DrAMAT | Już wiadomo że „Życie Adeli – Rozdział 1 i 2” Abdellatifa Kechiche’a będzie jednym z najważniejszych tytułów tej dekady. Arcydzieło współczesnego kina, do którego chce się wracać, również na małym ekranie. Filmografia Kechiche’a jest skromna, liczy zaledwie pięć pozycji: „Winę Woltera” (2000), „Unik” (2003), „Tajemnicę ziarna” (2007), „Czarną Wenus” (2010) oraz „Życie Adeli” – ale każdy z tych tytułów był znaczącym wydarzeniem artystycznym, a reżyser ma na koncie kilkadziesiąt prestiżowych nagród. Struktura obrazowania i struktura narracyjna w kinie Abdellatifa Kechiche’a nie jest przeciwstawna, między nimi rozciąga się całe continuum bytów pośrednich, wśród których znajdują się na przykład hybrydyczne z reguły scenariusze. Również „Życie Adeli” sprawia początkowo wrażenie tytułu niedopracowanego, puszczonego na żywioł, ekscentrycznego również pod względem metrażu – film trwa równo trzy godziny. W obserwacjach Kechiche’a nie ma specjalnej logiki ani żelaznej konsekwencji. Życie Adeli jest impresyjne, przypadkowe. W owym życiopisaniu, jakby wyjętym z prozy Białoszewskiego, nie ma rygorystycznego podziału na dni, tygodnie, miesiące i lata. Adela dojrzewa, zadaje pytania, uczy się prywatnego dekalogu, odkrywa, które przykazania są w nim przydatne, naiwne lub zakazane.
To jeden z najbardziej sensualnych filmów w dziejach kina i nie mam wcale na myśli odważnych scen lesbijskiego seksu. O „Życiu Adeli” myśli się zmysłowo. Śliczna, pyzata dziewczyna wsiada na rower, jedzie do szkoły. W tej scenie jest wszystko: młodość, niewinność, ale i przeczucie bólu, który nastąpi za chwilę. W filmie Kechiche’a nie trzeba niczego komentować, dopowiadać. To się czuje. Adele Exarchopoulos, bezbłędna odtwórczyni tytułowej roli, bywa irytująca, chwilami chciałoby się szepnąć: „Wyluzuj, dziewczyno, przestań wciąż beczeć”. Za moment łapiemy się jednak na tym, że Kechiche’owi udało się to, co w zasadzie niemożliwe w kinie. Sfotografował życie bez montażowych cięć, takim, jakie jest naprawdę.
Prawda życia, prawda dwóch egzystencji, Emmy i Adeli, na pierwszym planie oraz kilkunastu obocznych na planach dalszych to zarówno to, co fotogeniczne, kinogeniczne, jak i sztampowe, naiwne. Uwięziony na pośladku pryszcz, przekrwione spojówki, ale i infantylizm bez wieku albo gorycz porażki. Kechiche nie napisał kolejnej nowofalowej powieści, tylko złapał życie w locie. Adela czyta na zajęciach „Życie Marianny” Marivaux, ale to jedynie stylistyczny wybieg reżysera, wędka zarzucona na naiwnych krytyków i interpretatorów jego filmu. W „Życiu Adeli” nie ma celowych literackich powtórzeń z Marivaux. Są dwa długie, prywatne rozdziały. Adela to każdy.
Życie Adeli – rozdział 1 i 2 | reżyseria: Abdellatif Kechiche | dystrybucja: Gutek Film | Recenzja: Łukasz Maciejewski | Ocena: 6 / 6