Miało być dwanaście, skończyło się na dwudziestu czterech zeszytach. Motywowane niespodziewanym popytem dodruki pierwszego numeru „Fatale” i stale rosnąca sprzedaż komiksu zweryfikowały plany i Eda Brubakera, i Image Comics co do przyszłości miniserii, która rozrosła się dwukrotnie. Scenarzysta, mający za sobą świetne, głośne tytuły pisane dla Marvela („Kapitan Ameryka”, „Daredevil”) i DC („Gotham Central”) oraz mniejsze, autorskie projekty, potrafi znakomicie ożenić superbohaterszczyznę z czarnym kryminałem. „Fatale” – tytuł stworzony do spółki z rysownikiem Seanem Philipsem, z którym Brubaker pracował już nad paroma innymi komiksami – jest eklektyczną syntezą jego pulpowych fascynacji, sięgających dawnych periodyków popularyzujących literaturę groszową, gdzie publikowali chociażby Howard Phillips Lovecraft i Dashiell Hammett, a która doczekała się po latach nobilitacji. Przy czym nie jest to romans powierzchowny. Brubaker to scenarzysta o wysokiej świadomości twórczej i tworzy dzieło o charakterze autotematycznym, zaś zapożyczenia i cytaty pełnią u niego funkcję nie tylko ornamentacyjną, ale są integralnym elementem fabuły.
Struktura „Fatale” opiera się na narracji szkatułkowej, to opowieść w opowieści. Nicolas Lash, jedyny spadkobierca przyjaciela ojca, pisarza grafomana specjalizującego się w kryminałach, znajduje w domu zmarłego niewydany maszynopis prawdopodobnie jego pierwszej powieści. Sam kontakt z zapisanymi gęsto stronami sprowadza na niego lawinę nieszczęść, w wyniku których odnosi poważne obrażenia. Z życiem uchodzi dzięki tajemniczej kobiecie, która znika ze sceny tak prędko, jak się na niej pojawiła. Leżąc na szpitalnym łóżku, Nicolas czyta manuskrypt Dominica Rainesa, opowieść tak nieprawdopodobną, że bezsprzeczne wyssaną z palca, a jednak imponującą autobiograficznym szczegółem. Literacka fikcja zaczyna nadawać sens rzeczywistości.
Rdzeń scenariusza Brubakera stanowi opowieść detektywistyczna rodem z czarnego kryminału, pełna charakterystycznych dla gatunku stereotypowych postaci: umoczeni gliniarze, reporter everyman, który zostaje wplątany w intrygę, no i, rzecz jasna, tytułowa femme fatale o nadnaturalnej (dosłownie!) mocy oplatania sobie mężczyzn wokół palca. I to właśnie element fantastyczny udanie odświeża zmurszałe schematy fabularne, urozmaicając zagadkę kryminalną upiornymi stworami z sennego koszmaru i brutalnymi mordami rytualnymi o podłożu okultystycznym. Brubaker i Philips dbają o odpowiednią stylistykę – narracja jest konsekwentnie pierwszoosobowa, rysunki zaś stylizowane na filmowe kadry, gdzie nocne światło przemyka przez uchylone żaluzje, a postaci rzucają długie cienie. „Fatale: Śmierć podąża za mną” to pierwszy rozdział z pięciu. Historia główna ciągnąć się bowiem będzie od lat 30. ubiegłego wieku aż do teraźniejszości, ze sporadycznymi wyskokami aż do XIII wieku.
Fatale: Śmierć podąża za mną | scenariusz: Ed Brubaker, ilustracje: Sean Philips | przeł. Robert Lipski | Mucha Comics 2014 | Recenzja: Bartosz Czartoryski | Ocena: 4 / 6