Powstanie musiało wybuchnąć, bo mieliśmy już dość terroru Niemców w naszym mieście - mówi PAP Zbigniew Galperyn ps. Antek - weteran AK i żołnierz Powstania Warszawskiego. W czasie wojny "przekonał" dowódców, że jest starszy niż w rzeczywistości, bo chciał walczyć o wolną Polskę.

"Etos Powstania Warszawskiego, który przypominamy podczas kolejnych rocznic, wiąże się z ideą walki o wolność Polski. Nasze pokolenie było wychowywane i przygotowywane do tej walki i dlatego nic już nie mogło powstrzymać wybuchu Powstania latem 1944 roku" - ocenił Galperyn, weteran AK, który jest wiceprezesem Związku Powstańców Warszawskich. W czasie walk latem 1944 r. służył jako jeden z ponad 400-450 żołnierzy w Batalionie Chrobry I. Walczył m.in. na Woli i Starym Mieście; ranny został w Pasażu Simonsa - reducie blokującej Niemcom dostęp do Starego Miasta.

"Etos powstania wiąże się jeszcze z patriotyzmem, z oddaniem dla ojczyzny... Najcenniejsze jest życie, ale wszyscy chcieli walczyć i oddawali je w imię wolności ojczyzny" - podkreślił kombatant.

Powstanie Warszawskie, które wybuchło 1 sierpnia 1944 r., było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Mimo klęski, ogromnych strat wśród ludności cywilnej, a także zniszczonego miasta powstanie 1944 r. trwale weszło do pamięci Polaków, którzy od ponad 70 lat czczą jego bohaterów. "Mówią, że podczas powstania zburzona została Warszawa, ale przecież należy pamiętać, że w czasie powstania nie uległy zniszczeniu wszystkie budynki. Dopiero po jego zakończeniu specjalne ekipy niemieckie wyburzały i podpalały te, które ocalały z okresu powstania" - mówił Galperyn, przypominając, że Warszawa - w zamyśle Adolfa Hitlera, przywódcy III Rzeszy Niemieckiej - miała zostać starta z powierzchni ziemi.

"Antek", który w czasie okupacji niemieckiej (gdy wybuchła wojna miał zaledwie 10 lat) wraz z rodziną mieszkał w centrum Warszawy, pamięta krzywdy wyrządzone Polakom. "To było pięć lat okupacji i niesamowite bestialstwo Niemców w stosunku do Polaków i ziem zajętych przez Niemców było zupełnie inne niż w innych krajach" - powiedział dawny żołnierz AK.

Pomijając egzekucje lub łapanki, które kończyły się pobytem w obozach koncentracyjnych Galperyn wspomniał m.in. o odbieraniu Polakom odbiorników radiowych. Ich posiadanie było przez Niemców surowo zabronione ze względu na możliwość słuchania audycji nadawanych przez aliantów. Weteran podkreślił również masowe prześladowania wobec Żydów, w Warszawie stłoczonych w getcie, jak i pomoc niesioną im przez część Polaków. "A tylko w Polsce za pomoc udzielonej Żydom groziła kara śmierci" - przypomniał.

"To wszystko składa się na wielki terror, dlatego nic dziwnego, że po pięciu latach okupacji chcieliśmy walczyć o Polskę i o wolność" - podkreślił.

Weteran AK, który w przyszłym roku skończy 90 lat, opowiadał też PAP, że swoją konspiracyjną służbę rozpoczął jako harcerz, podobnie jak wielu innych młodych ludzi. "Byłem w Szarych Szeregach, co było zresztą związane ze szkołą tak jak u wielu osób, ale w 1943 roku chciałem dostać się do Armii Krajowej, tym bardziej, że w naszym mieszkaniu odbywały się (tajne) szkolenia. No oczywiście nie chcieli mnie przyjąć, bo byłem za młody" - mówił Galperyn i dodał, że udało mu się "przekonać" swoich dowódców, że jest starszy.

"Podałem, że się urodziłem rok wcześniej. Byłem młodym, wysportowanym tak, że nie budziło to żadnej wątpliwości i w niektórych dokumentach do dziś mam, że jestem z 1928 roku (w rzeczywistości z 1929 roku) i nawet legitymację AK-owską z czasów powstania mam na ten rok urodzenia. Wszystko inne - dzień i miesiąc - to się zgadzało" - wspominał kombatant.

"Myśmy w czasie okupacji wszyscy dojrzewali bardziej niż w normalnych czasach to się odbywa" - podkreślił.

Wspominając walki Galperyn zwrócił uwagę na rzadko upowszechniany fakt, że latem 1944 roku o Warszawę walczyło sporo cudzoziemców. Przypomniał m.in. Słowaków i dzieje ich 535. Samodzielnego Plutonu AK. Oddział ten powstał jeszcze w 1943 r. dzięki Słowackiemu Komitetowi Narodowemu, który działał w stolicy okupowanej Polski. "Wszyscy, którzy w czasie walk powstańczych chcieli się dołączyć, to myśmy ich przyjmowali, dlaczego nie?" - mówił weteran.

Jako wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich podkreślił też, że zrzesza on wszystkich, którzy walczyli latem 1944 r. - bez względu na rodzaj formacji wojskowej i jej polityczne umocowanie. "Bez względu kto do jakiej organizacji należał, czy Batalionów Chłopskich czy Armii Ludowej czy berlingowców, którzy przypłynęli z praskiej strony i byli po lewej strony Warszawy i walczyli ramię w ramię z Armią Krajową" - mówił Galperyn. Przypomniał, że na Powiślu jednego z dowódców żołnierzy z armii gen. Zygmunta Berlinga, który zginął w czasie walk, zastąpił dowódca AK.

Związek Powstańców Warszawskich zrzesza obecnie ok. 1,2 tys. osób. Na całym świecie - jak oszacował Galperyn - obecnie żyje mniej niż dwa tysiące powstańców; to m.in. ci, którzy nie wrócili do kraju po wyjściu z obozów jenieckich. "Ale w odróżnieniu od innych organizacji kombatanckich w szeregi naszego związku mogą wstępować wyłącznie ci, którzy walczyli, a nie ich rodziny, krewni" - podkreślił Galperyn. Dodał też, że obecnie powstańcy szybko odchodzą, ponieważ średnia ich wieku wynosi ok. 90 lat. "A 90 lat to już odpowiedni wiek" - dodał.