicki przewrót w Petersburgu. Na wieść o nim Ukraińska Centralna Rada proklamowała powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL). W odpowiedzi bolszewicy ruszyli na Kijów. Gdy ten padł w lutym 1918 r., wysłannicy Włodzimierza Lenina nie mieli litości dla nikogo, kto miałby cokolwiek wspólnego z „odchyleniami mazepińskimi”. Imieniem hetmana Iwana Mazepy, który za rządów cara Piotra Wielkiego próbował oderwać Ukrainę od Rosji, komuniści nazwali jedną z największych w ich oczach zbrodni. Za cokolwiek z nią wspólnego rozstrzeliwano. Już w pierwszych dniach po zajęciu Kijowa czerwonoarmiści dokonali egzekucji ponad 5 tys. osób. Podobne rzezie urządzano w innych miastach.
W tym czasie trwały w Brześciu Litewskim negocjacje prowadzone przez przedstawicieli państw centralnych z wysłannikiem Rady Komisarzy Ludowych Lwem Trockim. Bolszewicy chcieli zakończenia wojny, by wszystkie swoje siły skupić na walce o władzę. Przykrą niespodziankę sprawiło im więc pojawienie się w Brześciu przedstawicieli URL, chcących prosić Berlin o opiekę. Niemcy natychmiast skorzystali z okazji. W zamian za obietnicę powstania niepodległej Ukrainy zażądali dostaw zboża, mięsa i węgla. Na zachętę w podpisanym 9 lutego 1918 r. traktacie nazwanym „pokojem chlebowym” dorzucono Ukraińcom całą Chełmszczyznę i część Podlasia.

W objęciach Kaisera

Niemiecko-ukraińskie ustalenia w Brześciu równie mocno zaszokowały Rosjan i i Polaków. Trocki oświadczył, że takiego pokoju nie podpisze, po czym wyjechał. Paradoksalnie ten jeden raz takie samo zdanie mieli wszyscy białogwardyjscy generałowie walczący z bolszewikami. Równie oburzona była rezydująca w Warszawie Rada Regencyjna, której wysłanników nie dopuszczono w Brześciu do udziału w rokowaniach.
„Pokój chlebowy” sprawiał, iż Ukraińska Republika Ludowa terytorialnie ponad czterokrotnie przewyższała utworzone w 1916 r. Królestwo Polskie. Czarę goryczy przelewała utrata Podlasia i Chełmszczyzny. Spontaniczne protesty ogarnęły wszystkie ziemie zamieszkane przez Polaków. „Stanęło zupełnie wszelkie życie na całym obszarze Galicji. Stanęły wszystkie koleje, stanęła też praca w urzędach, fabrykach, zakładach” – zapisał w pamiętniku Wincenty Witos. „W każdym mieście, miasteczku, wsi odbywały się masowe wiece i demonstracje” – relacjonował.
Protesty Polaków wiele by nie dały, gdyby nie cesarz Wilhelm II. Jak na władcę z wielkimi ambicjami przystało, potrafił tworzyć wizje mające przynieść radykalne zmiany na mapie świata, lecz nie przykładał wagi do szczegółów decydujących o powodzeniu tych planów. W przypadku sprawy ukraińskiej błędy popełniano seryjnie, choć początkowo nic tego nie zapowiadało. 17 lutego 1918 r. cesarz wydał rozkaz rozpoczęcia ofensywy na froncie wschodnim. Armia Czerwona poszła w rozsypkę i wkrótce niemieckie wojska były w Kijowie. Jednak Kaiser zdawał sobie sprawę, że musi jak najszybciej przerzucić siły na front zachodni, nim armia USA wyląduje w Europie. Jedynie wówczas ofensywa, mogąca zmusić Francję do zawarcia pokoju, miała szansę powodzenia. Przyjął więc ofertę przerażonego Lenina, który godził się oddać II Rzeszy olbrzymie obszary Rosji wraz z całą Ukrainą w zamian za pokój.
Traktat podpisano w Brześciu już 3 marca 1918 r. Po czym Wilhelm II zaczął porządkować Europę Wschodnią wedle własnych wyobrażeń, które nie przystawały do realiów tej części kontynentu. Ponieważ rząd URL nie potrafił wywiązać się z obiecanych dostaw żywności, jej rekwizycją zajęła się niemiecka armia, która swoją brutalnością wzbudzała powszechną nienawiść. Poza tym cesarz nie znosił ludzi mających cokolwiek wspólnego z ideami socjalistycznymi, takich jak Petlura. Pod koniec kwietnia 1918 r. dowodzący niemieckimi siłami na Ukrainie gen. Hermann von Eichhorn na polecenie Sztabu Generalnego obalił rząd URL. Na jego miejsce wyniósł do władzy gen. Pawło Skoropadskiego. Wysuwaną przez Wiedeń kandydaturę Wilhelma Habsburga zdecydowanie odrzucono, bez oglądania się na jego polityczne atuty.
Skoropadski nie podzielał niepodległościowych aspiracji rodaków. Po tym jak mianował się hetmanem Ukrainy (nawiązując tak do tradycji Chmielnickiego i Mazepy), oświadczył w wywiadzie prasowym, iż: „Moja ojczyzna nie powinna stać się gruntem dla socjalistycznych eksperymentów”. Jasno wskazując, kogo uważa za głównego wroga. Wywodzący się z arystokratycznej rodziny generał wkrótce przestał nawet ukrywać, że jego marzeniem jest odbudowa Imperium Romanowów z Ukrainą jako jego centralną częścią. Kijów stał się schronieniem dla uciekającej przed komunistami rosyjskiej arystokracji. Z nadania hetmana Rosjanie opanowywali kolejne urzędy. „Znany jest przypadek ogłoszenia strajku przez urzędników ministerialnych (…) broniących języka ukraińskiego przez rusyfikatorskimi zapędami ministra” – opisuje Jarosław Hrycak.
Nic dziwnego, że zwykli obywatele zaczęli uważać Skoropadskiego i jego faworytów za okupantów. Dostrzegł to też Lenin. Z polecenia wodza rewolucji na początku lipca 1918 r. odbył się w Moskwie zjazd założycielski Komunistycznej Partii (bolszewików) Ukrainy. Nowo powstałą partią kierował urodzony w guberni kijowskiej Rosjanin, przyszły szef wywiadu Armii Czerwonej Jurij Piatakow. Zaś celem działania organizacji stało się pozyskanie Ukraińców dla idei stworzenia Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Rad.

