Bohaterami są tutaj Tom i Anna, kochający się Amerykanie, którzy przenieśli się do Londynu, gdzie stoi odziedziczony przez nich dom. Długo jednak się nim nie nacieszą, bo na nieruchomości siada bank

„Dobrzy ludzie” to kolejny głos kina w sprawie kryzysu ekonomicznego z 2008 roku. Bohaterami są tutaj Tom (James Franco) i Anna (Kate Hudson), kochający się Amerykanie, którzy przenieśli się do Londynu, gdzie stoi odziedziczony przez nich dom. Długo jednak się nim nie nacieszą, bo na nieruchomości siada bank. Czegóż jednak nie robi się, by zwalczyć bezdusznych lichwiarzy biurokratów i wydrzeć z ich rąk należną własność? Henrik Ruben Genz dostarcza Tomowi i Annie intratną, ale nie do końca zgodną z prawem możliwość wyjścia z długów. Ta część filmu, w której oboje muszą opowiedzieć się po stronie własnych korzyści, jest najciekawsza. Wtedy przecież poznają sami siebie i siebie nawzajem w ekstremalnej sytuacji. Niestety, twórcę pogłębianie psychologicznych portretów mało obchodzi. Dość szybko traci kontakt z rzeczywistością na rzecz fabularnych fajerwerków. Każe więc stawić Tomowi i Annie czoła nie tylko moralnym dylematom z gatunku „czy znalezione = niekradzione”, ale też m.in. rządzącej Londynem mafii. Ta konfrontacja jest nawet efektowna, ale niewiarygodna tak bardzo, że nie jest w stanie wywołać żadnych emocji. Czy naprawdę kryzys sam w sobie jest już dla nas na tyle nudny, że potrzebujemy opowieści o nim uatrakcyjniać bajdurzeniem na temat mafii?

Dobrzy ludzie | reżyseria: Henrik Ruben Genz | dystrybucja: Monolith | Recenzja: Artur Zaborski | Ocena: 2 / 6