Posthalloweenowa rozrywka dla wszystkich dzieci, które niespecjalnie boją się wampirów, wilkołaków i wszelkiego rodzaju monstrów. Ale ich rodzice również mają szansę się nieźle bawić. Tytułowy Hotel Transylwania to przybytek założony przez samego Draculę – mogą się w nim chronić wszystkie potwory prześladowane przez ludzi. Co roku wszystkie zjeżdżają się do Transylwanii, by świętować urodziny Mavis, córki hrabiego – tym razem 118., dla wampirzycy to ledwie pierwszy krok w dorosłość. Pech chce, że oprócz starych znajomych Draculi, m.in. monstrum Frankensteina, Mumii i Niewidzialnego Człowieka (na szczęście nosi okulary, więc można go jednak zauważyć), do hotelu zupełnie przypadkowo trafia Johnny, roztrzepany 21-letni turysta. Początkowo zlot potworów bierze za niezłą maskaradę, a potem wpada w oko Mavis, która pragnie za wszelką cenę wydostać się spod opiekuńczej peleryny ojca.

„Hotel Transylwania” to pierwszy pełnometrażowy film wyreżyserowany przez rosyjskiego (choć od dawna mieszkającego w USA) animatora Genndy’ego Tartakovsky’ego. Od połowy lat 90. twórca był gwiazdą Cartoon Network i odpowiadał za jedne z największych sukcesów stacji, m.in. za seriale „2 głupie psy”, „Laboratorium Dextera”, „Atomówki” i rewelacyjnego „Samuraja Jacka”. Sam George Lucas zaprosił go do współpracy nad krótkimi animacjami z serii „Gwizedne wojny: Wojny klonów”. Ostatnio jednak długo zajmował się mniej istotnymi przedsięwzięciami. Do animacji wraca jednak w całkiem dobrej formie: „Hotel...” jest zgrabnym przełożeniem popkulturowych mitów rodem z kina grozy na język animacji. Gdyby tylko dostał do rąk lepszy scenariusz, moglibyśmy mieć do czynienia z produkcją na poziomie najlepszych dzieł Pixara. Ale i tak na brak atrakcji nie można narzekać – krwiożercze na co dzień potwory dobrze odnalazły się w przerysowanym, animowanym świecie.

Hotel Transylwania | USA 2012 reżyseria: Genndy Tartakovsky | dystrybucja: UIP| czas: 91 min