Na początku wszystko ich onieśmiela, bawi, pociąga. Ich wycieczka do roku 1981 to podróż do epoki, którą zaledwie liznęli jako kilkuletnie dzieci. Trudno więc o pełne, obiektywne wspomnienia. Ich książka pokazuje zresztą, że obiektywizmów jest w przypadku PRL-u tyle, ile wspomnień. Meyza i Szabłowski na sześć miesięcy postarali się odwzorować realia Polski Ludowej w jak najwierniejszy sposób. Mieszkają w bloku z wielkiej płyty, mają meblościankę, zabawki, ciuchy z epoki. Nie używają komórek, myją szyby octem, gotują według przepisów i z produktów dostępnych w tamtych czasach.
Nie wszystkie przedmioty są akurat takie, jakie mogły być w1981 roku. Plakaty Sandry i Modern Talking nie mogły wtedy wisieć na ścianie, bo muzycy byli jeszcze przed debiutem. To są jednak szczegóły. Tu chodzi o skonfrontowanie tęsknoty za PRL-em z brutalną rzeczywistością tamtej epoki i z teraźniejszością. To zestawienie jest w tej lekturze najbardziej pochłaniające. Niestety książka jest nierówna. W kilku momentach siada tempo, nudzi też felietonistyczna końcówka. Ciekawe, że Szabłowski i Meyza najbardziej przenieśli się do początku lat 80. chyba nieświadomie. Współautorka podczas eksperymentu zaszła w ciążę. Zupełnie jak miliony Polek w tamtym czasie, co było powodem wyżu demograficznego.
NASZ MAŁY PRL | Witold Szabłowski, Izabela Meyza | Znak 2012