W Szwecji, która niekoniecznie jest krainą powszechnego szczęścia, ponad połowa obywateli - najwięcej na świecie - mieszka sama. Jedna czwarta z kolei samotnie umiera. Niektórzy Szwedzi sądzą, że ich krajan "zaślepiło dążenie do samodzielności". Innych - mimo wszystko - cieszy, że nadal sami mogą być swoim najważniejszym projektem.
Czasem przełomu był dla Szwedów rok 1972. Wtedy szwedzka partia socjalistyczna opublikowała manifest "rodzina przyszłości". Koncepcja inżynierii społecznej zakładała m.in. wyzwolenie się kobiet spod władzy mężczyzn, uniezależnienie osób starszych od dobrej woli dorosłych dzieci oraz przyznanie pełnych praw i opieki państwa najmłodszym. Socjaliści dążyli do wyzwolenia od relacji rodzinnych i rozwijania się jednostek niezależnie od innych ludzi. Dziś - jak zapowiada dystrybutor filmu, firma Agains Gravity - wydaje się, że te postulaty udało się zrealizować, ale pojawiły się nowe problemy.
Zdjęcia do "Szwedzkiej teorii miłości" realizowano m.in. w największym banku nasienia na świecie, w którym przechowywane jest 170 litrów spermy. Jego założycielem jest Ole Schou, który w filmie opowiada o pomyśle na biznes. "Nie miałem pojęcia o plemnikach, ale przyśnił mi się sen. Śniły mi się zamrożone w lodzie plemniki" - mówi.
Obecnie - jak podaje Erik Gandini, reżyser dokumentu - połowa klientek banków spermy to samotnie żyjące Szwedki, które chcą mieć dziecko, ale nie chcą być w związku. Wolą "spotkania z ludźmi od czasu do czasu" i "tworzenie rodziny w pojedynkę". By zajść w ciążę muszą jedynie złożyć zamówienie w internecie, wybrać datę i adres dostawy, podać numer karty kredytowej i poczekać na dowóz nasienia. Następnie mogą dokonać "domowej inseminacji". W tym celu należy ogrzać probówkę w dłoniach, przyjąć pozycję - najlepiej z nogami w górze, itd. Jak mówią przyszłe matki, to proste "tak samo jak w tradycyjnym wydaniu", albo nawet prostsze, bo nie wymaga obecności drugiej osoby.
Dr Erickssen, jeden z bohaterów filmu, zmęczony "szwedzkim ubóstwem duchowym", znalazł swoje miejsce w Etiopii, do której wyemigrował za żoną. "Tutaj zawsze jest się wśród ludzi" - podkreśla lekarz, który w prymitywnych warunkach leczy ludzi, używając do zabiegów m.in. szprych rowerowych i opasek samozaciskowych. O rodzinnym kraju mówi, że "coś w nim poszło źle".
Nhela, uchodźczyni z Syrii, swoje miejsce znalazła już jakiś czas temu. Obecnie pomaga odnaleźć je kolejnym uchodźcom przybywającym do Gusum, miasta oddalonego od Sztokholmu o ponad 200 km. Wyjaśnia im, jak "działa" Szwecja: że jej obywatele kochają krótkie odpowiedzi, że nie można się spóźniać, że małżeństwo to nie jest żaden pewnik.
W "Szwedzkiej teorii miłości" przedstawiono także "sanktuaria ciepła i międzyludzkich więzi w lesie", czyli komuny ludzi, którzy przez fizyczną bliskość realizują potrzebę drugiego. Członkowie grup - przytulający i głaszczący się - uważają, że szwedzkie społeczeństwo może im dostarczyć bezpieczeństwa, ale nie szczęścia. "System dobrobytu się o nas troszczy. Nie inni" - mówią.
Głos nt. szwedzkich pomysłów na szczęście zabrał także, zmarły w styczniu bieżącego roku, prof. Zygmunt Bauman. Socjolog zaznaczył, że jednej rzeczy państwo nie jest w stanie dać ludziom - bycia wśród innych. Podkreślił wagę życia we wspólnocie i socjalizacji. Świat online, jego zdaniem, "oczyszczony jest z ryzyka życia". Niezależność z kolei "odziera z umiejętności życia we wspólnocie". Tylko w niej, jak dodaje Bauman, można zrozumieć, że "człowiekiem można być na wiele sposobów".
"Alternatywa na walentynki" - reklamuje film dystrybutor.
"Szwedzką teorię miłości" można oglądać na ekranach wybranych kin od piątku.