Stankiewicz nie rozpieszcza swoich fanów, w ciągu 15 lat wydała zaledwie cztery płyty, ale warto czekać na takie krążki jak „Lucy and the Loop”. 20 listopada Kasia zaprezentuje materiał w warszawskiej Stodole.

Wokalistka kroczyła do tej pory różnymi muzycznymi drogami. Teraz czeka ją etap chyba najtrudniejszy, ale też najbardziej fascynujący. Właśnie wydała swój najnowszy solowy krążek „Lucy and the Loop”, pierwszy po aż ośmiu latach. Ta płyta to dużo więcej niż dźwięki. Przy okazji „Lucy and the Loop” powstały lub powstaną rzeźby, obrazy, filmy, zdjęcia, murale i nowele. Materiał muzyczny, jego klimat jest punktem wyjścia interdyscyplinarnego projektu, jakiego chyba na naszym rynku jeszcze nie było. Czy Kasia udźwignie presję?

Muzycznie „Lucy and the Loop” broni się znakomicie. 10 kompozycji w wyciszającym, elektronicznym klimacie momentami tylko przypominającym to, co Stankiewicz pokazała na swoich wcześniejszych krążkach, „Extrapop” i „Mimikra”. Nowe wcielenie Kasi jest za to setki mil od tego, co robiła z Varius Manx. Całość zaczyna kompozycja „Alone” wprowadzająca słuchacza w opowieść o Lucy. Delikatne, przestrzenne dźwięki zostają w połowie zastąpione przez fortepian i zimny rytm. Do tego dochodzi głos Kasi, nieinwazyjny, czysty, pięknie brzmiący po angielsku. Całość wieńczą budzące lekką grozę dźwięki kościelnych organów. Druga opowieść to „As I See”, w której Kasia brzmi trochę jak wokalista Hooverphonic z czasów ich genialnego debiutu „A New Stereophonic Sound Spectacular”, Liesje Sadonius. Połamane rytmy, ponakładane na siebie, pozornie nieprzystające dźwięki tworzą w końcówce jeden z najlepszych, rytmicznych, nawiązujących do stylistyki lat 80. (chociażby New Order) momentów na płycie.

Z kolei trzecie na płycie „Changes” kojarzy się z przestrzennym, kosmicznym brzmieniem Air. „East” to zabawa z folkiem i instrumentami pokroju klawesynu. To kolejny numer, który w różnych swoich momentach ma różne trajektorie. „Impair” jest kolejną zabawą z połamanymi dźwiękami w electropopowym stylu. Zbudowany na bazie zabaw Kasi z głosem „Miracles” pokazuje jej szerokie możliwości wokalne. W „Soul” dla Stankiewicz tło stanowią dźwięki pianina, szumy jakby z życia portowego miasta, a całość ubrana jest w lekko kabaretowy klimat. „Lucy” to pokaz współgrania klasycznych instrumentów typu wibrafon z gitarowym hałasem. Pokaz umiejętności pisania piosenek wpadających w ucho to rytmiczny „Up Rim”. Finałem krążka o wychodzeniu z samotności, poszukiwaniu miejsca i życiowej sinusoidzie jest „Dancing With Balloons”, którego nie powstydziłaby się Tori Amos.

Stankiewicz nie rozpieszcza swoich fanów, w ciągu 15 lat wydała zaledwie cztery płyty, ale warto czekać na takie krążki jak „Lucy and the Loop”. 20 listopada Kasia zaprezentuje materiał w warszawskiej Stodole.

Kasia Stankiewicz | Lucy and the Loop | Warner Music | Recenzja: Wojciech Przylipiak | Ocena: 5 / 6