„Dracula” w reżyserii Francisa Forda Coppoli jest nie tyle horrorem, ile wystawną kinofilską ucztą i pełną odniesień popkulturową układanką

Dracula rzeczywiście jest nieśmiertelny. Prawie 120 lat po premierze powieści Brama Stokera najsłynniejszy z wampirów wciąż ma się dobrze i co chwila pojawia się na ekranach, kartach książek i komiksów. Jednak spośród wszystkich adaptacji tylko nieliczne przechodzą próbę czasu. „Dracula” wyreżyserowany w 1992 roku przez Francisa Forda Coppolę jest z pewnością jedną z nich.

Twórca „Ojca chrzestnego” – w przeciwieństwie do poprzedników, którzy mierzyli się z powieścią Stokera – opowiedział historię Draculi w konwencji gotyckiej love story. Tych, którzy jeszcze filmu nie widzieli, uspokajam: Coppola nie był prekursorem „romansów paranormalnych” w stylu „Zmierzchu”. Jego opowieść jest posępna i krwawa, przesycona erotyką i kipiąca emocjami. W ślad powieści Stokera reżyser uwikłał swoich bohaterów – młodego radcę prawnego Jonathana Harkera, jego ukochaną Minę Murray, łowcę wampirów Abrahama Van Helsinga oraz oczywiście samego Draculę – w grę śmierci, pasji i pożądania.

Jednocześnie Coppola, świadomy, że o Draculi powiedziano już wszystko, zamienił swój film w fascynującą układankę, prawdziwy katalog kulturowych tropów i aluzji. Choć w wywiadach przyznawał, że większą inspiracją był dla niego „Wampir” Dreyera niż „Nosferatu” Murnaua, kłania się niemieckim ekspresjonistom w równej mierze co klasycznym horrorom z Universalu i gotyckim produkcjom z wytwórni Hammer. Potrafi czerpać natchnienie z Biblii, niemego kina, opery i chińskiego teatru cieni, odwoływać się do „Pięknej i bestii” (zwłaszcza w wersji Jeana Cocteau) i „Kaliguli” Tinto Brassa. Takich tropów jest w filmie Coppoli mnóstwo: moim ulubionym jest chyba wiszący w transylwańskim zamku portret, który jest niemal wierną kopią najsłynniejszego autoportretu Albrechta Dürera, tyle że z obliczem Gary’ego Oldmana. Zresztą sam Dracula jest tu postacią o wielu twarzach, a Oldman świadomie odwołuje się do swoich wielkich poprzedników: do elegancji Beli Lugosiego, żądzy Christophera Lee, czaru Franka Langelli. Recenzent „Time’a” Richard Corliss widział w filmowym wampirze cały panteon popkulturowych ikon – porównywał Draculę do Romea, Don Juana, Latającego Holendra, a nawet Jezusa.

Opowiadana przez Coppolę historia gubi się chwilami w gąszczu popkulturowych odniesień, ale nawet jeśli fabuła nie ma siły powieściowego oryginału, „Dracula” wciąż pozostaje wizualną ucztą, kipiącym bogactwem pomysłów popisem wyobraźni. Film zdobył Oscary za najlepsze kostiumy i charakteryzację (Akademia dołożyła jeszcze statuetkę za montaż efektów dźwiękowych) oraz nominację za scenografię. Na kolejne zasługiwali bez wątpienia operator Michael Ballhaus, a także Wojciech Kilar, który skomponował fenomenalną, zapadającą w pamięć muzykę (niedawno jej fragmenty wykorzystali m.in. twórcy serialu „American Horror Story”). Coppola chciał także, by film został zrealizowany bez użycia nowoczesnych efektów specjalnych. Gdy kilku specjalistów w tej dziedzinie uznało, że to niemożliwe, reżyser zwolnił wszystkich i zatrudnił swojego syna Romana – wówczas stawiającego pierwsze kroki w branży. Ten nie bał się wyzwania, więc wszystkie ujęcia specjalne powstały dzięki użyciu analogowych metod, co dodatkowo nadało „Draculi” staroświeckiego sznytu.

Wielką wartością filmu są też aktorzy. Nawet mocno krytykowany po premierze Keanu Reeves pasuje do roli Harkera – sztywny sposób bycia sprawia, że jego bohater należy do innego porządku niż inne postaci, i to się sprawdza. Na drugim planie błyszczą Anthony Hopkins, Sadie Frost, a zwłaszcza Tom Waits. No i wreszcie wspaniała rola Gary’ego Oldmana. Dracula w jego wykonaniu nie jest wyłącznie krwiożerczym monstrum. Skazany na wieczne potępienie, żyjący w ponurym karpackim zamczysku cierpi nie z powodu swej demonicznej natury, ale z powodu utraconej miłości. Jak pięknie ujął to przywoływany już Corliss: „Wszyscy wiemy, że Dracula ma serce. Coppola wie, że to więcej niż organ, który trzeba przebić kołkiem”.

Dracula | Ale kino+ | godz. 22.25