„Dekalog” Kieślowskiego nie chce się zestarzeć. Dwadzieścia osiem lat od premiery ten sfilmowany kanon prawd wiary sam stał się kanonem – wielkiego kina
/>
Nowe wydanie „Dekalogu” na DVD zawiera dziesięć odcinków serialu po rekonstrukcji cyfrowej obrazu oraz remasteringu dźwięku, a wśród dodatków m.in. dokument o Kieślowskim – „Still Alive”. Niemal każdy ma własne, ulubione fragmenty „Dekalogu”: ukochane sceny, dialogi, twarze. Filmowa przypowieść Krzysztofa Kieślowskiego już dawno stała się bowiem dobrem wspólnym. Porażająca męka zabijania z „Dekalogu V”: śmierć rozpisana na sekundy, które wydają się trwać całe godziny. Ambiwalencja erotycznego przyciągania z „Dekalogu IV”. Powracające upiory przeszłości w „Dekalogu VIII”...
Przypomnijmy, że zbudowany z dziesięciu autonomicznych odcinków serial powstał w ciągu niespełna roku, w „Dekalogu” wystąpiły największe wówczas gwiazdy polskiego kina i teatru, a za zdjęcia odpowiadali wybitni operatorzy (m.in. Idziak, Zdort, Sobociński). Serial okazał się artystycznym triumfem, a sam Kieślowski z dnia na dzień stał się niekwestionowanym liderem współczesnego kina. Zagadkowe życie po życiu serialu wydaje się zresztą równie zajmujące, jak historia powstania filmowego dziesięcioksięgu. Kiedy w 1989 roku Telewizja Polska podpisała pierwszą zagraniczną umowę licencyjną na zakup serialu, nikt nie podejrzewał, że dekadę później „Dekalog” stanie się największym hitem eksportowym TVP w historii. Rozgrywające się w scenerii polskiego bokowiska historie moralnych, etycznych i psychologicznych zapętleń kilkudziesięciu bohaterów oglądali kinomani w Europie, Afryce, Azji, Ameryce Południowej; na Tajwanie, w Meksyku, Iranie czy Hongkongu.
Polska ulica drugiej połowy lat 80., którą tak wnikliwie opisali Piesiewicz i Kieślowski, musiała mieć kolor depresji. Niewidzialną barwę apatii, w której znużenie sąsiadowało z bliskim pewności przekonaniem, że taki stan będzie niezmienny. Bohaterowie „Dekalogu” są przypisani do tamtego czasu i miejsca, a jednak ich historie w sposób zaskakujący się zuniwersalizowały. Nadal nie wypełniamy przykazań, nie potrafimy pięknie żyć w brzydkim świecie.
Siła „Dekalogu” sięga jednak głębiej. Ten serial pokazał egzystencjalną szarpaninę człowieka, który nie potrafi zagrać o własną twarz. Zwyciężyć z maską. Dusi się nieustannie w strachliwych wycofaniach, pielęgnuje bezszelestność i dławi własną osobowość. Tymczasem indywidualność jest dolą – lub niedolą – każdego. Od początku autorzy tego projektu: Krzysztof Kieślowski oraz pomysłodawca i współscenarzysta „Dekalogu” Krzysztof Piesiewicz deklarowali, że od prawd religijnych zapisanych w dziesięcioksięgu Mojżeszowym dużo ważniejsze będą dla nich zawarte w dekalogu kwestie etyczne i zagadnienia natury moralnej. Kieślowski mówił, że nakręcił ten film, ponieważ sam nie potrafił udzielić jednoznacznej i jasnej odpowiedzi na pytanie: po co żyjemy?
W „Dekalogu” Kieślowski z Piesiewiczem znakomicie zarejestrowali moment, w którym profanum decyduje o sacrum. Codzienność deprymuje świętość. Od jednego gestu, pojedynczej decyzji zależy, jak ułożą się nasze dalsze losy. W tej układance reżyser nie jest wszechwiedzącym, rozdającym nagrody i uśmiechy omnibusem. Przeciwnie, on także wątpi, zadaje pytania. Widz odnosi wrażenie, że niewidzialny narrator jest tak samo przestraszony światem jak bohaterowie – jak my. A jednak ów narrator wie, że istnieją pewne etyczne reguły, których należy przestrzegać. To może być uszanowanie dla życia i starości, miłość do bliźniego albo wiara w Boga. Dekalog oficjalny, który staje się dekalogiem prywatnym. Dziesięcioksięgiem przyzwoitości.
Telewizja (nie tylko polska) nigdy wcześniej nie mówiła o podobnych problemach w sposób tak przejmujący i artystycznie bezbłędny. W dziesięciu epizodach – tylu, ile jest przykazań – Kieślowski wyłożył sens praw ludzkich, które jakby przy okazji sąsiadują z prawami boskimi. Wspólne dla wszystkich tych sytuacji dramaturgicznych było uporczywe dobijanie się dobra. Ale tlące się w ludziach dobro zostało w filmie obwarowane mnóstwem fatalnych pokus, złych przyzwyczajeń, zatrutych emocji. Bo wszechogarniający banał zła – opisany od Heideggera po Lévinasa – jest przecież stale rosnącą amplitudą bezrefksyjnych społecznych nastrojów albo kondycji świata, w której brakuje refleksji metafizycznej. Tymczasem blokowisko z „Dekalogu” tylko pozornie jest światem bez Boga. Tajemnica losu jest przecież jedynym istotnym punktem odniesienia dla wielu jałowych starań bohaterów, ich beznadziejnych prób zrozumienia fenomenu miłości albo przekleństwa rozpaczy, a bijące bezinteresowną miłością serce ciotki, którą zagrała Maja Komorowska w pierwszym odcinku serialu, pokazuje, że Bóg to nie jest rytuał. Niejedno ma imię. To może być ta anonimowa dziewczyna, która w „Dekalogu III” w Wigilię jeździ na wrotkach po Dworcu Centralnym, albo smutna, ciężko chora pacjentka z „Dekalogu IX”, która śpiewem chce zagłuszyć prywatny, rozdzierający finał. Prawda wiary zawarta w „Dekalogu” jest bowiem przykazaniem miłości. Obowiązującym w życiu. I po śmierci.
Dekalog ukazał się na płytach DVD i Blu-ray nakładem TVP