ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
ESEJE Latanie balonem uchodzi dziś za rodzaj ekstrawaganckiej rozrywki – w swoim czasie miało jednak wymiar zgoła metafizyczny: oto człowiek, istota ciężka i bezskrzydła, mógł unieść się w rejony zamieszkane dotąd przez bogów i popatrzeć na świat z perspektywy właściciela włości. Félix Tournachon, francuski dziennikarz, wynalazca i wybitny fotograf, w 1858 roku zabrał ze sobą do gondoli balonu aparat i unosząc się nad Paryżem, wykonał pierwsze w historii zdjęcia lotnicze. W tym samym momencie, jak można przypuszczać, Bóg umarł. A w 150 lat później angielskiemu pisarzowi Julianowi Barnesowi zmarła ukochana żona. I okazało się, że nowoczesność nie jest w stanie ani zbliżyć się do tajemnicy śmierci, ani nadać sensu żałobie. Wręcz przeciwnie: ten, komu ktoś umarł, zostaje na różne sposoby naznaczony – jako nieatrakcyjny towarzysko, a nawet niebezpieczny przez swoje spętanie smutkiem. „Przepracować żałobę”? Co to w ogóle znaczy, do cholery? – pyta Barnes w eseju „Utrata głębi”. Warto czytać „Wymiary życia” w zestawie z poprzednią eseistyczną książką Barnesa, „Nie ma się czego bać”, próbą odnalezienia przez ateistę pozytywnej filozofii śmiertelności. Być może z własną śmiertelnością rzeczywiście łatwiej sobie poradzić niż z bólem po odejściu najbliższej osoby. W tej drugiej sytuacji człowiek nowoczesny jest całkiem bezradny, płacąc wysoką cenę za demiurgiczne ambicje przodków.
Wymiary życia | Julian Barnes | przeł. Dominika Lewandowska | Świat Książki 2015
WYWIAD RZEKA Istnieje wiele rodzajów śmiechu – ten napędzany poczuciem absurdu i ten wywołany zakłopotaniem, ten biorący się ze współczucia i ten z zażenowania czyjąś bezczelnością. Wszystkie tu wymienione rodzaje śmiechu, a także wiele innych, można wypróbować podczas lektury wywiadu rzeki, jaki Marcin Rotkiewicz przeprowadził z profesorem Jerzym Vetulanim, krakowskim farmakologiem, neurobiologiem, popularyzatorem nauki i generalnie niepowtarzalnym oryginałem z wielkim poczuciem humoru, również na własny temat. Vetulani (rocznik 1936) w swoim czasie dał się poznać zbulwersowanej opinii publicznej jako zwolennik legalizacji narkotyków, ale to ledwie czubek góry lodowej. Z równą werwą profesor opowiada o doświadczeniu wojny, osobliwościach kariery naukowej w PRL-u, utracie wiary w Boga i osobistej znajomości z Karolem Wojtyłą, o współzakładaniu Piwnicy pod Baranami, ewolucyjnej moralności mózgu i chemicznych przyczynach depresji. Dystans, ironia i absolutny brak wewnętrznego cenzora – Vetulani zdaje się człowiekiem, który stłamsił i pokonał swoje superego. Uczynił to, korzystając z jedynej broni, jaką samotna jednostka może przeciwstawić społecznej presji: z wiedzy podrasowanej dobrze wycelowanym dowcipem. To się da zrobić – i wywalczyć w ten sposób skromną przestrzeń osobistej wolności, nikogo przy tym nie krzywdząc. Uczmy się.
Mózg i błazen. Rozmowa z Jerzym Vetulanim | Marcin Rotkiewicz | Czarne 2015
POWIEŚĆ Stephen King coraz pewniej czuje się na polu fikcji kryminalnej i od razu zwodzi czytelników. Straszy, szarpie nerwy, ale ostatecznie to gatunkowa fasada. „Znalezione nie kradzione”, druga po „Panu Mercedesie” powieść, której bohaterem jest emerytowany detektyw Bill Hodges, nie jest bowiem klasycznym kryminałem ani thrillerem. To przede wszystkim przewrotna opowieść o pożądaniu literatury. Wszak morderca Morris Bellamy zabija Johna Rothsteina, jednego z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy (fikcyjnego, ale łatwo mu przypisać cechy Philipa Rotha czy Johna Updike’a) nie dla pieniędzy, ale dla rękopisów jego niepublikowanych powieści. Manuskrypty – ukryte przez zabójcę – po latach trafiają w ręce młodocianego miłośnika literatury i to on stanie się kolejnym celem Bellamy’ego. King po raz kolejny daje tu upust swoim obsesjom. Z milionami nałogowych czytelników dzieli marzenie o odkryciu literackiego arcydzieła, do którego on – i tylko on – miałby dostęp. A jednocześnie, jak przed laty w „Misery”, nawet nie stara się ukryć swojej obawy, że sam mógłby paść ofiarą psychopatycznego fana. Literatura, twierdzi, może skłonić ludzi zarówno do szlachetnych czynów, jak i największych podłości. I najbardziej w „Znalezionym...” przerażające jest to, jak łatwo możemy w bohaterach tej powieści zobaczyć cząstkę samych siebie. Oczywiście wtedy, gdy jesteśmy tak jak oni beznadziejnie uzależnieni od literatury.
Znalezione nie kradzione | Stephen King | przeł. Rafał Lisowski | Albatros 2015