Bohaterowie „Dziewczyn” przechodzą z mowy na śpiew w momentach, gdy szukają ujścia dla silnych emocji, chcą wyrazić swój sprzeciw bądź zaczarować rzeczywistość

W „Dziewczynach” łatwo można się zakochać. Film Stuarta Murdocha jest jednocześnie nieśmiały i nonszalancki, a emocjonalną szczerość łączy ze znakomitym wyczuciem stylu. Choć reżyser opisuje czasy współczesne, ostentacyjnie manifestuje swoje przywiązanie do mody retro. Dzięki temu kostiumy bohaterów i elementy scenografii wyglądają, jakby zostały wykradzione wprost z planu dowolnego filmu Nowej Fali. Charakterystyczna dla filmu Murdocha estetyzacja otaczającej rzeczywistości nie jest jednak tylko artystycznym kaprysem. W strategii reżysera widoczna pozostaje tęsknota za kinem, które – przy poważnym traktowaniu bohaterów – emanuje lekkością, pozostaje świadome własnej atrakcyjności i w skuteczny sposób wdzięczy się do widza. Dzięki temu „Dziewczyny” przypominają hipsterską wersję musicalu „Kobieta jest kobietą”, film ze scenariuszem, który Jean-Luc Godard mógłby naszkicować na serwetce ze Starbucksa.

Trudno uwierzyć, że tak konsekwentna stylistycznie wizja może być dziełem debiutanta. W „Dziewczynach” widać jednak erudycję reżysera wyglądającego na uważnego widza filmów Wesa Andersona czy Richarda Ayoade. Zanim Murdoch chwycił zresztą za kamerę, przez lata święcił triumfy jako lider indiepopowego zespołu Belle & Sebastian. Na pewnym etapie kariery muzyk nagrał również konceptualny album „God Help the Girl”, który z założenia miał stanowić inspirację dla przyszłego filmu. Choć zmieniły się środki wyrazu, Murdoch pozostał wierny wypracowywanej przez lata wrażliwości. W swych piosenkach od dawna szkicował przecież portrety nastolatek zmagających się z kryzysem tożsamości, lękiem o własną przyszłość czy rozterkami sercowymi. W opowiadanej na ekranie historii potrafił zachować także – dobrze znany z piosenek Belle & Sebastian – ton oparty na delikatności i subtelnej ironii.

Łącznikiem między muzyczną i filmową aktywnością Murdocha pozostaje także nienachalny autobiografizm. Losy Eve – która zakłada zespół muzyczny, by okiełznać trawiącą ją depresję – stanowią wariację na temat początków muzycznej kariery reżysera. Logicznym następstwem skonstruowania takiej właśnie fabuły było wpisanie jej w konwencję musicalu. Bohaterowie „Dziewczyn” przechodzą z mowy na śpiew w momentach, gdy szukają ujścia dla silnych emocji, chcą wyrazić swój sprzeciw bądź zaczarować otaczającą rzeczywistość. Zupełnie jak Murdoch traktują więc obcowanie ze sztuką jako niezawodną formę terapii i inspirację do twórczego przekształcania własnych traum. Znakomite „Dziewczyny” mają w sobie moc zdolną zapewnić widzowi jednakowo silne katharsis.

Dziewczyny | Wielka Brytania 2014 | reżyseria: Stuart Murdoch | dystrybucja: VUE Movie Distribution | czas: 111 min | Recenzja: Piotr Czerkawski | Ocena: 5 / 6