Oficerowie i damy czy może wolne związki i orgie? II RP buzowała od seksualnego napięcia – twierdzi Kamil Janicki w „Epoce hipokryzji”
Dziennik Gazeta Prawna
II Rzeczpospolita przypomina muchę zatopioną w bursztynie – obejrzana ze wszystkich stron, utrwalona w literaturze, filmie, historiografii, narodowej mitologii, stała się po trosze antykwaryczną osobliwością. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że zapamiętaliśmy ją fałszywie.
Czasy międzywojenne zdumiewają swoją intensywnością – w obrębie dwóch dekad wolności spotkały się dyktatura z demokracją, faszyzm z lewicowym idealizmem, katolicka ortodoksja z wolnomyślicielstwem, konserwatyzm z futurystycznym utopizmem, wielkomiejski kapitalizm z nędzą Trzeciego Świata. Ta krótka epoka, w zasadzie mgnienie oka, była epoką wysokiego napięcia: etnicznego, politycznego, społecznego. No i seksualnego, rzecz jasna.
„Epoka hipokryzji” Kamila Janickiego, świetnego popularyzatora historii, obraca bursztyn i podgląda muchę, że tak powiem, od spodu. Pisząc o seksie i erotyce w przedwojennej Polsce, Janicki w sumie nie odkrywa żadnej Ameryki – sumiennie korzysta ze źródeł medycznych, publicystycznych i literackich – ale całościowy obraz, jaki wyłania się z tego wywodu, przełamuje tabu. Autor stawia bowiem tezę, że II wojna światowa dramatycznie przerwała nie tylko linię życia polskiego społeczeństwa, lecz także dojrzewającą w nim rewolucję seksualną, rewolucję zachodzącą na wielu frontach: religijnym, obyczajowym, reprodukcyjnym. Rewolucję śmiałą, w wielu punktach śmielszą niż ta, która po kolejnym półwieczu przybyła do nas z Zachodu.
Dlaczego więc w tytule słowo „hipokryzja”? Dlatego, że owa rewolucja biła podskórnym nurtem, nieoficjalnie, na przekór. „W 1918 roku narodziła się nie jedna Polska, ale przynajmniej dwie” – powiada Janicki. – „Ta pruderyjna, a często także zakłamana. Polska, która zdelegalizowała domy publiczne i sutenerstwo, pozostawiając prostytucję i udając, że problemu nie ma. Ta, w której życie płciowe funkcjonowało wyłącznie w kategoriach grzechu, zboczenia lub przykrej konieczności. Oraz druga Polska – domagająca się, w ślad za Zofią Nałkowską, »całego życia«. Ale domagająca się go w wielu przypadkach bezładnie, roszczeniowo i bez żadnej kontroli. Dla idei wolnej miłości gotowa zaakceptować rozpad rodzin, krzywdę kobiet, a nawet przypadki pedofilii”. Czy to nam czegoś nie przypomina?
Wyidealizowawszy II RP, zapomnieliśmy, że przepracowała ona wiele lekcji, z którymi zmagamy się raz jeszcze, błądząc po omacku. Weźmy choćby sprawę homoseksualizmu: do gejów strzelano słowami również przed wojną, bo to łatwy cel. W endeckiej publicystyce uchodzili niejednokrotnie za Żydów albo (sic!) nazistów. Albo weźmy kwestię podziemia aborcyjnego: owszem, istniało w młodej Rzeczypospolitej, i owszem, z maniackim uporem twierdzono, że nie istnieje.
Polska międzywojenna włączyła się mimo to w nurt europejskiej modernizacji, która obejmowała także kwestie nowych odkryć w dziedzinie ludzkiej seksualności – na przykład epokowego odkrycia, że kobiety także przeżywają orgazm. Janicki zresztą świetnie pokazuje, jak zmieniał się erotyczny wizerunek kobiety w kulturze i dyskursie publicznym: od XIX-wiecznego wzorca dziewiczej cnotki (lub zdegenerowanej nierządnicy – bez żadnych stadiów pośrednich) po istotę wyzwoloną i świadomą swoich praw, uprawiającą seks bez zobowiązań i stosującą antykoncepcję. Podobną drogę przeszła sama antykoncepcja, jak również terapia chorób wenerycznych.
Ta książka – w gruncie rzeczy poważna, ale miejscami przezabawna – ma paru swoich cichych bohaterów. Stanisław Kurkiewicz (1867–1921), krakowski lekarz i pierwszy polski seksuolog (sam wolał określenie „płciownik”), szokował bezkompromisowością sądów, językowym dziwactwem („zwisak”, „samieństwo”, „merdanka” – proszę się domyślić, o co chodziło doktorowi), ale też trafnością intuicji i spostrzeżeń, które po latach powtórzą za nim bezwiednie – bo przecież raczej nie czytali jego prac – amerykańscy pionierzy seksuologii, Alfred Kinsey, William Masters czy Virginia Johnson. Holenderski ginekolog Theodoor Hendrik van de Velde (1873–1937) był autorem bestsellerowego – i błyskawicznie wpisanego przez Watykan na indeks – poradnika „Małżeństwo doskonałe” (1926), który traktował seks jako naturalną ludzką praktykę, wymagającą wiedzy i obustronnej czułości. Irena Krzywicka (1899–1994) z powodzeniem gorszyła opinię publiczną licznymi wypowiedziami na temat świadomego macierzyństwa, wolności seksualnej (dla kobiet – mężczyźni nie mieli z tym problemów), aborcji czy homoseksualizmu. Gorszyłaby, jak należy przypuszczać, również we współczesnej Polsce.
II RP dojrzewała, ale zabito ją u progu wieku pełnoletniego. Trudno nie zadać sobie pytania, co by było dalej, gdyby nie panowie Hitler i Stalin. Ciekawych, hipotetycznych odpowiedzi udzielił jakiś czas temu Ziemowit Szczerek w książce „Rzeczpospolita zwycięska” (jego opinia w skrócie brzmi: mielibyśmy kłopoty, ale całkiem inne). Tyle że Szczerek świadomie pominął kwestie obyczajowe. A zatem kwestia, czy Polska stanęłaby w awangardzie seksualnej rewolucji, pozostaje otwarta.
Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce | Kamil Janicki | Ciekawostki Historyczne.pl/Znak 2015