Wschód bez Niemców

Pomimo licznych tekstów Rohrbacha o tym, jak Niemcy mogliby z korzyścią dla siebie urządzić Europę Środkową, w Berlinie mało kto dostrzegał popełniane błędy. W otoczeniu cesarza i w Sztabie Generalnym dominowały prymitywne tezy o konieczności maksymalnej eksploatacji zasobów Europy Wschodniej, bez oglądania się na reakcje mieszkańców.
Wystarczyło zaledwie kilka miesięcy i Niemcy z wyzwolicieli stali się dla Ukraińców najbardziej znienawidzonym wrogiem. „Latem 1918 r. przez gubernie kijowską i czernihowską przetoczyła się wielka fala powstania chłopskiego pod przywództwem eserów i bolszewików. Innym ogniskiem zbrojnego oporu wsi stały się okolice Hulajpola na Jekaterynosławszczyźnie, gdzie powstańcami dowodził anarchista Nestor Machno” – opisuje Jarosław Hrycak.
Jednocześnie na froncie zachodnim alianci pod wodzą Amerykanów przystępowali do ofensywy. Klęska II Rzeszy stawała się nieuchronna. To z kolei oznaczało rychły koniec hetmana Skoropadskiego. Wprawdzie próbował on jeszcze prosić o protektorat państwa ententy, lecz na Zachodzie los faworyta Niemców nikogo nie obchodził. Trzy dni po podpisaniu zawieszenia broni między aliantami a II Rzeszą 14 listopada 1918 r. doszło w Kijowie do przewrotu. Władzę ponownie przejęli byli przywódcy Ukraińskiej Republiki Ludowej. Po jej reaktywowaniu rządy próbował sprawować pięcioosobowy Dyrektoriat. Najważniejszą tekę szefa sił zbrojnych przejął w nim Symon Petrula.
Młode państwo, które z powodu niemieckich decyzji i rządów Skoropadskiego nie miało szansy okrzepnąć, od razu znalazło się w sytuacji beznadziejnej. Na zachodzie wszczęło wojnę z Rzeczpospolitą o Lwów i Galicję, gdy ze wschodu już nadciągała Armia Czerwona. Pod jej osłoną 28 listopada 1918 r. ogłoszono w Kursku powstanie Tymczasowego Robotniczo-Chłopskiego Rządu Ukrainy. Po rozpoczęciu przez komunistów ofensywy na Kijów władze URL wypowiedziały wojnę bolszewickiej Rosji, ale ten gest wobec przewagi wroga nie miał większego znaczenia. W dniu 5 lutego 1919 r. Armia Czerwona wkroczyła do Kijowa. Słabe państwo czekała zagłada.
Zdając sobie z tego sprawę, Symon Petrula, po tym jak objął funkcję prezesa Dyrektoriatu URL, postanowił zakończyć wojnę z Rzeczpospolitą. Wkrótce oba młode państwa podjęły wspólnie walkę z najniebezpieczniejszym wrogiem. Znienawidzeni Polacy okazywali się ostatnim, możliwym sojusznikiem dla niepodległej Ukrainy.