Lankosz pokazuje raczej, że antysemityzm jest taką samą częścią polskiej kultury jak Adam Mickiewicz i bitwa pod Grunwaldem

"Ziarno prawdy” jest jak ostra zaczepka, która nijak nie pasuje do współczesnej panoramy polskiego kina. Na te składają sie przecież filmy grzeczne, poprawne, ułożone, podporządkowane producentom, układom albo masowym widzom. Pośród nich wszystkich film Lankosza jest jak środkowy palec wyciągnięty w stronę tych, którzy oczekiwaliby od niego poddania się regułom etykiety albo gatunku.

Niedostosowania zresztą już zdążyli się uczepić koledzy po fachu. W wielu recenzjach można przeczytać, ze fiasko „Ziarna prawdy” zasadza się na tym, że nie wywołuje napięcia, jak przystało na kryminał, że nie trzyma widza ani za gardło, ani w niepewności. Może i Borys Lankosz nie zdążył jeszcze udowodnić (to dopiero jego drugi, a więc – jak przyjęło się sądzić – najtrudniejszy film w karierze), że świetnie zna się na regułach gatunkami rządzących (choć kto pamięta jego musical „Pamiętnik pani Hanki”, może mieć na ten temat inne zdanie), ale w to, że ten akurat film osunął mu się z rak, jakoś trudno jest uwierzyć.

Za dużo tu ironii i autoironii, podśmiewywania się z bohaterów i z narracyjnej konstrukcji, za wyraźny jest ten ekranowy świat, żeby służyć miał jedynie wiernemu przeniesieniu historii komisarza Teodora Szackiego z kart powieści Zygmunta Miłoszewskiego na kinowy ekran. Zdaje się, ze Lankoszowi od początku sprawa, nad którą pracuje prokurator, służyła nie do budowania napięcia, tylko diagnozowania Polski i polskości. Wykorzystując ramy gatunku, wiele o nas, widzach, udaje mu się powiedzieć. A przy okazji intrygująco się filmową formą zabawić.

W „Ziarnie…” Szacki rozwiązuje zagadkę mordercy, który popełniając zbrodnie, inspiruje się niesławnym obrazem Karola de Prevota z XVIII wieku, przedstawiającym rzekomy mord rytualny chrześcijańskiego dziecka dokonany przez Żydów. Wracają więc w filmie odwieczne narodowe napięcia i zaściankowy antysemityzm. Jednak reżyser nie wskazuje na niego z potępieńczym wyrzutem. Nie bawi się w tanią publicystykę ani moralizatorstwo. Lankosz pokazuje raczej, że antysemityzm jest taką samą częścią polskiej kultury jak Adam Mickiewicz i bitwa pod Grunwaldem. I idzie w tę tezę w zaparte, podpierając się inteligentnymi dialogami i bystrymi obserwacjami. Zdarza mu się otrzeć o przesadę, w niektórych miejscach przekracza granice dobrego smaku, ale dzięki utrzymanej w ryzach opowieści i odwadze w mówieniu o naszych bolączkach i przywarach efektem jest przepracowanie kwestii, których inni wolę nie poruszać. Z „Ziarna prawdy” kiełkuje kolczasta roślina.

Ziarno prawdy | Polska 2015 | reżyseria: Borys Lankosz | dystrybucja: Next Film | czas: 110 min | Recenzja: Artur Zaborski | Ocena: 4 / 6