W wolnej chwili warto posłuchać tych płyt:
Barb Wire Dolls | Desperate | Motörhead Music/UDR/Warner: Wokalistka tej kapeli, o pseudonimie Isis Queen, wygląda trochę jak Blondie, gdyby chciała zostać gwiazdą punk rocka albo grunge’u. Dziki wizerunek Isis idealnie oddaje ducha muzyki jej zespołu Barb Wire Dolls. Z jednej strony jest dzika i pasują do niej dziurawe rajstopy, skóry, ćwieki i zbyt mocny makijaż. Z drugiej są tu melodie, które niekoniecznie nawołują do rebelii, a Isis potrafi zachować się przy mikrofonie delikatnie. Grecka kapela istnieje od paru lat i od początku słychać w ich graniu silne inspiracje grunge’em i punkiem przełomu lat 80. i 90. Barb Wire Dolls nie kopiują jednak bezmyślnie dźwięków i klimatu popularnych przed laty. Bije z nich za to szczerość, energia i punkrockowy czar. Nie inaczej jest na nowej płycie „Desperate”. Oczywiście łatwo powiedzieć, że te wszystkie dźwięki już dobrze znany, że BWD nie grają niczego nowego. Mimo to tym, którzy noszą koszulki The Cult, Stone Temple Pilots czy Ramones, BWD, powinno się spodobać. Jest surowo, dziko i bez mizdrzenia się czy ckliwego romantyzmu. Jak na solidny punk rock przystało. 30 września zagrają materiał na żywo w Warszawie.
Taco Hemingway | Wosk | Wydawnictwo własne: Wypuszczanie premierowych kawałków niespodziewanie i za darmo nie jest dzisiaj jakimś wyjątkowym wydarzeniem. Ani na świecie, ani u nas, szczególnie w rapowym świecie. Kiedy jednak niespodziewaną epkę wypuścił u nas bezpłatnie Taco Hemingway, zrobiło się o tym głośno, padły serwery strony z muzyką do ściągnięcia, zrobiło się gorąco w mediach społecznościowych. I słusznie, bo Taco to jedna z najciekawszych postaci na naszej scenie w ostatnim czasie, szczególnie na scenie hiphopowej. Taco pokazuje tu, jak doskonale potrafi być spostrzegawczy, i wyciąga z popkultury, także sprzed lat, i z młodzieżowych zachowań ciekawe rodzynki. Ukrywający się pod pseudonimami Rumak i Borucci producenci dokładają do tego gęste, mało imprezowe bity. Do tego gościnnie występuje Dawid Podsiadło, choć wypada to uznać raczej za miniepizod z kilkoma wygłaszanymi zdaniami. „Wosk” niewątpliwie zasługuje na uwagę, choć z drugiej strony bity specjalnie nie powalają, raczej starają się nie przeszkadzać i stają się tylko tłem dla słów Taco. Jeżeli wasze nastoletnie dzieci ich słuchają, nie bójcie się. Nie ma tu agresji i peanów na cześć używek. Jest ciekawy opis rzeczywistości.
Wild Beasts | Boy King | Domino/Sonic: Bardziej surowo, industrialnie i mrocznie niż na swoich poprzednich albumach brzmią Wild Beasts na najnowszym krążku „Boy King”. Oczywiście nie jest to jeszcze droga, którą dawno wydeptał Trent Reznor, ale to na pewno nie jest wesoły, słoneczny materiał. Choć z pozoru łatwo się przy ich nowych piosenkach bujać, to jak posłucha się ich dłużej, a przede wszystkim wniknie w dość ponure teksty, odkryje się mrok Wild Beasts. Brytyjski band używa tu elektroniki, mocno uderza w struny surowo ustawionych gitar, do tego dochodzi wysoki wokal, chwilami zahaczający nawet o płaczliwy ton a la Anohni. Całość tworzy dziwną mieszankę na pograniczu indie rocka, artrocka, momentami synthpopu. Całość doskonale wyprodukowana przez pracującego wcześniej z St. Vincent czy Swans Johna Congletona. „Boy King” nie od razu wpada w ucho w całości, ale szybko zaciekawia. Zyskuje z każdym przesłuchaniem, jakby dodając kolejne dźwięki w słuchawkach. Ciekawą drogę obrali Wild Beasts. Oby na ich trasie w najbliższym czasie znalazła się Polska.