„Luthor” to niezwykłe spojrzenie na Supermana oczami jego największego i najbardziej zaciekłego wroga.
Superman jest obrońcą ludzkości. Ale nie każdy chce w to wierzyć. „A jeśli zmieni zdanie?” – zastanawia się Lex Luthor. „Co jeśli… Dziś w nocy… Spojrzy na nas z góry i uzna, że nie jesteśmy zdolni decydować o własnym losie? Co będzie, jeśli jutro się obudzi z przekonaniem, że wie, co jest dla nas najlepsze? Że chronić świat to za mało, skoro może nim władać? Jedyna gwarancja, że tego nie zrobi, to jego słowo”. Ten krótki monolog multimilionera z Metropolis to jedno z najlepszych uzasadnień jego wrogości wobec Supermana w historii komiksu.
Album Briana Azzarello i Lee Bermejo – początkowo publikowany w wersji zeszytowej pod tytułem „Lex Luthor: Man of Steel”, skróconym dopiero na potrzeby wersji zbiorczej – to próba spojrzenia w głąb duszy arcywroga Supermana. Co sprawiło, że Luthor tak wielką nienawiścią pała wobec superbohatera? Dlaczego za wszelką cenę pragnie go zniszczyć lub przynajmniej udowodnić, że przybysz z planety Krypton wcale nie jest tak kryształowo czysty? Dlaczego tworzy własną superbohaterkę – Hope – która ma stanowić przeciwwagę dla działań Supermana? Czemu próbuje zawrzeć potajemny układ z Bruce’em Wayne’em? „Luthor” próbuje odpowiedzieć na wszystkie te pytania, ale najważniejsze z nich twórcy komiksu zadali jeszcze przed stworzeniem albumu. Szykując dla wydawnictwa DC projekt (przedrukowany na łamach zbiorczego wydania), zapytali: „Kim jest Lex Luthor? I, co ważniejsze, po co jest Lex Luthor”.
Podobne albumy to najlepsze, co ukazuje się pośród komiksów superbohaterskich. Nie chodzi nawet o jakość wykonania (choć tu scenariusz i ilustracje są na najwyższym poziomie), ale o podejście do heroicznej materii. O próbę zrozumienia i zdekonstruowania mitów o zamaskowanych herosach i refleksję na temat współczesnego świata, o spojrzenie na legendę Supermana (czy dowolnego innego herosa) z innej, nowej, zaskakującej perspektywy. O dostrzeżenie w czarno-białym podziale Dobro kontra Zło różnych odcieni szarości.
Zgodnie z założeniem albumu Superman jest tu postacią trzecioplanową. Pojawia się na kilku planszach, częściej oglądamy go z daleka, jako rozmazaną smugę czerwieni. Patrzymy na niego oczami Luthora: widzimy w nim nie człowieka obdarzonego emocjami, ale półboga, który w każdej chwili mógłby podporządkować sobie ludzi. Świetny scenariusz Azzarello sprawia, że zaczynamy też rozumieć poglądy Luthora. Łotr, jakiego znamy z innych komiksów o Supermanie, staje się postacią tragiczną, niczym bohater szekspirowskiego dramatu, świadomy, że jest skazany na klęskę, a przecież nie ustający w walce.
W oryginale „Luthor” ukazał się w 2005 roku, trzy lata później pojawił się podobnie skonstruowany „Joker” (również wydany w Polsce). Azzarello i Bermejo jeszcze raz dali dowód swojego kunsztu.